Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ogarek

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2013 - 20:10
Ostatnio: 2 maja 2014 - 17:16
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 2279
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 111
 

#59345

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem jedną z tych młodych kobiet, u których coś takiego jak instynkt macierzyński nie istnieje. Jak widzę dziecko to najchętniej uciekam ze zgrozą w oczach. ;)
Wczoraj i dziś miałam wątpliwą przyjemność zetknąć się z dwoma "uroczymi maluchami".

Wczoraj:
Stoję sobie na światłach w mieście powiatowym, samo centrum, w okolicy galeria handlowa i parę supermarketów to i ruch duży. Zielone dla samochodów, niektóre pojazdy przejeżdżają z większą prędkością niż należy.
Pod pasy z jednej strony ulicy podchodzi pan z ok. 8-letnim chłopcem. Małemu nudzi się oczekiwanie i wymyślił sobie fantastyczną zabawę - za każdym razem kiedy przejeżdża samochód wyskakuje o krok na ulicę! Nie wiem ile faktycznie centymetrów dzieliło go wtedy od pojazdów, ale z mojej perspektywy niewiele. Mnie się nogi ugięły gdy to zobaczyłam. Kierowcy zwalniali, ale - ku mojemu zdziwieniu żaden się nie zatrzymał, żeby przetrzepać młodemu skórę za takie zachowanie. Ludzie obok przyglądali się z niepewnością, ale reakcji nie było.

Na koniec zostawiłam sobie piekielnego tatusia. Chcecie wiedzieć, co robił? Może z kimś rozmawiał przez telefon i nie widział malca? Obserwował ptaki? Nie... Patrzył na swojego synka ze znudzoną miną. No cholera jasna. Bezstresowe wychowanie? :/

Dzisiaj:
Siedzę sobie w kościele, obok na ławce położyłam koszyczek. Dosiadł się do mnie tatuś z córeczką w wieku przedszkolnym. Księdza jeszcze nie ma. Dziecku się nudzi, no to wymyśla sobie zajęcia. Najpierw zaczęła stepować. Ludzie się odwracają, mierzą MNIE wzrokiem. A ja przecież niewinna! To nie mój diabełek!
Stepowanie się znudziło, to zainteresowała się zawartością mojego koszyka. No dobrze, myślę, niech se dziecko patrzy. Jak zaczęła ingerować w ułożenie produktów, to ją delikatnie odsunęłam. I chyba się o to biedaczka obraziła, bo potem celowo starała się uprzykrzyć mi te parę minut w świątyni. Najpierw kopała koszyk, więc wzięłam go na kolana. Jak koszyk zniknął to zajęła się kopaniem mnie. Dołożyła do tego jakieś kichanie-prychanie, które miało chyba być próbą oplucia.
Jak zwróciłam tatusiowi grzecznie uwagę na to, co jego pociecha wyczynia, to tylko spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
Brawo tatku! Takiej stanowczej reakcji oczekiwałam.

I zastanawiam się - dlaczego bezstresowe wychowanie dzieci odbija się na moim zdrowiu psychicznym?

dzieci

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (688)

#58820

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja, której byłam świadkiem kilka tygodni temu. W bibliotece. Troszkę piekielna, choć bardziej chyba śmieszna.

Stoję sobie w kolejce do lady bibliotecznej, aby odebrać jakieś knigi (śpieszę wytłumaczyć osobom zdziwionym kolejkami w książnicy, że jest to spora nowoczesna biblioteka w mieście powiatowym, bardzo dobrze funkcjonująca, świetnie zaopatrzona, dlatego też czytelników sporo). Przede mną pani, ok. 60, która coś zwraca. Nie przyglądałam się temu obrazkowi zbytnio, dopóki nie usłyszałam fascynującego dialogu:

[B]ibliotekarka: Proszę pani, ale ta książka jest zalana!
[O]ddająca: Proszę? Nie to niemożliwe! Ona musiała już taka być jak ją wypożyczałam...
[B]: I od miesiąca się z niej kapie?

W tym momencie ciekawość wzięła górę, wyglądam zza Oddającej i dostrzegam "obiekt". Jakieś romansidło, z którego co rusz upada żółtawa kropelka (obstawiam litościwie jakiś sok lub lemoniadę).

W trakcie oględzin poczułam pod żebrami łokieć wycofującej się pani, która już z bezpieczniej odległości od Bibliotekarki powiedziała, że ona książkę oddała, ma na to świadków i nic jej nie mogą zrobić. Następnie z uśmiechem satysfakcji wyszła.

Bibliotekarka trochę z nietęgą miną, jakby zawstydzona całą sytuacją zaczęła wycierać chusteczką tę książkę i powiedziała tylko do swojej koleżanki:
- Tyle lat, a ludzie ciągle mnie zaskakują. Myślałam, że mi wyjaśni, co się stało, chociaż przeprosi... A tu taka reakcja. Przecież policji na nią nie naślę.

Ot, ludzie. Głupka z siebie zrobić, byle tylko się do błędu nie przyznać. ;)

biblioteka

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (713)
zarchiwizowany

#56116

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Stoję sobie w kolejce w Stonce, przede mną jakaś paniusia w typie "Fifty shades of pink". W torebce - jakże by inaczej - piesek rasy yorkshire terrier. Taka sóweczka maleńka, szczeniaczek nieświadom tego ile go jeszcze czeka z różową pańcią.

Co piekielnego było mi dane zobaczyć?
Otóż troskliwa właścicielka wrzucała do torebki z pieskiem wszystkie skasowane towary, w ogóle nie zwracając uwagi na tego malucha, którego przygniata butelkami i innym dziadostwem, które z pewnością było od nieszczęśnika cięższe. Kiedy został jej do spakowania ostatni produkt doszła do wniosku, że jej miejsca w torebuni brakuje, chwyciła psiaka za szyję (nie, nie za skórę na karku - choć i to byłoby nie w porządku, tylko centralnie objęła szyję malucha swoją zatipsioną łapą) i WYTARGAŁA go z torebki, coby miejsce jakiemuś serkowi zrobić. Biedak dyndał sobie tak w jej ręce póki nie zapłaciła. Potem położyła go na tym serku w torebce i wyszła.

Stałam jak wryta póki kasjerka swoim nawoływaniem nie wróciła mnie rzeczywistości.

I cholernie żałuję, że nie strzeliłam tej babie w pysk, ale pierwszy raz byłam świadkiem czegoś tak dziwnego i po prostu mnie zatkało.

Ludziom powinno się robić testy zanim powierzy im się jakiekolwiek stworzenie

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (332)

#55937

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni klienci - księgarnia.

1. Notoryczne mylenie księgarni z papierniczym (no bo przecież tu papier i tu papier, to samo, nie?)
Klient: ...bry, pani da długopis/ołówek/taśmę?
Ja: Dzień dobry, ale to księgarnia...
K: Ja się o długopis/... pytam. Szybko, czasu nie mam.
J: Niestety nie mogę Panu pomóc, to księgarnia, a nie papierniczy, nie sprzedajemy długopisów tylko książki.
K: To kiedy przyjść?
J: ? Po, co?...
K: No po długopis, k*&%$!
J: ...

2. Pani przychodzi z reklamacją.
P: Dzień dobry, ja chciałam zwrócić książkę.
J: Dzień dobry, a jaki jest powód reklamacji?
P: Yyy... no już przeczytałam i chcę zwrócić.
(o.O hę? ... biblioteka, czy jak?)
J: Przykro mi, ale nie jest to powód do reklamacji.
P: Jak nie, jak k&%$, nie?! Mam prawo do X dni oddać to oddaje, Ty mi nie będziesz moich praw odbierać gówniaro! (Tu następuje 15' monolog, wygłoszony polszczyzną, której poziomu sam Słowacki by się nie powstydził... i nagle bach! Paragonik na ladę! No bo przecież po takiej batalii Pani jest pewna, że reklamacja zostanie uwzględniona).

I, co moje oczy widzą? Paragon z innej księgarni, z innego miasta...

3. Kolejna [k]lientka-piekielnica, miłośniczka literatury kobiecej.
K: Jest może ta nowa książka Grocholi?
J: Nie, niestety nie mamy jej (tłumaczę babce, że to księgarnia nastawiona na młodego czytelnika, co zresztą bardzo dobrze szyld oddaje). Ale jeśli Pani zależy to możemy ją zamówić za zaliczką, będzie następnego dnia
K: Nie, ja to muszę mieć już dziś. Gdzie to kupię?
J: Zapewne w jakiejś innej księgarni.
K: Gdzie, konkrety, gdzie?! Ja nie mam czasu się włóczyć po mieście!
J: (już z podniesionym deczko ciśnieniem, podaje pani parę lokalizacji księgarń w pobliżu, choć teoretycznie za informację nie robię).
K: I tam będzie?
J: Nie wiem proszę pani, być może...
K: To twój (hmm... już jesteśmy na ty?...) psi obowiązek wiedzieć!
J: (już zagotowana przez piekelnicę) MOIM PSIM OBOWIĄZKIEM JEST ZNAĆ ASORTYMENT MOJEJ KSIĘGARNI, NIE BIEGAM PO INNYCH KSIĘGARNIACH Z INSPEKCJĄ!
Pani oburzona, z niemiłym przekleństwem na ustach wyszła. Yes!

A niby praca w księgarni taka spokojna i miła...

uslugi

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (857)

1