Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lancer

Zamieszcza historie od: 4 maja 2013 - 0:42
Ostatnio: 26 marca 2014 - 22:09
  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 4428
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 69
 
zarchiwizowany

#58867

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Taxi łamie zasady matematyki.

Parę tygodni temu wziąłem w Poznaniu kurs z dworca do domu, w wykonaniu drogiej korporacji, 2,50 za km - 25 zł.

Dziś zamówiłem kurs rzekomo taniej korporacji na H - na stronie reklamowali się, że "1 km za 1,80". Taksówka podjeżdża - 1,80 nagle okazuje się wynosić 2,26. Opłata za trzaśnięcie drzwiami mniejsza niż w drogiej korporacji. Trasa ta sama. Oba kursy w pierwszej taryfie.
Rachunek - ponad 30 zł...

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (150)
zarchiwizowany

#58801

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś wynajmowałem mieszkanie w bloku z czasów PRL. Niski blok, miłe sąsiedztwo starszych przyjaznych ludzi i dwa małżeństwa z dziećmi w wieku przedszkolnym, sąsiedzi wzajemnie sobie pomagający, sielanka. Ludzie serdeczni, mili. Do czasu...

Pewnego dnia jedno mieszkanie kupił tam Pan Wielki Byznesmen. Pan Wielki Byznesmen miał syna - studenta II roku prawa. Kupił on mieszkanie w naszej klatce. Zamieszkał w nim synek i jego kolega. Oczywiście jak na stereotypowego synka bogatego tatusia przystało, jeździł kupionym za tatusiowe pieniądze Audi TT, przepijał kosmiczne ilości pieniędzy i ciągle imprezował. Zwykle przez ok. 2 pierwsze tygodnie miesiąca codziennie wybywał do klubów a potem imprezował w domu (chyba jednak kończyły mu się środki).

Imprezy te były coraz bardziej dokuczliwe. Próba pogadania z synkiem bogatego tatusia - jak grochem o ścianę. Z tatusiem skontaktować się nie dało, lub olewał sprawę. W końcu ktoś nie wytrzymał i wezwał policję.

Co wymyślił genialny studencik II roku? "Nie otwierajcie, policja nie ma prawa wejść siłą do mieszkania".

Jest to prawda - i nie weszli. Tylko, że student nie uczył się chyba zbyt pilnie, bo nie wiedział co jest dalej. Otóż gdy zakłócający ciszę nocną nie otworzą drzwi policji, sprawa trafia do sądu. Ten może wysłać delikwenta na 30 dni do aresztu, nałożyć prace społeczne lub grzywnę do 5000 zł. I tak się stało, ze względu na szczególnie zły stosunek do porządku prawnego (jakoś tak) sąd walił maksymalne kary. Grzywny miały łączną wysokość ponad 20 000 zł, w dodatku synalek spędził łącznie kilkadziesiąt dni zamiatając ulice i grabiąc liście.

Co więcej, mieszkańcy wymogli na administracji aby ze względu na nagminne naruszanie ciszy nocnej wspólnota mieszkaniowa sprzedała lokal przez licytację. I tak się, po krótkich bojach, stało.

Problem solved. Ale jakim kosztem?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (306)

#58658

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kojarzycie komiks z serii countryballi, gdzie ulubionym zajęciem Grecji było palenie pieniędzy? Polska wcale nie jest daleko w tyle...

Kilka kwiatków od mojej znajomej z opieki społecznej, dotyczących, jak to ich określają media "biednych, potrzebujących, pokrzywdzonych przez los". Albo jak ich określają ludzie siedzący w temacie - zwykłych patoli.

1. Patole nie piorą ubrań. W ogóle. Po co? Noszą je przez tydzień (łącznie z bielizną), a potem... wyrzucają i idą do opieki społecznej, lub organizacji charytatywnych, po nowe. I tak w kółko.

2. Nie umieją gotować. Dostają regularnie całe stosy darów takich jak np. ziemniaki czy mąka - nawet nie wiedzą, co się z tym robi (!) więc wszystko idzie na sprzedaż po sąsiadach (sklepy tego nie biorą bo np. na mące jest oznaczenie "pomoc ze środków UE, nie na sprzedaż"), a pozyskane pieniądze jak myślicie - na co idą?
Wszystkim, którzy odpowiedzieli inaczej niż na "trunki o zawartości 40% lub ewentualnie piwo" radzę zejść na ziemię.

3. Istnieją rodziny, w których nie pracował NIKT przez ani jeden dzień od 1989 (wcześniej jak wiadomo był przymus pracy, choć i od tego często się migali łapówkami).

4. Hierarchia wartości i potrzeb jest następująca: 1) alkohol 2) papierosy 3) lans (np. smartfony warte 2000 PLN lub samochody, często lepsze niż większości pracujących Polaków). Innych nie ma, bo takie rzeczy jak odzież czy żywność mają zapewniane przez instytucje. Jak nie chcą dać, bo np. wykorzystali limity - to stosują starą metodę: drzeć japę. Oczywiście tylko w urzędach, bo tam petenta wywalić za drzwi nie można, w prywatnych fundacjach ochrona takiego gościa po prostu wystawia z wilczym biletem.

5. Pamiętajcie - w domach patoli dzieci mogą chodzić głodne i brudne, ale na wódkę pieniądze zawsze się znajdą.

6. Ostatnio nasza genialna władza postanowiła polikwidować Izby Wytrzeźwień, których patologia jednak trochę się bała bo zbyt przyjemnie tam nie było. W wielu miastach zniknęły w ogóle. Efekt? Wzrost liczby "upojeń alkoholowych" wymagających interwencji o 300%. Gdzie trafiają pijacy? Do szpitali - gdy tymczasem wśród normalnych obywateli bywają przypadki zgonów spowodowanych nieprzyjęciem do szpitala "bo nie ma łóżek". Nie ma, bo ileś z nich zajmują patusy...

Skomentuj (76) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 876 (990)

#56033

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O rekordzie niewdzięczności.

Jedna z linii mojej rodziny pochodzi z Przemyśla. Mieszkają tam w kamienicy od ponad 200 lat. Przez wiele lat w kamienicy obok mieszkała pewna rodzina. Gdy w 1939 roku Niemcy zaatakowali Polskę, do ich mieszkania zapukał Żyd pragnący ukryć się przed Niemcami. Cała jego rodzina została wymordowana podczas jednej z pokazowych egzekucji jeszcze w trakcie Kampanii Wrześniowej. On akurat będąc poza rodzinną miejscowością, ocalał.

Rodzina ta przyjęła go i przechowywała, ryzykując życiem. Niemcy rozstrzeliwali całe rodziny, jeśli pomagały Żydom. Nie wzięli od "lokatora" złamanego grosza.

Taka sytuacja trwała do roku 1944, kiedy to Sowieci zajęli Przemyśl. Ukrywany Żyd podziękował Polakom za lata opieki. Łzy się lały, miały miejsce uściski, pocałunki w policzki...
Tego samego dnia nasz "bohater" poszedł do biura NKWD. Tam, w zamian za obietnicę posady w UB zeznał, iż dwóch synów rodziny która go ukrywała, służyło w AK. Obaj zostali poddani torturom i zamordowani. Natomiast cała rodzina została wywieziona w głąb Związku Radzieckiego.
Nikt z nich nie przeżył.

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1116 (1354)
zarchiwizowany

#55445

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sąsiedzi - temat rzeka. Chyba każdy trafił na mniej lub bardziej pokręconego sąsiada.

Mnie się trafił sąsiad-grajek. Mieszkał dokładnie pode mną. Uwielbiał dzielić się swoją muzyką z sąsiadami - szkoda tylko, że bardzo często w nocy (kiedy to mając w perspektywie poranne wstanie do pracy, raczej chciałoby się spać, a nie słuchać koncertów muzyki techno czy hip-hopu), po drugie - jego muzyka przez warstwę betonu już nie brzmiała tak pięknie. Jedyne co z niej zostawało to UMC UMC UMC...

Pewnego razu, po północy, w trakcie tego typu imprezy zszedłem do sąsiada i poprosiłem o przyciszenie muzyki. Odpowiedzią było przemiłe "spier..." i rozmaite groźby karalne ze strony uczestników imprezy. No cóż. Zadzwoniłem po policję. Mandacik na kilka stówek wywołał chęć "zemsty na konfidencie" - sąsiad postanowił zostawić głośno grającą muzykę i wyjść do klubu z kolegami. Cały blok wręcz się trząsł do godziny 4 nad ranem, kiedy to towarzystwo wróciło. Sąsiedzi chcieli zlinczować wszystkich po kolei, ale ja miałem lepszy pomysł...

O 6:30 blok był opustoszały, sąsiedzi z sąsiednich mieszkań ewakuowali się zawczasu, plan został wprowadzony w życie... sąsiad-debil i jego koledzy zostali gwałtownie wyrwani ze snu mocną dawką speedcore (jeśli kogoś interesuje co to za gatunek, polecam na youtube sprawdzić np. kawałek Angerfist - "Spook"). Dla skacowanych głów tak mocna i szybka dawka niskich tonów ze stojącej na podłodze wieży na pewno nie była zbyt przyjemna. Po dwóch minutach słyszę łomotanie do drzwi. Sąsiad próbował mnie przekonać do przyciszenia muzyki, jednakże bluzgi i groźby nie były najlepszą metodą. Usłyszał jedynie trzaśnięcie drzwiami. Próbował się jeszcze dobijać, jednak po postraszeniu policją wrócił do siebie.

Po 20 minutach słyszę kolejny dzwonek do drzwi. Przed drzwiami stała przemiła dziewczyna sąsiada, która przeprosiła za swojego "misia", wręczyła mi flaszkę i obiecała, że więcej nocnych imprez nie będzie, bylebym tylko to wyłączył bo jej misiaczka tak bardzo od tego boli głowa... Wyłączyłem. Oni ze swojej strony dotrzymali słowa. Blok miał już spokój.

Może i nie jest to najbardziej kulturalny sposób, ale okazał się naprawdę skuteczny. Piekielność czasem trzeba zwalczyć piekielnością.

mieszkanie na polskim "super-nowoczesnym" osiedlu

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (316)
zarchiwizowany

#51337

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Drogi Adminie/Moderatorze Piekielnych,

Bardzo mi miło, iż postanowiłeś zadbać o poprawność językową mojej poprzedniej historii i zanim trafiła na główną, przejechałeś ją jakąś autokorektą czy czymś w tym stylu.

Wiem, iż słowo "rekrutant" jest niepoprawne i że powinienem napisać "rekruter" określając rekrutujących HR managerów. Kajam się.

Niestety, autokorekta (bo nie wierzę, że człowiek by się aż tak pomylił) pozmieniała mi wszystkich "rekrutantów" na "rekrutów". W efekcie wyszło, iż rekrutujący managerowie poszli do wojska/harcerstwa (rekrut to kandydat do tychże służb).

A więc (tak, wiem, że nie powinno zaczynać się zdania od "a więc") uprzejmie proszę, aby więcej moich historii nie poprawiać. Słowo nie do końca poprawne jest lepsze niż totalnie bez sensu użyte słowo o zupełnie innym znaczeniu.

Pozdrawiam,
Lancer

piekielni

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (146)

#50950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wysokie bezrobocie = wszechwładza pracodawców.

Dzisiaj widziałem się z kolegą, z którym w zeszłej dekadzie chodziłem do jednej klasy w liceum. Kolega ów będąc na V roku studiów aplikował na praktyki do pewnej firmy. Firma znana z tego, że dobrze płaci i uchodzi za atrakcyjnego pracodawcę. Biuro ma w nowoczesnym wieżowcu "na wypasie". Studenci walą drzwiami i oknami...
Wśród wymagań jest (co ważne dla historii) "odporność na stres".

Kolega przychodzi na rozmowę kwalifikacyjną. Standardowa gadka-szmatka, w pewnym momencie jeden z rekruterów wyszedł. Kolega rozmawia z drugim, w pewnym momencie wrócił pierwszy rekruter, zaszedł go od tyłu.... i wylał mu szklankę wody na głowę!

Nie było to mądre posunięcie - kolega odruchowo się odwrócił i w ułamku sekundy jednym szybkim sierpowym, wymierzonym w żuchwę, wkomponował Wszechwładnego HR Managera w podłogę. Wyszedł wściekły więc nie sprawdził, co z facetem, prawdopodobnie "KO".

Jak później się okazało (przyszły tłumaczenia mailem), rekruterzy "chcieli tylko sprawdzić jego odporność na stres". Niestety, kolega "nie spełnia wymagań".

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 831 (899)

#49933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szlag mnie trafia jak patrzę, na co idą pieniądze podatników w tym kraju, w tym moje i Twoje.

Miejsce akcji: Urząd Pracy w Kościanie (20-tys. miasto niedaleko Poznania).

Powyższa instytucja postanowiła przeprowadzić finansowany przez UE program aktywizacji bezrobotnych poprzez przekwalifikowanie.

Zebrano kilkadziesiąt osób, które straciły pracę na skutek upadłości pracodawcy, czy załamania się stanu zdrowia. Ludzi w wieku 40-60, którzy BARDZO CHCĄ PRACOWAĆ. Ludzi, którzy mają często dobre wykształcenie zawodowe/techniczne i przy odrobinie pracy nad nimi (wdrożenie w nowe technologie, nauka języków i obsługi nowoczesnych maszyn, w tym komputerów) można by spokojnie znaleźć im pracę... i to dobrą pracę. A oni na pewno odwdzięczyliby się płacąc podatki przez długie lata.

Ale nie może być tak dobrze... wszak jesteśmy w Polsce.

Najpierw wyjęto tym ludziom miesiące z życia na kursy. Najpierw angielski, potem kurs komputerowy. A potem...

...potem dupa.

Urząd Pracy sobie wymyślił, że nie przygotuje listy dostępnych kursów, tylko, że bezrobotni sami mają określić, co im jest potrzebne. Sensowne, prawda?

Otóż tylko do momentu, w którym okazało się, że na każdy kurs musi być co najmniej 10 chętnych. Grupa szkolonych liczyła 30 osób i nie miała ze sobą kontaktu. Każdy z nich miał inny zawód i inne potrzeby. Łatwo się domyślić, że się nie dogadali - nie mieli jak. Na propozycję, aby zebrać wszystkie pomysły i uczynić z nich listę na którą ludzie będą się zapisywać, odpowiedź brzmiała "nie". Dlaczego? BO NIE!

Urząd więc wymyślił, iż przejdą kurs kasy fiskalnej. Na pozostałe propozycje - stanowcze NIE! I ten komentarz urzędniczki: "tyle wam wystarczy".

Po tych bardzo rozwojowych kursach przedstawiono bezrobotnym oferty pracy (staż w nowo wyuczonym zawodzie był elementem programu). Ehkm... czy powiedziałem oferty? Przedstawiono JEDNĄ ofertę. W hipermarkecie. W dodatku cieszącym się wyjątkowo złą sławą jako pracodawca. Za minimalną krajową.
Faktycznie, noszenie palet czy przerzucanie mrożonek jest bardzo rozwojowe (na pewno też odpowiednie dla ludzi w tym wieku, biorąc pod uwagę ich stan zdrowia) i to świetny punkt w CV... Urząd zapytany dlaczego tak zrobił, odpowiedział, iż może oferować pracę tylko w Kościanie. Jeśli to prawda to jest to wyjątkowo idiotyczne, gdyż 3/4 ludzi z Kościana pracuje w Poznaniu, który ma bardzo chłonny rynek pracy. W innych miasteczkach wokół dużych miast też na pewno tak jest, więc co za cymbał napisał ustawę/rozporządzenie, które o tym decyduje? A może Urząd może, tylko mu się zwyczajnie nie chce?

Za nasze pieniądze prowadzi się taśmową produkcję marketowych niewolników, zamiast dobrych fachowców. Nieudolność, czy celowe działanie?

Rodzi się też pytanie - dla kogo są Urzędy Pracy? Dla ludzi, czy dla marketów, żeby mogły zaoszczędzić parę groszy na szkoleniach dla pracowników?

Ja jestem wściekły. Marnuje się nie tylko nasze pieniądze. Marnuje się zdrowie tych ludzi, niszczy ich ambicje i marzenia. Zamiast dać im nowy zawód czy przywrócić ich na rynek pracy, zmienia się ich w niewykwalifikowaną tanią siłę roboczą. Pół roku drogiego państwowego programu jest mniej warte, niż pół roku bezpłatnych praktyk w pierwszej lepszej firmie.

Ludzie ci przez lata oddawali połowę zarobków państwu i gdy byli w potrzebie, zostali przez nie (poprzez ustawodawcę i urzędy) potraktowani niczym Kunzt Wunderli w "Miłosierdziu gminy".

To jest skandal.

Urząd Pracy Kościan

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (705)

1