Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

FSiX

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2011 - 16:11
Ostatnio: 30 marca 2013 - 11:33
O sobie:

A co ja tam będę pisać o sobie... Niech inni napiszą i zobaczymy, czy opinie się pokrywają ;P

  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 837
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 167
 
zarchiwizowany

#48201

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnie mało piekielne, bo mnie bardziej rozbawiło niż wściekło...
Od czasu do czasu zdarza mi się malować figurki. Żadne dzieła sztuki, takie tam, dla siebie. Jakiś czas temu przyjrzałam się kilku swoim "dziełom" i postanowiłam, że najwyższy czas przearanżować te wiekopomne malunki. Nie miałam akurat nic do usunięcia farby więc udałam się od "Leroja".
Ale, że jestem kobietą, po dotarciu na odpowiedni dział i stanięciu przed regałem z poszukiwanymi specyfikami, zaczęłam się gapić na dziesiątki kolorowych puszeczek i czytać etykiety, bo same nazwy niewiele mówiły mi o zastosowaniu tajemniczych substancji. (Zawsze to okazja do poszerzenia wątłej wiedzy i znalezienia czegoś lepszego niż zmywacz do paznokci, który mi trochę drogo wychodził.) I to był błąd.
Uprzejmy pan podszedł do mnie i zapytał, czy może mi w czymś pomóc. Norma, mówię, że potrzebuję czegoś do usunięcia zaschniętych farb, głównie akrylowych. I czego się dowiedziałam?
- Czegoś takiego to nie ma, zostaje tylko ciepła woda i szorowanie szczotką.
Aha. Drobne elementy z delikatnego metalu będę szorować, rozpędziłam się. Minę musiałam mieć dziwną i niespecjalnie miłą, bo pan chwilę pomyślał, popatrzył i zaproponował mi najprostszą benzynę do czyszczenia powierzchni przed malowaniem. Pokiwałam główką, poczekałam aż sympatyczny osobnik się oddali i z następnej półki wzięłam gluta do usuwania farb, dowolnych, który całkiem nieźle się sprawdza.
I w sumie nie wiem o co chodziło... O to, że nieświadomej osobie można wcisnąć cokolwiek, najwyżej przyjedzie drugi raz? O to, że jestem kobietą i mogłam sobie co najwyżej rączki pobrudzić, bo przecież nie mam prawa chcieć np. oczyścić ściany? Nieznajomość działu pod swoją pieczą?

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (191)

#12298

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam. Chciałabym podzielić się swoją historyjką, która u nas w rodzinie jest już niemal legendą. Słowem wstępu - rzadko ktokolwiek dzwoni na maja komórkę, a jeśli już, to zazwyczaj jest to rodzina lub znajomi, więc odbieram bez patrzenia na wyświetlany numer.

Zaczęło się niewinnie, bo właśnie od sygnału, że ktoś do mnie dzwoni. Odebrałam i swoim zwyczajem powiedziałam tylko "Tak, słucham". A po drugiej stronie głos kobiety ok. 40-50 lat pyta mnie, czy zastała Staszka. Odpowiadam, że to niestety pomyłka, bo ja żadnego Staszka nie znam, a do tego jestem na wycieczce, więc nie można u mnie nikogo zastać.
Myślałam, że koniec sprawy, ale zawodniczka w drugim narożniku zaczęła atak pt. "Czyli pani nie wie, kim jestem?". Z ręką na sercu powiedziałam, że nie mam pojęcia, po czym dowiedziałam się, że rozmawiam właśnie z żoną niejakiego Staszka i mam natychmiast przestać go podrywać i zapraszać do siebie.
Jeszcze raz uprzejmie wyjaśniłam, ze nie znam żadnego Staszka, nawet kolegi na studiach takiego nie mam, nie wiem o co chodzi i rozłączyłam się nie mając ochoty przeciągać prowadzącej donikąd konwersacji.

3 tygodnie był spokój, zdążyłam o sprawie zapomnieć. Zadzwonił telefon, odebrałam i znowu dowiedziałam się, że mam przestać spotykać się ze Staszkiem itd. Witki mi opadły, ale ok, powiedziałam dalej uprzejmie, że znowu pomyliła numer, ja Staszka nie znam i koniec. Wtedy zostałam oświecona, że nic nie zostało pomylone, ona ma mój numer zapisany i mam się przestać wykręcać, tylko przestać spotykać się ze Staszkiem. Rozłączyłam się. Chciałam zablokować ten numer, ale okazało się, że skubana dzwoniła z zastrzeżonego. Jakiś zastrzeżony zadzwonił jeszcze ze dwa razy ale nie odebrałam.

Po około półtora miesiąca, siedziałam przed kompem, zła jak osa i dzwoni telefon. Odbieram. A tam... awantura na cztery fajerki, żona Staszka wydziera się na mnie, że mam więcej nie spotykać się z jej mężem... Przyznam, że nie dosłuchałam dalszego ciągu, tylko ryknęłam na cały głos, że jak nie umie własnego ch**a upilnować, to niech innym głowy nie zawraca, tylko da mu wreszcie d**y. Potem powiedziałam coś tam jeszcze, w bardzo podobnym duchu i się rozłączyłam.
Minęło od tego wydarzenia już kilka lat.
Telefon od żony Staszka się nie powtórzył. Jeszcze...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (690)
zarchiwizowany

#12385

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Maturalna historia HerrAnderas'a przypomniał mi, że ja też dawno temu zdawałam ten nieszczęsny egzamin. Na wstępie zaznaczę, że zdawałam j. polski nierozszerzony, bo nie czułam się na siłach i biologię rozszerzoną, bo jest to mój konik. I oczywiście angielski. Nie jestem typem lingwisty, co więcej jestem beztalenciem językowym, to, ze opanowałam jako tako rodzimy należy złożyć na karb wpajania go we mnie od dzieciństwa a obce są dla mnie mordręgą. Ustny jakoś mi poszedł, nawet zadowolona byłam, bo zaliczyłam, ale nie po gierychowemu, tylko uczciwie (ów pan swoje pomysły realizował bodaj rok po mojej maturze, a w każdym razie ja robiłam jako pierwszy rocznik "nową" maturę).
I tu dochodzę do sedna, czyli egzaminu pisemnego z wysłuchaniem tekstu. Jak wielu ludziom przeszkadza mi hałas podczas pracy wymagającej skupienia, a co dopiero gdy jest to praca dla mnie tak stresująca... Kto był piekielny? Moja szkoła. Luda piszącego ten egzamin było dużo, więc pisaliśmy na trzech korytarzach (parter, pierwsze i drugie piętro) umieszczonych dokładnie nad sobą. Wszystko fajnie, zaraz będzie puszczany tekst, o którego treść były różnorakie pytanka... Kaseta ruszyła, słucham sobie i nagle... ten sam tekst, spóźniony o dwa zdania idzie piętro niżej! A po chwili dołączył się jeszcze pogłos z parteru!!!! Przyznam, że bardziej po pytaniach domyśliłam się o czym był tekst niż faktycznie go usłyszałam i zrozumiałam...
Maturę zdałam, ale mam wrażenie, ze komisja czytająca moje odpowiedzi albo uznała mnie za totalnie głuchą, albo za kretynkę, albo mieli kawał niezłej zabawy...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (127)

1