Profil użytkownika
Eddek
Zamieszcza historie od: | 6 grudnia 2016 - 15:40 |
Ostatnio: | 22 maja 2019 - 14:29 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 330
- Komentarzy: 21
- Punktów za komentarze: 23
W mojej wiosce jest dużo rond. Wydaje mi się, że solidnie zawyżamy średnią krajową. Przez ostatnie 15-20 lat natłukli ich tyle, że nie ma opcji, żeby przejechać miasto po przekątnej w jakikolwiek sposób i nie zaczepić o minimum 3-4 ronda. Nawet na obwodnicy są ronda. I to ronda różnego rodzaju - małe, duże, 1, 2 pasy, turbinowe i zwykłe, ze światłami i bez... Do wyboru, do koloru.
Zdawałoby się, że przy takiej ilości rond tubylcy i okoliczni turyści mają dość okazji, aby wyszkolić się z zasad poruszania się po nich. Mimo to zawsze znajdzie się:
1) Jakiś Seba w tuningowanym na wysoki połysk BMW 316i z '89 roku, którego znaki ustąp pierwszeństwa nie dotyczą i który musi się wcisnąć przed sam nos komuś, kto już jest na rondzie, zmuszając go do testowania sprawności hamulców.
2) Jakiś inny Janusz w Plebsobusie Pasztecie, którego oznakowanie ronda (szczególnie turbinowego) nie interesuje i on zawsze musi przeciąć 3 pasy, żeby z prawego pasa wjazdowego zjechać na (koniecznie) lewy ostatnim wyjazdem.
3) Mirek, który nie rozróżnia do których świateł na rondzie ma się aktualnie stosować, więc profilaktycznie zwraca uwagę tylko na pierwsze, a pozostałe zlewa ciepłym moczem.
Zdawałoby się, że przy takiej ilości rond tubylcy i okoliczni turyści mają dość okazji, aby wyszkolić się z zasad poruszania się po nich. Mimo to zawsze znajdzie się:
1) Jakiś Seba w tuningowanym na wysoki połysk BMW 316i z '89 roku, którego znaki ustąp pierwszeństwa nie dotyczą i który musi się wcisnąć przed sam nos komuś, kto już jest na rondzie, zmuszając go do testowania sprawności hamulców.
2) Jakiś inny Janusz w Plebsobusie Pasztecie, którego oznakowanie ronda (szczególnie turbinowego) nie interesuje i on zawsze musi przeciąć 3 pasy, żeby z prawego pasa wjazdowego zjechać na (koniecznie) lewy ostatnim wyjazdem.
3) Mirek, który nie rozróżnia do których świateł na rondzie ma się aktualnie stosować, więc profilaktycznie zwraca uwagę tylko na pierwsze, a pozostałe zlewa ciepłym moczem.
ronda kierowcy
Ocena:
58
(86)
Po przeczytaniu historii http://piekielni.pl/76138 stwierdziłem, że i ja się podzielę swoim spotkaniem z drogówką dawno temu. Będzie trochę przydługawo.
Działo się to w niedzielę w 2007 roku, wracaliśmy ze świeżo upieczoną moją narzeczoną i parą przyjaciół z gór, gdzie rzeczone zaręczyny miały miejsce. Ogólnie zadowoleni itp. Górska droga wiodła przez wioski i w którejś chwili zauważyłem, że auta z przeciwka mi mrugają. Pierwsza myśl - stoją i suszą. Droga i tak na wiele nie pozwalała, ale po 3 wioskach zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie chodzi o to, że jadę bez świateł. Auto stare, więc pomyślałem, że fakt świecenia się kontrolki na desce nie musi mieć potwierdzenia w rzeczywistości. Postanowiłem się zatrzymać, aby sprawdzić, a na miejsce zatrzymania wybrałem zatoczkę autobusową, bo droga wąska. Jak tylko się zatrzymałem, zauważyłem kilkadziesiąt metrów dalej po przeciwnej stronie ulicy nieoznakowany radiowóz i 2 postacie w kamizelkach z lizakiem. Ruszyłem z miejsca i zgodnie z oczekiwaniami patrol zaprosił mnie na pobocze.
[P]olicjant: Dzień dobry, st. asp. Typ Piekielny, komenda powiatowa w Zadupiu. Panie kierowco, od kiedy to wolno zatrzymywać się w zatoczce autobusowej?
[J]a: Panie władzo, daleko do domu (~250km, drogę mniej więcej znałem, byłem tam 2 raz, a wtedy jeszcze GPS-y były mało popularne), drogę chciałem na mapie sprawdzić, wąsko jest, nie chciałem stwarzać zagrożenia.
[P]: W porządku, prawo jazdy, OC, dowód rejestracyjny.
Dałem co trzeba, po czym [P] czmychnął do auta, a my czekaliśmy co dalej. Wrócił po ~5 min. i poprosił mnie o opuszczenie auta.
[P]: Gaśnica i trójkąt jest?
Otworzyłem bagażnik, pokazałem gaśnicę (ważną) i trójkąt.
[P]: Ten trójkąt nie może być, wewnętrzne odblaski muszą być sztywne (mój trójkąt był z tych kompaktowych, gdzie wewnętrzne odblaski są foliowe, nie kojarzyłem paragrafu na to, ale trójkąt był nowy).
[J]: Kupiłem go 3 tygodnie temu w TESCO, skoro takie sprzedają, to widać może być.
I to był ten moment, w którym wiedziałem już, że lekko nie będzie. Nie wiedziałem tylko jak źle będzie.
[P]: No dobrze, panie kierowco, sprawdzimy oświetlenie pojazdu.
Sprawdził wszystko - światła pozycyjne, mijania, drogowe, przeciwmgłowe przód/tył, cofania, kierunki, oświetlenie tablicy.
[P]: Sygnał dźwiękowy działa?
Test. Pozytywny.
[P]: Proszę podnieść maskę.
WTF? No ale OK, poczciwy poldek przeszedł przegląd techniczny miesiąc wcześniej bez problemów, zadbany był, bo lubiłem swoje auto, więc wiedziałem, że nic nie znajdzie. Maska w górze, typ ogląda silnik i przyległości.
[P]: Silnik płynów nie gubi?
[J]: Auto jest świeżo po przeglądzie, silnik suchy, szczelny, zadbany.
[P]: O, panie kierowco, płynu hamulcowego nie ma.
Techno-bełkot: Polonez (podobnie jak 125p) ma niewielki zbiorniczek z gigantycznym pływakiem w środku, jak całość jest złożona, to płyn wchodzi po brzegi zbiorniczka i nie widać "kreski".
Odkręciłem korek, wyciągnąłem mokry pływak, żeby typ zobaczył, że płyn jednak jest.
[P]: Dobrze, proszę wyprostować koła.
W tym momencie typ kucnął przy przednim kole, złapał się oburącz za oponę i podjął czynną próbę usunięcia przedniego zawieszenia z pojazdu. Gdy mu się to nie udało, przeszedł na drugą stronę auta i ponowił próbę z drugim kołem. Kolejnym etapem były próby wyciągnięcia półosi z mostu.
Zgodnie z zasadą, że jeśli wystarczająco długo będzie się szukać, to i dziura w całym się znajdzie, tutaj nie było inaczej.
[P]: O, panie kierowco, łyse opony z tyłu!
[J]: Nie są łyse, znaczniki jeszcze nie wyszły na bieżnik.
[P]: Na środku nie, ale przy wewnętrznych stronach tylnych opon już tak.
Cóż, tak faktycznie było, opony były już trochę zjechane i czekała je wymiana, zużycie było jednak nierówne. Na tym etapie kontrola trwała już dobre pół godziny i miałem typa serdecznie dość, więc postanowiłem nie dolewać oliwy do ognia. Teraz wiem, że mogłem z gościem polemizować, ale wtedy o tym nie pomyślałem.
[P]: W związku z tym zostanie zatrzymany panu dowód rejestracyjny z powodu złego stanu technicznego ogumienia oraz nałożony mandat karny w wysokości 100 zł. Przysługuje prawo odmowy przyjęcia etc.
[J]: No dobrze, niech tak będzie.
Miałem gościa dość, 100 zł wtedy nie było wielkim problemem i nie uznałem odmowy i ewentualnego bujania się 260 km na rozprawy, żeby pozbyć się mandatu za ekonomicznie zasadne. Wróciłem do auta, zły, zamieniłem kilka słów czekając, aż typ wróci z mandatem. Gdy wrócił, podpisałem potwierdzenie zatrzymania dowodu (z ograniczeniem prędkości do 50km/h na czas dojazdu do miejsca garażowania) oraz mandat, po czym udałem się w stronę domu. Odjeżdżając zwróciłem uwagę, że zatrzymują kolejne auto, jeśli wierzyć tablicom na aucie także dobre 300 km od domu.
Po kilku dniach i zmianie opon udałem się na okręgową stację kontroli celem uzyskania kwitka potrzebnego do odzyskania DR z wydziału komunikacji. Podszedłem do diagnosty, podaję mu kwitek od Typa i mówię o co mi chodzi.
[D]iagnosta: No OK, ale co ja mam panu zrobić?
[J]: Potrzebuje glejt, żeby odebrać DR.
[D]: Ja wiem, co pan potrzebuje, ale co ja mam panu wystawić, skoro ten debil wpisał panu w powód zatrzymania adres zamieszkania? Źle pan mieszkasz, na to nie poradzę! - po czym oddaje mi kwitek z uśmiechem na ustach.
W całym tym stresie i złości całą sytuacją nie przyglądałem się dokładnie kwitkowi, podpisałem odbiór i tyle. Dopiero diagnosta pokazał mi palcem, że z powodu długości mojego adresu skończyło się Typowi miejsce, więc zszedł linijkę niżej - w powód zatrzymania wpisując ulicę i nr domu. Samego powodu natomiast już nie wpisał, bo nie miał gdzie.
[J]: No i co teraz?
[D]: No teraz jakbyś pan pojeździł taksą i pozbierał paragony, to możesz mu je pan wysłać i niech płaci.
[J]: Nie, nie chce mi się z nim bawić, już dość się go naoglądałem, żeby się jeszcze z nim pieścić. Da się coś zdziałać?
[D]: O co poszło?
[J]: Łyse opony z tyłu.
Diagnosta obejrzał opony, stwierdził stan dobry i poszedł klepać glejt. Gdy mi go oddawał skwitował, że sam by się z typem pobawił, "żeby się debil nauczył".
Na glejcie było tak samo nijako jak na kwitku: Ustał powód zatrzymania dowodu rejestracyjnego.
Pani w okienku w wydziale komunikacji popatrzyła na kwitek i już chciała pytać, jak spojrzała na glejt. Parsknęła śmiechem, dała do pokwitowania i oddała dowód.
To było moje pierwsze i najgorsze spotkanie z drogówką, późniejsze były już normalne. Jak w każdej pracy - są ludzie i parapety, krzesła i taborety.
Działo się to w niedzielę w 2007 roku, wracaliśmy ze świeżo upieczoną moją narzeczoną i parą przyjaciół z gór, gdzie rzeczone zaręczyny miały miejsce. Ogólnie zadowoleni itp. Górska droga wiodła przez wioski i w którejś chwili zauważyłem, że auta z przeciwka mi mrugają. Pierwsza myśl - stoją i suszą. Droga i tak na wiele nie pozwalała, ale po 3 wioskach zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie chodzi o to, że jadę bez świateł. Auto stare, więc pomyślałem, że fakt świecenia się kontrolki na desce nie musi mieć potwierdzenia w rzeczywistości. Postanowiłem się zatrzymać, aby sprawdzić, a na miejsce zatrzymania wybrałem zatoczkę autobusową, bo droga wąska. Jak tylko się zatrzymałem, zauważyłem kilkadziesiąt metrów dalej po przeciwnej stronie ulicy nieoznakowany radiowóz i 2 postacie w kamizelkach z lizakiem. Ruszyłem z miejsca i zgodnie z oczekiwaniami patrol zaprosił mnie na pobocze.
[P]olicjant: Dzień dobry, st. asp. Typ Piekielny, komenda powiatowa w Zadupiu. Panie kierowco, od kiedy to wolno zatrzymywać się w zatoczce autobusowej?
[J]a: Panie władzo, daleko do domu (~250km, drogę mniej więcej znałem, byłem tam 2 raz, a wtedy jeszcze GPS-y były mało popularne), drogę chciałem na mapie sprawdzić, wąsko jest, nie chciałem stwarzać zagrożenia.
[P]: W porządku, prawo jazdy, OC, dowód rejestracyjny.
Dałem co trzeba, po czym [P] czmychnął do auta, a my czekaliśmy co dalej. Wrócił po ~5 min. i poprosił mnie o opuszczenie auta.
[P]: Gaśnica i trójkąt jest?
Otworzyłem bagażnik, pokazałem gaśnicę (ważną) i trójkąt.
[P]: Ten trójkąt nie może być, wewnętrzne odblaski muszą być sztywne (mój trójkąt był z tych kompaktowych, gdzie wewnętrzne odblaski są foliowe, nie kojarzyłem paragrafu na to, ale trójkąt był nowy).
[J]: Kupiłem go 3 tygodnie temu w TESCO, skoro takie sprzedają, to widać może być.
I to był ten moment, w którym wiedziałem już, że lekko nie będzie. Nie wiedziałem tylko jak źle będzie.
[P]: No dobrze, panie kierowco, sprawdzimy oświetlenie pojazdu.
Sprawdził wszystko - światła pozycyjne, mijania, drogowe, przeciwmgłowe przód/tył, cofania, kierunki, oświetlenie tablicy.
[P]: Sygnał dźwiękowy działa?
Test. Pozytywny.
[P]: Proszę podnieść maskę.
WTF? No ale OK, poczciwy poldek przeszedł przegląd techniczny miesiąc wcześniej bez problemów, zadbany był, bo lubiłem swoje auto, więc wiedziałem, że nic nie znajdzie. Maska w górze, typ ogląda silnik i przyległości.
[P]: Silnik płynów nie gubi?
[J]: Auto jest świeżo po przeglądzie, silnik suchy, szczelny, zadbany.
[P]: O, panie kierowco, płynu hamulcowego nie ma.
Techno-bełkot: Polonez (podobnie jak 125p) ma niewielki zbiorniczek z gigantycznym pływakiem w środku, jak całość jest złożona, to płyn wchodzi po brzegi zbiorniczka i nie widać "kreski".
Odkręciłem korek, wyciągnąłem mokry pływak, żeby typ zobaczył, że płyn jednak jest.
[P]: Dobrze, proszę wyprostować koła.
W tym momencie typ kucnął przy przednim kole, złapał się oburącz za oponę i podjął czynną próbę usunięcia przedniego zawieszenia z pojazdu. Gdy mu się to nie udało, przeszedł na drugą stronę auta i ponowił próbę z drugim kołem. Kolejnym etapem były próby wyciągnięcia półosi z mostu.
Zgodnie z zasadą, że jeśli wystarczająco długo będzie się szukać, to i dziura w całym się znajdzie, tutaj nie było inaczej.
[P]: O, panie kierowco, łyse opony z tyłu!
[J]: Nie są łyse, znaczniki jeszcze nie wyszły na bieżnik.
[P]: Na środku nie, ale przy wewnętrznych stronach tylnych opon już tak.
Cóż, tak faktycznie było, opony były już trochę zjechane i czekała je wymiana, zużycie było jednak nierówne. Na tym etapie kontrola trwała już dobre pół godziny i miałem typa serdecznie dość, więc postanowiłem nie dolewać oliwy do ognia. Teraz wiem, że mogłem z gościem polemizować, ale wtedy o tym nie pomyślałem.
[P]: W związku z tym zostanie zatrzymany panu dowód rejestracyjny z powodu złego stanu technicznego ogumienia oraz nałożony mandat karny w wysokości 100 zł. Przysługuje prawo odmowy przyjęcia etc.
[J]: No dobrze, niech tak będzie.
Miałem gościa dość, 100 zł wtedy nie było wielkim problemem i nie uznałem odmowy i ewentualnego bujania się 260 km na rozprawy, żeby pozbyć się mandatu za ekonomicznie zasadne. Wróciłem do auta, zły, zamieniłem kilka słów czekając, aż typ wróci z mandatem. Gdy wrócił, podpisałem potwierdzenie zatrzymania dowodu (z ograniczeniem prędkości do 50km/h na czas dojazdu do miejsca garażowania) oraz mandat, po czym udałem się w stronę domu. Odjeżdżając zwróciłem uwagę, że zatrzymują kolejne auto, jeśli wierzyć tablicom na aucie także dobre 300 km od domu.
Po kilku dniach i zmianie opon udałem się na okręgową stację kontroli celem uzyskania kwitka potrzebnego do odzyskania DR z wydziału komunikacji. Podszedłem do diagnosty, podaję mu kwitek od Typa i mówię o co mi chodzi.
[D]iagnosta: No OK, ale co ja mam panu zrobić?
[J]: Potrzebuje glejt, żeby odebrać DR.
[D]: Ja wiem, co pan potrzebuje, ale co ja mam panu wystawić, skoro ten debil wpisał panu w powód zatrzymania adres zamieszkania? Źle pan mieszkasz, na to nie poradzę! - po czym oddaje mi kwitek z uśmiechem na ustach.
W całym tym stresie i złości całą sytuacją nie przyglądałem się dokładnie kwitkowi, podpisałem odbiór i tyle. Dopiero diagnosta pokazał mi palcem, że z powodu długości mojego adresu skończyło się Typowi miejsce, więc zszedł linijkę niżej - w powód zatrzymania wpisując ulicę i nr domu. Samego powodu natomiast już nie wpisał, bo nie miał gdzie.
[J]: No i co teraz?
[D]: No teraz jakbyś pan pojeździł taksą i pozbierał paragony, to możesz mu je pan wysłać i niech płaci.
[J]: Nie, nie chce mi się z nim bawić, już dość się go naoglądałem, żeby się jeszcze z nim pieścić. Da się coś zdziałać?
[D]: O co poszło?
[J]: Łyse opony z tyłu.
Diagnosta obejrzał opony, stwierdził stan dobry i poszedł klepać glejt. Gdy mi go oddawał skwitował, że sam by się z typem pobawił, "żeby się debil nauczył".
Na glejcie było tak samo nijako jak na kwitku: Ustał powód zatrzymania dowodu rejestracyjnego.
Pani w okienku w wydziale komunikacji popatrzyła na kwitek i już chciała pytać, jak spojrzała na glejt. Parsknęła śmiechem, dała do pokwitowania i oddała dowód.
To było moje pierwsze i najgorsze spotkanie z drogówką, późniejsze były już normalne. Jak w każdej pracy - są ludzie i parapety, krzesła i taborety.
drogówka
Ocena:
251
(265)
1
« poprzednia 1 następna »