Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ferge28

Zamieszcza historie od: 19 stycznia 2013 - 20:29
Ostatnio: 13 sierpnia 2013 - 20:43
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 2064
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 127
 
zarchiwizowany

#48806

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś historia, o piekielnym w teorii byłym mężu koleżanki, choć prawnie rozwodu nie mają.

Koleżanka Beata ma bardzo piekielnego męża, choć z nim nie jest od kilku lat ten uparcie nie chce dać jej rozwodu, mimo to ona układa sobie życie z nowym partnerem, nawet aktualnie ma z nim kochanego synka.

Jak wiadomo po urodzeniu się małego, trzeba było go zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego. Z racji tego że maluszek był wcześniaczkiem a ona bardzo ciężko przeszła poród dość długo leżała w szpitalu, ale zadzwoniła do urzędu poinformować panie że jak tylko wyjdzie to przyjdzie i go zarejestruje. Jej obecny partner nie mógł tego zrobić, gdyż maluch automatycznie jest przypisany jej mężowi i tylko on albo ona może dziecko zarejestrować (taka prawna paranoja). Jej mąż jak tylko dowiedział się że ona urodziła chciał z nią iść do urzędu wyjaśnić sprawę że to nie jego, żeby po sądach nie musieli potem chodzić.

Jednak jakoś zniecierpliwiony czekaniem aż ona wyjdzie ze szpitala, z wrodzoną złośliwością i premedytacją poszedł sam i zarejestrował małego. Nie dość że rejestrując go, uznał go za syna to jeszcze nadał mu imię Stefan Zbigniew, zamiast tak jak Beata chciała Alanek.

Nie wiem co nim kierowało robiąc ten wyczyn, ale teraz żeby to odkręcić trzeba udać się do sądu.

piekielny były obecny mąż

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (47)
zarchiwizowany

#48462

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dużo się pisze o piekielności służby zdrowia a ja uważam że pacjenci są bardziej piekielni.

Chciałam się z Wami podzielić opowieścią z ostatniego pobytu na onkologi podczas ostatniej chemioterapii i czemu twierdze że to był istny dom wariatów.

Otóż pomijając fakt że po korytarzu chodziła babka, która podczas rozmowy przez komórkę słuchała rozmówcy normalnie ale mówiła do niego już trzymając aparat przed sobą jakby to była krótkofalówka, to trafił mi się moher na sali ale żeby to babsko było stare to rozumiem ale kobitka 47 lat a poglądy jakby się w średniowieczu urodziła. Standardowym rytuałem było wstawanie do kościoła o 6 rano szeleszczenie czym popadnie, pytanie się mnie i drugiej pani czy się wyspałyśmy, a jak usłyszała ode mnie że nie bo hałasuje a ja nie jestem w karnej kompani żeby wstawać o 6tej, to się obraziła i wyszła no ale wróciła niestety :P

Następny rytuał to po powrocie z kościoła rozkładała cała kolekcje świętych obrazków a miała ich więcej niż Ash pokemonów i zaczynała się do każdego modlić o 7 rano ... następnie o 15tej koronka z radiem Maryja potem po kolacji zaś modlitwa do świętych obrazków.

Wiecie co jestem tolerancyjna i szanuje to że wierzy ale niech se to robi po cichu a nie narzuca mi swojej osoby i wiary ... jak jej zwróciłam uwagę że mi to przeszkadza to mi powiedziała że osoby niewierzące są chore psychicznie albo mają coś na sumieniu i tym mnie zgrzała ... powiedziałam jej co myślę na temat kościoła że to czarna pedofilska mafia, zakłamana obłudna a Ojciec Rydzyk powinien dostać nagrodę nobla w dziedzinie psychologi za władanie na odległość ciemnymi mózgami ludzi to myślałam że utworzy stos na środku sali i mnie spali. No cóż potem już nie wchodziłam z nią w dyskusje tylko skumałam się z chłopakami i graliśmy w karty na świetlicy a tam przyszła Pamela kobieta w peruce blond z długością włosów do pasa nie wyczesaną i wyglądająca jak straszydło, która podkradała jedzenie z 4 lodówek na oddziale, mogła się skumać z Dzidkiem który kradł jedzenie panom jak spali ... noo istny dom wariatów moi mili ... dobrze że juz jestem w domu to przynajmniej nie boję się że nawiedzona wbije mi osinowy kołek w serce podczas snu :P

słuzba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (33)

#47831

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzięki temu, że aktualnie jestem w trakcie chemioterapii co trzy tygodnie jestem zmuszona być na trzy, góra pięć dni w szpitalu, po to by dostać chemię. Nie chcę tym razem opisywać piekielności służby zdrowia, a piekielność pacjentów.

Mianowicie nie jako jedyna mam przyjemność jeżdżenia w wyżej wymienionym celu do Instytutu, ale jako niejeden szczęśliwiec spędzam tam góra 5 dni inni muszą siedzieć tam na zabiegach nawet do 6 - 7 tygodni. Na ogół trafia się na fajne babeczki, z którymi idzie się dogadać pożartować, ba, nawet w karty na świetlicy pograć. I tak też mi się trafiało, więc nie było problemów. Do czasu trafienia na panią D. Kobietka nie młoda bo 75 lat miała, na szczęście nie był to typ mohera ale, no właśnie zawsze jest jakieś ale...

Owa pani w ciągu dnia była do strawienia, ale w nocy wychodził z niej diabeł, otóż potrafiła mnie o 4 w nocy obudzić z pytaniem która godzina. Po odpowiedzeniu jej że czwarta usłyszałam: "pie*dolisz jest ósma" i dawaj zaczyna wyciągać wszystkie szeleszczące woreczki, torebeczki, wyjmować ręcznik klapeczki i ona idzie się myć. Nie wiem czemu szła do łazienki na korytarzu jak przy pokoju jest prysznic i toaleta, ale za każdym razem zawracała ja pielęgniarka mówiąc, że jest czwarta rano i że ma iść jeszcze spać. Przychodziła wtedy mówiąc że faktycznie jest czwarta, chowała wszystko z powrotem do szeleszczących woreczków i kładła się, po czym za dwie godziny robiła to samo.

Uwierzcie mi bądź nie, ale po 4 takich nocach gdy wróciłam do domu byłam wykończona bardziej psychicznie przez Panią D, niż przez chemię. Gdy tydzień temu szłam ponownie na chemię, a wiedziałam że ona jeszcze leży, zastrzegłam sobie że mogę nawet na korytarzu leżeć, tylko nie z nią w pokoju. Na szczęście pielęgniarka przydzielająca mi łóżko rozumiała o co chodzi.

służba_zdrowia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 482 (610)

#46265

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od 2011 roku zaczęłam leczyć się u ponoć najlepszego ginekologa w mieście, gdyż dokuczały mi obfite i bolesne miesiączki. Pan doktor zlecił badania krwi na prolaktynę i po nich stwierdził, że to dzięki jej wysokiej zawartości w mojej krwi tak mi się dzieje. Przepisał leki hormonalne i antykoncepcyjne, które rzekomo miały pomóc, a faktycznie pomogły... jak się teraz okazuje zatuszować prawdziwy problem.

No i tak brałam to przez cały 2011 rok i połowę 2012, ale coraz to częściej skarżyłam się że mnie bardziej wszytko boli przy okresie, że czuję jakieś dziwne skurcze. W odpowiedzi po badaniu zawsze słyszałam, że taki mój urok. Myślałam sobie - zajebiście, to mi się piękny urok trafił. Ale od marca 2012 zauważyłam że opadam z sił, szybko się męczę, ogólnie coś jest nie tak.

Zrobiłam badania krwi, wyszła anemia, najprawdopodobniej spowodowana dużymi obfitymi miesiączkami. Wtedy pan doktor wpadł na pomysł zmiany antykopów na mocniejsze, że to pomoże, jak się domyślacie nie pomogło, ba, wywołało to bardzo silny krwotok. No to w samochód i do lekarza.
Anemia się pogłębia, ze mnie się przysłowiowo leje, ten dalej nic nie widzi i każe brać tabletki ciągiem żeby nie było okresu. Zaznaczam że za każdym razem jak u niego byłam wykonywał badanie i nawet robił USG, jak ja to mówię dośrodkowe. Mija kolejny tydzień, krwawienie ustało, ale pojawił się ból okropny od mostka po kolana, uniemożliwiający nawet chodzenie. Ojciec pakuje mnie w auto i do szpitala. Tam sprawdzają mnie najpierw na izbie przyjęć chirurgi, mówią że nic nie ma i odsyłają na izbę przyjęć ginekologii. Tam bada mnie lekarz, który stwierdza, o zgrozo, 12 cm mięśniaka w jamie macicy. Po zapytaniu u kogo się leczę, podaję nazwisko pana X. Na twarz lekarza pada blady strach i wydukał pytanie:
- To pani jest pacjentką ORDYNATORA?
Ja rybka i odpowiadam "noo chyba tak".
Lekarz wpadł w popłoch, po czym informuje mnie, że ordynator jest na urlopie, proszę się zgłosić do niego za dwa tygodnie, do tego przepisuje silne środki przeciwbólowe.

Mijają dwa tygodnie, ponownie witam w szpitalu, w którym leżałam kolejne dwa tygodnie. Zrobili badania, pobrali wycinek guza i po wynikach z przerażeniem odesłali mnie do innego specjalistycznego szpitala.

Zastanawiacie się gdzie mimo wszytko jest piekielność sytuacji...
Otóż szpital, do którego mnie odesłano, to jednostka Onkologi Ginekologicznej, gdzie w wieku 27 lat przeszłam operację wycięcia nowotworu złośliwego poprzez wycięcie wszystkiego, czyli całego układu rodnego. Nowotwór był już stopnia 3-ego, tak na marginesie od stopnia 4-ego nie operują tylko czekają na zgon pacjenta. Każdy lekarz z niedowierzaniem pytał się mnie czy się regularnie badałam i każdy zachodził w głowę jak mój lekarz tego nie umiał wykryć.

Cała akcja toczyła się na przełomie sierpnia i września. Aktualnie mamy styczeń, jestem po 3-ej ciężkiej chemii, bo jak się okazuje mam przerzuty na płuca i węzły chłonne. Nie wiem czy pokonam chorobę czy choroba pokona mnie, ale mam nadzieję że jednak wygram ja.

służba_zdrowia

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1427 (1513)

1