Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MakeMeHappy

Zamieszcza historie od: 27 listopada 2012 - 22:53
Ostatnio: 24 listopada 2013 - 16:48
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 2787
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 220
 

#46006

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Grudzień. Śnieg. Zimno.

Znajoma poprosiła mnie, bym popilnowała przez kilka godzin jej córeczkę. Sama musiała odwieźć rodziców na lotnisko i nie miała z kim zostawić przeziębionego dziecka.

Przyjechałam do znajomej o umówionej godzinie, z racji pośpiechu zostawiłam auto na parkingu, nawet bez przykrycia przedniej szyby matą i pobiegłam do mieszkania znajomej.

Po kilku godzinach mróz wciąż nie odpuszczał (co szczególnie odczułam w czasie skrobania szyb). Samochód ładnie odpalił, jadę. Po jakimś kilometrze Roverek raptownie zgasł, odmawiał też ponownego odpalenia. Rozrusznik kręci, kręci, a mój klekot odpalić nie chce. Gdy już prawie rozładowałam akumulator - odpuściłam sobie dalsze próby odpalenia. No to szukam telefonu, żeby ściągnąć jakąś pomoc. Nie ma. A niech to, pewnie zostawiłam u znajomej. No to maska w górę, patrzę, ręczna pompka paliwa wklęsła. No czyli najpewniej paliwo zamarzło. Wkurzona na siebie, że dodatku do paliwa nie dolałam, ani że denaturatu na czarną godzinę nie wożę, stoję i macham, żeby ktoś się zatrzymał i ściągnął mi auto na najbliższą stację.
Zatrzymał się samochód typu pick-up, wysiada młoda kobieta, blondynka, mówi że hak ma, linę też, to pomoże. Po chwili zatrzymuje się drugie auto. Wysiada facet, opiera się o klapę swojego autka i patrzy.

[facet] - He he he, jestem ciekaw co wy teraz zrobicie.
[ja] - A mógłby nam pan pomóc?
[f] - trzeba było sobie kupić samochód, a nie Rovera, hłe hłe.
[j] - (z lekkim nerwem) Na moje oko mój Rover jest samochodem.
[f] - Jak taka mądra to sobie radź sama, hłe hłe dwie blondynki hłe hłe, tylko jak już uda wam się zawiązać linę to nie wsiadajcie obydwie do pierwszego samochodu.

Po czym pan wsiadł do swojego auta i odjechał.

A my? Poradziłyśmy sobie same. Jak na blondynki to całkiem dobrze nam to wyszło.

Zimowe przygody

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 821 (955)

#43962

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bezrobocie? Jakie bezrobocie???
Czyli o tym jak trudno o dobrego pracownika.

Mimo młodego wieku jestem właścicielką salonu odzieżowego w Poznaniu. Sklep był strzałem w dziesiątkę, ciężką pracą udało mi się dorobić kilku rzeczy. Planuję otworzyć drugi salon i w związku z tym szukam pracowników.

Zatrudniam już jedną osobę (pozdrawiam Kasiu ;)) z której pracy jestem bardzo zadowolona. W salonie obsługujemy na zmianę, bo czynny jest 80 godzin w tygodniu. Nie uznaję śmieciowych umów (sama kiedyś pracowałam na śmieciowych umowach - wiem, ze nie może być nic gorszego), wypłacam premię, przy tworzeniu grafiku biorę pod uwagę potrzeby pracownika, płacę terminowo, zapewniam zakwaterowanie (po przepracowanym miesiącu). Od nowego pracownika nie wymagam doświadczenia (sama wszystkiego nauczę nową osobę). Idę na rękę pracownikowi jak mało kto. Oszalałam? Nie. Mi udało się wyrwać z małego miasteczka i coś osiągnąć. Teraz chcę komuś pomóc.

Zamieściłam stosowne ogłoszenia w prasie/Internecie.
Zaznaczyłam, że od nowego pracownika nie wymagam doświadczenia (sama wszystkiego nauczę nową osobę). Może być to osoba studiująca. Wymagam tylko uczciwości.

Praca marzeń? Otóż nie.

Jedną rekrutację mam już za sobą, wybrałam młodziutką dziewczynę, która dopiero zaczynała studia, jednak z pieniędzmi w jej rodzinie było krucho i musiała szukać zajęcia, by móc się samej utrzymać. Zaproponowałam jej próbny miesiąc (oczywiście płatny, na porządnej umowie).
Pierwsze dni współpracy bardzo mi się podobały, dziewczyna mimo braku doświadczenia obsługiwała klientów bez zarzutu. Nie było między nami żadnych zgrzytów. W drugim tygodniu dziewczyna przestała się pojawiać, odbierać telefony. Okazało się, że przez tydzień wyniosłą kilka ubrań.

Zadzwoniłam do innej dziewczyny, okazało się, że wciąż jest zainteresowana pracą u mnie. Na pierwsze spotkanie nie przyszła.

Trzecia pani była oburzona, że po zamknięciu sklepu ma umyć podłogę w sklepie (było to w czasie pracy, 7 godzin pracy za ladą, godzina po zamknięciu przeznaczona na sprzątanie). Rzuciła mopem i wyszła. Nie wróciła.

Czwarta pani zapraszała do mojego salonu swojego ukochanego. Co godzinę. Gdy zwróciłam jej uwagę - powiedziała, że nie potrafi wytrzymać bez swojego mężczyzny 8 godzin. Pożegnałyśmy się.

Przede mną następna rekrutacja. Aż się boję, na kogo trafię...

Salon odzieżowy

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1030 (1092)

#43612

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego nigdy więcej nie pomogę komuś bezinteresownie.

Mam (miałam?) ja sobie koleżankę, nazwijmy ją [Z]osia. Znamy się od zerówki. Była to przez tych kilkanaście lat bardzo bliska znajomość. Zosia jednak miała mało fajną cechę - każdego nowo poznanego faceta uważała za miłość swojego życia. Faceci po tygodniu znajomości przeprowadzali się do niej, ona planowała wspólną przyszłość, ogólnie wielka miłość. Poza tym była strasznie zazdrosna.
Jakieś 2 miesiące temu Zosia znów poznała swoją miłość życia - Andrzeja. Oczywiście Andrzej już mieszka u Zosi.

Andrzej pochodzi z maleńkiej wioski, jest prostym człowieczkiem, bez szkoły, bez pracy.
Znalazł ostatnimi czasy ofertę pracy, która nawet by mu odpowiadała (czyt. totalny brak wymagań). Trzeba było więc zanieść CV i list motywacyjny do siedziby firmy. Proste? Otóż nie dla Andrzeja. Bo Andrzej nie potrafił tego napisać. Zosia też nie. Ale MakeMeHappy potrafi. A więc przy pierwszej-lepszej okazji poprosili mnie o pomoc. Andrzej na karteczce naskrobał swoje dane. Zaznaczył, że papiery potrzebne mu są na wczoraj.

Z racji nawału zajęć nie bardzo miałam czas, no ale co tam - chłopakowi się spieszy więc wstałam godzinę prędzej niż zwykle, napisałam, wydrukowałam. Będąc już w pracy napisałam na nr Andrzeja (spisałam z CV), że może się przejść do mojego domu (5 minut spacerkiem) i ktoś mu te papiery da.

Co dostałam w odpowiedzi?
Odpisała mi Zosia - "Nie, nie będziemy nigdzie teraz szli, sama nam przynieś".

Tak więc zgodnie z prawdą odpisałam, że nie mam czasu, a poza tym to leży w ich interesie by te papiery odebrali.
Zgadnijcie jaką odpowiedź dostałam?

"Już ci pisałam że nigdzie nie pójdziemy!!! Ty to masz nam przynieść!! I po co piszesz do Andrzeja??? Skąd masz jego nr?? Co??? Cudzych facetów ci się urwa zachciało???"
I dalej w ten deseń.....

Eh....

Tak więc straciłam i czas i wieloletnią kumpelę, która po dziś dzień jest święcie przekonana, że chciałam jej odbić faceta :/

CV :/

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 803 (863)

1