Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kostek933

Zamieszcza historie od: 8 października 2013 - 14:51
Ostatnio: 12 maja 2015 - 16:34
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 3077
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 202
 

#66249

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sobota jak to sobota, czas relaksu i odpoczynku od pracowitego tygodnia, bądź mała imprezka w centrum miasta. Z kolegą postanowiliśmy skorzystać z tej drugiej opcji i wybraliśmy się na "jedno małe piwko". Wracając około godziny 3:30 w dość nieciekawej dzielnicy miasta, dostrzegliśmy w zaułku, że jakiś facet przypiera do muru kobietę, ręką trzymając za szyję, wyglądało jakby ją dusił. Byliśmy troszkę podpici, ale na tyle trzeźwi żeby zareagować.

Podbiegamy do owych ludzi i wywiązuje się taka sytuacja:

Kolega: - Zostaw ją!
Agresor: - Odpi******ie się, nie wasza sprawa!

Przyparł ją jeszcze mocniej do muru, aż kobieta zsiniała. Niewiele myśląc chwyciliśmy agresora, i chcąc nie chcąc wdaliśmy się z nim w bójkę. Kobieta po chwili doszła do siebie i:

Kobieta: - Zostawcie mojego faceta! ON MNIE KOCHA!

Po czym wyjęła z torebki gaz łzawiący i nie żałując specyfiku potraktowała mnie i kolegę prosto w twarz. Nigdy nie czułem takiego bólu, jakby milion małych rozgrzanych szpilek było wbijane w oczy. Facet z kobietą uciekli i nie wiemy co stało się później. Wiemy jedynie tyle, że w tym "pięknym" kraju można dostać niemałą lekcję życia, za to że chciało się pomóc drugiemu człowiekowi.

PS. Do domu mieliśmy stosunkowo niedaleko (normalnie 15 min drogi), jednak po całej akcji szliśmy do domu dwie godziny, a ból całkowicie ustąpił w niedzielę pod wieczór.

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (529)

#65188

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłem ostatnio sprzedać swój "stary" telefon, w celu zakupu nowego. Lubię bardzo nowinki techniczne, i nie kupuję różnych nowych rzeczy tylko po to żeby ludzie widzieli że mam.
Słowem wstępu żeby nie było niejasności: Telefon roczny (wtedy z wyższej półki), gwarancja jeszcze rok, pudełko, paragon zakupu, instrukcje, oryginalne słuchawki (nigdy nie używane) no i gratis dorzucam jeszcze słuchawki douszne Sennheiser z gwarancją jeszcze 19msc (+ nowe gumki do uszu). Telefon zadbany, zawsze z folią i noszony w pokrowcu.

Sytuacja #1:

- Dzień dobry ja dzwonię w sprawie telefonu.
- Dzień dobry.
- Czy telefon ma gwarancję? (No jak byk w ogłoszeniu jest, że ma).
- Tak, posiada jeszcze 12msc gwarancji.
- A oferuje pan tutaj jakieś słuchawki gratis, czy jakbym z nich zrezygnowała to cena telefonu będzie mniejsza?
- Nie proszę Pani, jak sam zwrot wskazuje są one dodawane jako gratis.
- A czy mogłabym obejrzeć telefon na żywo i ocenić jego stan?
- Hmm, no może być taka możliwość i możemy się umówić w jakimś miejscu.
- Dobrze, to proszę przyjechać do Wrocławia jutro na 12:00 na ulicy *takiej i takiej*
- Ale... To jest ponad 400km od mojego miejsca zamieszkania, nie ma takiej możliwości.
- Czyli nie przyjedzie Pan?
- No nie.

*PIP PIP PIP*

Sytuacja #2:
Dzwoni do mnie przemiły Pan, który też chciałby zobaczyć telefon i ocenić. Na szczęście klient z mojego miasta, więc umówiliśmy się na następny dzień.
Umówiliśmy się na 15:00, pomijając już fakt że spóźnił się prawie godzinę, no ale korki, centrum miasta czyli można wybaczyć.
Pan zachwycony telefonem ohh i ahh, że świetna oferta, ALE.. No właśnie Ale..

- Jestem zainteresowany, ale napisał Pan w ogłoszeniu, że cena do malutkiej negocjacji.
- Tak, owszem a jaką Pan cenę proponuje?
*Wyciąga zawinięte banknoty*
- Tutaj jest 600zł, bierze Pan i już mnie tu nie ma.
- Ale przecież to prawie dwa razy mniej niż telefon jest wystawiony!
- Pieniądze od ręki daję, bierz Pan.

No nie wziąłem... Spakowałem się i wyszedłem.

Sytuacja #3:
Dzwoni babka, zapowiada się całkiem konkretnie, opowiada mi całą historie jaka to ona biedna, że dziecko bardzo chciałoby ten telefon, że ono tak się ucieszyło, a to tak ciężko w życiu jest.

- No współczuje Pani bardzo, ale czy jest Pani zainteresowana?
- Tak tak! Proszę wysłać telefon na adres *podaje adres*.
- Oczywiście, zapisałem. Jednak najpierw chciałbym dostać przelew na konto i wtedy telefon zostanie wysłany.
- Ale jak to?! To telefon nie jest za darmo?!
- No przecież jest dokładnie określona cena w ogłoszeniu, nie zauważyła Pani?
- Ale ja taka biedna... Sama wychowuje dziecko...

Tym razem to ja się rozłączyłem, Pani jeszcze kilka razy dzwoniła, ale ignorowałem.

Sytuacja #4:
Umówiłem się na kolejne spotkanie, na miejscu przyszedł chłopak tak z 15-16lat. Widać obeznany w temacie, coś tam pyta.
Ale nagle zaczyna wszystko pakować do swojego plecaka, wyciąga kartę ze swojego telefonu i wkłada do mojego. Na początku myślałem, że chce sprawdzić czy działa (Mimo, że napisałem że telefon bez simlocka), po czym wyciąga banknoty i dodaje:

- Tutaj jest 900zł, a stary telefon zostawiam w rozliczeniu.

Mnie wmurowało lekko w siedzenie, a gówniarz zaczyna odchodzić.
Raz dwa go złapałem, zabrałem co swoje, oddałem co jego i odszedłem wkur**** strasznie.

Sytuacja # ...:
Piszą ludzie sms, maile, pytania na "dawniej tablica.pl".

*Czy telefon ma Wi-Fi?
*Witam, jest możliwość spłaty ratalnej?
*Jak spuścisz 400zł to biorę!
*Czy dowiezie mi Pan ten telefon do Warszawy? Bo wie Pan kurier 15zł to trochę drogo.. (No a ja mam gnać setki kilometrów i to jeszcze za darmo)
*Ja bym wziął już teraz, ale zapłacę za trzy tygodnie, bo wypłatę wtedy dostanę.
*Ten telefon to szajs! Kupię za max 300zł!

No i tego typu pytań jeszcze kilkanaście, aż ręce opadają...

Ale w końcu za trzecim spotkaniem udało się, miły Pan wziął, zapłacił tyle ile trzeba i zadowolony jeszcze, że udało się dorwać w dobrej cenie. Obie strony zadowolone z transakcji, i o to chodziło. :)

Swoją drogą czy niektórzy naprawdę nie potrafią czytać ogłoszeń? Że nie odda się czegoś wartościowego za darmo i to najlepiej jak jeszcze by się przywiozło i na końcu pocałowało w cztery litery. Szkoda, bo wszyscy sobie tylko na tym nerwy szargamy.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (523)
zarchiwizowany

#63938

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj.
Na dworzu pogoda straszna, wieje wiatr, pada deszcz. Patrzę do lodówki, pustką wieje.. No cóż, trzeba wybrać się do sklepu mimo, że pogoda do takich wędrówek nie zachęca. Ubrany, zwarty i gotowy na czychające na dworzu warunki atmosferyczne wyruszam do sklepu. Wychodząc z klatki zobaczyłem przywiązanego psa do bramki, pada na niego deszcz, w dodatku wieje mocny wiatr. No ale może tylko ktoś na sekundke psa zostawił, no i poszedłem w kierunku sklepu. Podróż razem z zakupami w dwie strony zajęła mi około 40minut, wracam patrzę a pies dalej siedzi przywiązany do bramy. Szkoda mi się go zrobiło a że serce mam miękkie i zwierzęta kocham, postanowiłem się jakoś do niego zbliżyć, a że zwierze było na prawdę dużych rozmiarów to pojawił się pewien niepokój. Z reklamówki wyjąłem trochę szynki, jakieś parówki i na początku rzucałem z pewnej odległości, ale już po chwili psina jadła mi z ręki i dała się głaskać. Stanąłem tyłem do zacinajacego deszczu i wiejącego wiatru, tak aby chociaż trochę psa ochronić. Mija 5min i pojawia się właścicielka psa [WP].

[WP] - A co Ty tu robisz? Odsuń się natychmiast od mojego psa!
[Ja] - Proszę Pani, pies moknie tutaj od dobrych 45min, o których wiem, a może jest tu dużo dłużej.
[WP] - A co Cię to obchodzi od ilu? Mój pies i się nie interesuj, a teraz spadaj mi z oczy, bo policje wezwe!

Zaczęła odpinać psa, który nie był specjalnie zadowolony z jej widoku.

[Ja] - A co Pani myśli? Że on nie czuje? Że nie jest mu zimno?!
[WP] - A weź się odwal człowieku, to tylko zwierzę!

No i się we mnie zagotowało, stwierdzenie że to tylko zwierzę wzbudziło we mnie ogromny gniew.

[Ja] - Tylko zwierzę?! Pani też jest tylko zwierzęciem i następnym razem psa zabieram, a Panią tutaj przypnę na półtorej godziny!

Po czym wszedłem do klatki nie dając dojść owej "właścicielce" do słowa.

Piekielność na tym się kończy, może trochę za bardzo mnie poniosło. Gdy widzicie takie sytuacje to reagujcie! Niestety są jeszcze ludzie na świecie którzy myślą, że jak zwierze to można je olać zupełnie. A warto pamiętać, że dobre uczynki do nas powracają.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (343)
zarchiwizowany

#62039

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia #28277 przypomniała mi pewne zdarzenie w Urzędzie Pracy które zapadło mi w pamięć, szkoda że negatywnie. Ale do rzeczy. Jakoś pod koniec czerwca udałem się do owego Urzędu w celu wyrejestrowania się z statutu bezrobotnego (dwa dni później wyjeżdżałem za granicę, a statut ten bardziej mi ciążył niż pomagał), wszedłem do budynku z dość nietęgą miną, gdyż spodziewałem się kolejek. Szybko okazało się, że jestem drugi w kolejce a przede mną stoi tylko jedna osoba. A tą osobą była kobieta w wieku 23-25lat z 3 miesięcznym dzieckiem w wózku.

[K] - Kobieta
[U] - Urzędniczka
[J] - Ja

[J] - Długo Pani już tu stoi?
[K] - Przyszłam dosłownie moment przed Panem, chyba uda nam się dzisiaj wszystko szybko pozałatwiać :D
[J] - Oby oby, bo czasami można jajo znieść..

No i tak gadka, szmatka ogólnie sielanka. Stoimy tak i rozmawiamy 5min - 10min - 20min, trochę już zniecierpliwiony pukam do drzwi, wchodzę i widzę, dwa okienka, dwie urzędniczki, jedna obsługuję petentkę, druga zaś siedzi pije kawkę i zajada się słodkościami, ohh jak miło i przyjemnie.

[J] - Dzień dobry, chciałbym się zapytać czy to długo jeszcze potrwa?
[U] - Nie widzi Pan, że pracuje?! Proszę poczekać na zewnątrz.

Czym prędzej opuściłem pomieszczenie, bo kto wie co może się przydarzyć przy konfrontacji z tak rozzłoszczą urzędniczką. Czekamy kolejne 20min, zirytowałem się lekko nie powiem, że nie. Dziecko traci cierpliwość, zaczyna się denerwować i od czasu do czasu popłakiwać. Wchodzę po raz kolejny i już na wstępie zostałem znokautowany:

[U] - Proszę wyjść i nie przeszkadzać mi!

Kurka dziurka, co można robić 40min w rejestracji?! Druga urzędniczka znikła w tajemniczych okolicznościach. Zdenerwowany jak cholera uciekłem się dość chamskiego czynu, a więc podsłuchałem kawałek rozmowy przez drzwi, i w sumie nawet się nie zdziwiłem jak usłyszałem, że Panie rozmawiają o butach, kwiatkach i innych pierdołach, ogólnie znały się ze 100lat. Czekam kolejne 5min i w końcu cierpliwość moja się skończyła, wchodzę i od progu

[J] - Przepraszam, to chyba nie jest pora na towarzyskie spotkania, jakby nie patrzeć jest Pani w pracy i dość mocno zaniedbuje Pani swoje obowiązki
[U] - Nie Pana sprawa co ja tutaj robię!
[J] - Może nie moja, ale dyrektor na pewno się zainteresuje tą sprawą.
[U] - Idz idz, może Ci pomoże!

Wyszedłem z zamiarem, że do tego dyrektora się udam jednak dosłownie moment po mnie wyszła "petentka" która siedziała tam dobre 50min. i z niezadowoleniem w głosie ogłosiła, że może ktoś wejść.. Weszła Pani z dzieckiem, ono w biurze się rozpłakało, no co zrobić? Może było już głodne albo trzeba było zmienić pieluszkę. Po ok. 5min wyszła Pani z płaczącym dzieckiem, na odchodne urzędniczka rzuciła, żeby bachor się w końcu przymknął bo już uszy bolą, i że to nie jest miejsce dla takich dzieci. Nosz ku**a, a gdzie miała zostawić malucha, na zewnątrz budynku? Nigdy nie wiadomo czy taka mama ma z kim zostawić dziecko. Nadeszła moja kolej, z diabelskim uśmieszkiem wszedłem, bo wiedziałem że to będzie ciężkie spotkanie..

[U] - Słucham?
[J] - Chciałbym wyrejestrować się z statusu bezrobotnego.
Coś tam pogrzebała w papierach, wyciągnęła kartkę i zaczęła wypełniać, aż doszło do jednej rubryki:
[U] - Dlaczego pan rezygnuje?
[J] - Proszę napisać że wyjeżdżam
[U] - Ale dokąd?!
[J] - Po prostu wyjeżdżam, w prywatnych sprawach które nie powinny Pani interesować.
[U] - Za granicę?
[J] - Yhm...
[U] - Jeżeli do pracy to nie mogę Pana wyrejestrować! (Że jak?!)
[J] - Proszę Pani, zgodnie z prawem mogę dobrowolnie zarejestrować się, jak i wyrejestrować się, bo nie jest obowiązkiem być zarejestrowanym jako bezrobotny, nawet jak się nie ma pracy.

Chyba lekko Panią zagiąłem, bo w końcu 20-letni szczyl wie co i jak, dziwne prawda? W końcu napisała że wyjeżdzam dała mi kartkę do podpisu, już miałem wychodzić i.... Nagle zza szafy pojawiła się druga Pani urzędniczka [U2] i wypaliła

[U2] - Nie denerwuj się Halinka, gówniarze myślą, że wszystko im wolno i są Panami świata.
[J] - Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na per "Ty", Ba! Nie przypominam sobie nawet, żebym kiedykolwiek wcześniej Panią widział.

Coś obie jeszcze postękały pod nosem, ale puściłem to już obok i wyszedłem z biura.

Nie mam nic do urzędników, z większością z nich na prawdę można da się dogadać i współpracować, niestety trafiają się takie perełki. Wszedłem do urzędu 11:30, załatwienie sprawy w takiej kolejce powinno mi zająć max 15min. Wyszedłem z urzędu o 12:35. Gdyby nie to, że byłem już spóźniony na inne spotkanie zaszedłbym do tego Dyrektora i powiedział mu parę słów na temat "przemiłych" Pań urzędniczek z działu rejestracji. Dodatkowo, czemu niektórzy myślą, że jak ktoś jest młody i ma 20-25lat to można go traktować jak kmiota i nie okazywać mu szacunku? Jeżeli Paniom się praca nie podoba, zawsze można z niej zrezygnować i ustąpić młodszym miejsca, którzy na pewno dto docenią.

Urząd Pracy

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (408)

#60338

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czas na kolejną historię. Jestem studentem, mieszam w innym mieście ze znajomymi no i wiadomo, rano trzeba coś zjeść a jako, że wszyscy mieszkańcy lubią świeże pieczywo, to właśnie ja podjąłem się codziennie rano wychodzenia do sklepu.

Chodziłem codziennie do tego samego sklepu niedaleko naszego osiedla, gdyż mieli tam dobre wyroby, bardzo często spotykałem tam chłopczyka na oko 5-6 lat, który nawet w upale chodził w długich spodniach i swetrach, co mnie dziwiło.

Chłopczyk zawsze siedział na krzesełku z siatką zakupów i rozmawiał z panią ekspedientką, był bardzo samodzielny oraz bardzo inteligentny jak na swój wiek, wiedział gdzie leżą jakie kraje, BA! Znał nawet niektóre stolice, potrafił co nieco po angielsku, dobrze liczył oraz potrafił pisać i czytać (No jak na ten wiek to byłem pod ogromnym wrażeniem).
Tak jak już napisałem widywałem go bardzo często przez długi okres, jednak od pewnego czasu nie widywałem go już wcale, na początku jakoś nie zwróciłem na to uwagi jednak jakoś niedawno zapytałem owej Pani Ekspedientki:

[Ja]: Przepraszam, nie wie Pani co stało się z tym chłopcem co tu tak często przychodził? Dawno go nie widziałem.
[PE]: Aa... Bardzo przykra sprawa...
[Ja]: To znaczy?
[PE]: Matka tego dzieciaka, bardzo porządna kobieta. Po śmierci Ojca dziecka znalazła sobie innego gacha, no i wszystko było w porządku, do póki ów Pan nie stracił pracy.. Zaczął się znęcać nad tą kobietą i biednym dzieckiem, dlatego też chodziło ubrane w długie ubranka, żeby nie było widać śladów.. Sąsiedzi nie reagowali. Kobietę zamykał w domu z dzieckiem na parę godzin, bez kluczy, czasem wracał po trzech dniach i dopiero mogli przyjść do sklepu po coś do jedzenia, a ona biedna co miała zrobić? Bała się gdzieś to zgłosić, bo groził jej że zakatuje małego..

Gdy sobie przypomniałem twarz tego dziecka, tego jak się uśmiechał i rozmawiał z nami w sklepie aż nie do uwierzenia jest, że przeżywając takie piekło w domu był jeszcze w stanie się uśmiechać...

Niestety Pani Ekspedientka nie chciała powiedzieć mi nic więcej, ale zainteresowałem się tą sprawą i dowiedziałem się, że pewnego dnia konkubent tak pobił matkę dziecka, że ta pojechała do szpitala, z którego już nie wróciła.. Konkubent został skazany (nie wiem na ile). Chłopczyk trafił pod opiekę siostry matki na drugim końcu Polski.

Jakim sku***synem, gnojkiem, niedorozwojem, aż zabrakło mi epitetów... Z drugiej strony gdzie była rodzina matki dziecka? Co robili sąsiedzi w czasie gdy ten katował ludzi? A jak pomyślę sobie, że tak inteligentne dziecko ma zniszczone dzieciństwo, zostało pozbawione matki, z licznymi bliznami i siniakami... A dalej potrafiło się uśmiechać i rozmawiać z innymi, OGROMNY SZACUNEK...

Mały osiedlowy sklepik

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (730)

#55161

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałem ostatnio historię o jakimś samochodzie u mechanika, niestety nie ma jej już, więc nie wkleję tutaj linku.
A ta historia przypomniała mi jeden chyba z najbardziej piekielnych incydentów w moim dotychczasowym życiu i aż z tego powodu postanowiłem założyć konto i podzielić się tą historią z wami.

Postawiłem sobie cel, zdam prawo jazdy i w wakacje zarobię sobie na swój pierwszy samochód. Akcja zaczęła toczyć się rok temu, a skończyła pół roku temu. Tuż po napisaniu przeze mnie matury miałem aż cztery miesiące na zrealizowanie tego celu. Prawo jazdy zdałem już wcześniej, więc 1/2 mam już za sobą. Wyjechałem za granicę (W Polsce nigdy bym się nie dorobił w 3 miesiące), i na początku września wróciłem do Polski z pewną pulą pieniędzy, która chciałem wydać właśnie na samochód.

Zacząłem poszukiwania i przypadł mi do gustu szczególnie jeden model samochodu niemieckiego producenta. Poszukiwania trwały stosunkowo niedługo, bo po dwóch tygodniach już nabyłem nowy-używany samochód. Poprzedniemu właścicielowi bardzo śpieszyło się ze sprzedażą, ponieważ szybko potrzebował pieniędzy, "bo za trzy dni wyjeżdżam z tego cholernego kraju i już tu nie wracam". Dzięki tej sytuacji miałem duże pole manewru w kwestii negocjacji ceny, mimo że dla tego Pana samochód był jego "dzieckiem" jak to określał i kupiłem go trochę taniej niż cena na rynku tego modelu.

Moja euforia nie trwała długo, bo chwilę jakoś po nowym roku pan sprzedawca wrócił do "cholernego kraju" i dał o sobie znać (podejrzewam że po prostu nie dał tam rady, albo pracy w ogóle nie znalazł). No i dopiero tutaj zaczyna się historia.

Zaczęły się telefony od pana, że (UWAGA!) chce ODZYSKAĆ swój samochód. A te rozmowy wyglądały mniej więcej w ten sposób

[Pan] - Dzień dobry, z tej strony Edward Piekielny, dzwonię w sprawie samochodu, który sprzedałem Panu 3 miesiące temu, chciałbym go odkupić.
[Ja] - (Trochę mnie wmurowało, bo takiego telefonu bym się nie spodziewał) Eee... Dzień dobry, niestety nie planuję sprzedaży samochodu, ponieważ dobrze mi służy i jest mi potrzebny.
[Pan] - Proszę pana, ja się nie pytam czy pan planuje czy nie, ja ŻĄDAM, aby mi pan go odsprzedał! Oczywiście cena będzie taka sama jak na pierwszej umowie.

No kopara mi opadła i nie mogłem jej podnieść, pomijając fakt, że włożyłem trochę własnych oszczędności w mechanikę pojazdu + zamontowałem LPG (po prostu mnie nie stać, żeby jeździć na benzynie).
[Ja] - No pan chyba oszalał, albo nie żyje w tym świecie. Samochód jest nie na sprzedaż. Dziękuję, do widzenia!

Jednak pan nie dał za wygraną, dzwonił codziennie, a gdy przestałem odbierać telefony z tego numeru, kupował nowe karty i dzwonił z innych. W końcu sam zmieniłem numer, ponieważ 10 telefonów dziennie od niego były nie do zniesienia. Ale byle zmiana numeru nie powstrzymała Pana, aby już nie swój samochód odzyskać. Na moje nieszczęście studiuję dokładnie w tym mieście, w którym mieszka ten Pan, a na studia dojeżdżam samochodem. Jakiś tydzień trwał mój spokój, bo Pan jakimś cudem znalazł samochód jak gdzieś stał i teraz nie telefony mnie męczyły, a kartki przyklejone do szyb o przybliżonej treści:

"Proszę zadzwonić pod numer - jestem zainteresowany kupnem, jeśli nie, to porozmawiamy w inny sposób".

Kartki po jakimś czasie były już na tyle wulgarne, że zacząłem bać się nie tylko o samochód, ale również i o siebie. Sprawa zgłoszona na policję, jednak jak to oni "brak dowodów" wiąże im ręce, a to że spekuluje że to mógłby być poprzedni właściciel nic ich nie obchodziły. Oczywiście kartki pojawiały się cały czas, mimo że policja podobno była w domu byłego właściciela na "przesłuchaniu".

Jednak moja przezorność mówiła mi, że coś się może stać.

Zacząłem stawiać samochód na parkingach lub miejscach, gdzie kamery były skierowane tak, aby widziały co się dzieje wokół samochodu. Na efekt długo nie musiałem czekać.
Jakoś po niecałym tygodniu na lewej stronie od przodu do tyłu pojawiła się przepiękna, szeroka, rysa jakby wyryta gwoździem oraz kartka z dopiskiem "Miło? To jeszcze nie koniec".
I Jest! Na reszcie mam dowód na tego przychlasta, kamera idealnie nagrała twarz tego otóż Pana. Już nie miał żadnych szans. Dodatkowo złożyłem pozew do sądu o nękanie i groźby (Wszystkie odrywane kartki zbierałem do specjalnej teczki, pan sprzedawca przyznał się, że to jego).

Pan oczywiście sprawę przegrał, musiał mi wypłacić niezłe odszkodowanie na remont samochodu (zrobiłem to za połowę tej ceny), oraz dostał wyrok w zawieszeniu.

Mimo, że mija już pół roku od rozprawy, nadal przechodzą mnie ciarki na samą myśl o całym tym cyrku. Nikomu nie życzę podobnej sytuacji. I trzeba bardzo uważać na tego od kogo kupuje się jakikolwiek sprzęt, bo może okazać się psychopatą.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 811 (857)

1