Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PanteraPolnocy

Zamieszcza historie od: 11 lutego 2016 - 15:10
Ostatnio: 12 stycznia 2022 - 12:51
Gadu-gadu: 4818328
O sobie:

Ciastkożerca.
https://panterapolnocy.cba.pl

  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 744
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 28
 

#83645

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu zamarzyły mi się dwa stołki barowe do kuchni z regulowaną wysokością. Nie jest duża, więc pasowałyby idealnie, ot - wsuwam pod blat i ich prawie nie ma, a gdy trzeba na czymś spocząć, to zawsze są pod ręką. Wstukuję więc Alledrogo w pasek adresu przeglądarki, znajduję, kupuję. Dostawa poprzez kuriera, czekam. Biorę specjalnie dzień wolny, przy okazji planując ogarnąć kilka rzeczy w mieszkaniu.

Dzień Zero w połowie listopada, godzina 9:00 - kurierzy zazwyczaj pojawiają się w okolicach mojego przybytku około godziny 14:00, nigdy prędzej, a mnie akurat zabrakło tak prozaicznej rzeczy, jak masła do bułek. Wybieram się zatem do sklepu, stoję w kolejce, a tam naturalnie... zaczyna dzwonić mój telefon.

[J] Dzień dobry, z tej strony...
[K] A co mnie to! Ile mam dzwonić? Otworzysz te drzwi, bo dzwonię i dzwonię na ten domofon, czy nie?
[J] ...Eee... a z kim mam przyjemność?
[K] KURIER. MAM TWOJE PUDŁO.
[J] No, dobrze. Będę za jakieś pięć minut, bo teraz...
[K] Ale jakie pięć minut? Nie rozumiesz, że ja NIE MAM CZASU?
[J] Rozumiem, ale teleportu nie mam, zaraz będę z powrotem, bo zakupy robię. W tym czasie...
[K] ALE CO MNIE TO. Zostawiam paczkę pod klatką i niech się dzieje co chce.
[J] Pod klatką? Ale moment, ja mieszkam na 11 piętrze, a poza tym ta paczka jest przecież...
[K] Nie mam czasu rozmawiać, paczka jest obok pralni, tutaj jakaś pani powiedziała że przypilnuje, do widzenia.
[J] Zaraz, chwila...

Pip, pip, pip.

No cóż. Może był faktycznie w pośpiechu, może miał zły dzień, może ząb go bolał. Nie wnikam. Co prawda miał chyba zapłacone za to, żeby mi ją chociaż pod drzwi wnieść, ale w bloku mam windę, a i takiego pudła nikt szybko nie ukradnie... Z pralni / prasowalni, jaka znajduje się w rzędzie sklepików, zataszczone zostało przeze mnie do windy, a stamtąd do mieszkania. Niby wszystko w porządku, ale... paczka była za pobraniem.

Telefon, po jakichś dwóch godzinach.

[J] Dzień dobry, w czym mogę...
[K] EJ, BO TO CO CI PRZYWIOZŁEM, JA CHCĘ ZA TO KASĘ, ALE JUŻ. NIE MAM CZASU NA ZABAWY.

To mu się już lekko ciśnienie podniosło. I włączył tryb wredoty - za wredotę.

[J] Ale za co?
[K] No jak to za co, za tą paczkę jaką dostarczyłem!
[J] Ale jaką paczkę, bo ja nie przypominam sobie podpisywania odbioru czegokolwiek.
[K] A ja mam tu przed sobą podpisane odebranie! Na sto procent!

Aha. Czyli podpis Pani z pralni.

[J] No skoro tak, to świetnie. Nie wiem komu Pan paczkę dostarczył, ale na pewno nie mnie.
[K] No jak nie, jak tak? Mam nawet Twój podpis! No szybko, żeby mi się godziny zgadzały!
[J] Hm... a zatem mówi Pan, że ma pan pokwitowanie dostarczenia? I że jest na nim płatność przy odbiorze?
[K] NO TAK.
[J] I jest tam podpis, pod tym pokwitowaniem całym?
[K] No jest... więc widzisz, odebrane!
[J] No cóż, a więc ja nie widzę problemu, skoro ma Pan odebrane.
[K] NO ALE NIE MAM KASY!
[J] Skoro tak, to jakim cudem ma Pan pokwitowanie dostarczenia i zapłaty z mojej strony?
[K] JA PIER!@#$ CO ZA $#^#%@.

Pip, pip, pip.
Karma wraca. Nie dzwonił już.

Pod wieczór telefon do sklepu i zmiana płatności na przelew, co by nie byli stratni, bo stołki są w końcu okej, potem szybkie opłacenie... a kurier? Życzę mu Wesołych Świąt i lepszego podejścia do ludzi. :P

kurierzy

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (206)

#76997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historyjka krótka, bo i zdarzenie trwało parę chwil.

Droga piesza do pracy po wyskoczeniu z pociągu zajmuje mi jakieś pół godziny. Poruszam się raczej wzdłuż głównych ulic miasta, ale jest po drodze kilka krótkich i wąskich odcinków, jakie z powodzeniem można by nazwać osiedlowymi.

Dzisiaj spotkała mnie na jednym z takich niespodzianka - spadła na mnie, niczym lawina śnieżna, bardzo pokaźna ilość mniejszych lub większych okruchów chleba... tak na oko oceniając ze trzy bochenki i dwie bułki na dokładkę. Patrzę w górę co zacz i zauważam na trzecim piętrze budynku staruszkę wlepiającą we mnie swoje spojrzenie przesłonięte dość grubymi okularami. Kilka sekund później słyszę łopot skrzydeł i - niczym w filmie Hitchcocka - opada mnie chmara gołębi, próbująca dostać się do okruszków tak dookoła na chodniku, jak i tych leżących na mnie. Mija moment i już ich nie ma, ja nad sobą słyszę "ahahah" i dźwięk zamykanego okna, a potem bilansuję: potargane włosy, kaptur, podziobana kurtka i kupa na bucie.

Chyba lekko zmodyfikuję trasę swojego tuptania.

gołębie praca

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (202)

#71205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O pewnym piesku i jego właścicielce.

Mieszkam ci ja w mieście X, dojeżdżam do pracy w mieście Z za pomocą kolei, która przejeżdża przez miasto Y. Co ważne, właśnie w mieście Y następuje postój na jakieś 10 minut w porze, gdy moja poranna podróż ma miejsce, aby załoga pociągu zakończyła swoją zmianę i jej miejsce zajęła drużyna następna.

Tego dnia udało mi się wsiąść na swojej stacji bez zwyczajowych atrakcji - bez "dajczypiendziesiont" żuli, dresów rozkładających się swymi szanownymi kończynami dolnymi na trzy siedzenia, starszych państwa uderzających parasolkami (wersja "ona") lub laskami (wersja "on") w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, coby przyspieszyć wskakiwanie na pokład osób przed nimi lub też dając subtelnie w ten sposób znać, aby się przesunąć będąc już w środku. Nie, dzisiaj atrakcja była nowa i całkiem niespodziewana - była to pewna młoda... hm, już nie nastolatka, ale na pewno jeszcze nie pani, przynajmniej oceniając po tym, jak wyglądała - a wbrew pozorom czy stereotypom wyglądała całkiem standardowo i normalnie. Ot, pasażer. Nazwę ją po prostu [D]ziewczyną.

Problem jednak w tym, że nie była ona sama, a towarzyszył jej piesek. Mały, z wyłupiastymi oczkami, prawie bez sierści i w kolorowym sweterku. Broń Boże nie mam nic do zwierzątek, przez moje własne mieszkanie przewinęły się już rybki akwariowe, niezliczona rzesza chomików, pies, świnka morska czy papuga. Niemniej jednak... piesek ów zaczął szczekać. Tak bez powodu, jak stał, tak zaczął. I szczekał. I szczekał... może nie za głośno, ale dość uciążliwie, a echo odbijające się od ścian i ludzi w zamkniętym i dosyć "nabitym" (nie było za bardzo gdzie przejść) pociągu definitywnie nie pomagało.

Niestety, jestem osobą, która ma pewnego rodzaju nadwrażliwość na dźwięki (mieszkanie w dużym bloku i sąsiadowe wiertarkowanie prawie cały rok, mogą doprowadzić do rozstroju nerwowego), a do tego nie lubi podróżować ze słuchawkami na uszach, jak w tamtym momencie wszystkie inne osoby wokół (powiedzmy, że jeden jedyny raz, gdy były one w moich uszach, jeden nieznany mi bliżej kradziej wziął mnie w obroty) i po jakichś trzech stacjach (czyli 15 minutach łącznie... ile ten szczurek miał powietrza w płucach?) padło kulturalne pytanie z mojej strony:

[J]a: Przepraszam, czy mogłaby pani uciszyć swoje zwierzątko?
[D]: Nie, nie mogę, może sobie szczekać ile chce, bo jest mój, a ty wypi@!#$%, #$%#@$% i #$^&@#. Co cię w ogóle to, k%@^@#, obchodzi? Płacę, to mogę jechać jak chcę. Nie podoba się, to spi@#$%^@# z wagonu.

Mrugam, może jeszcze mi się to śni, ale nie - okej!

[J]: No, raczej nie wydaje mi się. Pociąg jest komunikacją PUBLICZNĄ i tak jak w windzie ludzie powinni sobie raczej nie przeszkadzać, jest nawet w regulaminie kolei o zachowaniu porządku... Poza tym, z tego co wiem, to jest też punkt o przewozie zwierząt - ma pani bilet na psa?
[D]: A co ty mi będziesz, @#$!@#$%, regulamin cytować, TY WIESZ KIM JEST MÓJ OJCIEC? Nie wiesz? No to ci, #$#@%^, nie powiem, plebsie, bo nie zasługujesz. Buty mi możesz myć. Za swojego psa nie muszę płacić, bo JA mam MIESIĘCZNY. A poza tym...

... i tak nawija owa pani wers za wersem, litanię za litanią... W końcu coś we mnie pękło (czytaj: trafił mnie szlag, bo tygodniowy limit obelg skierowany w moją stronę został właśnie wyczerpany, a jest on raczej duży ze względu na specyfikę wykonywanego przeze mnie zawodu - branża IT i bezduszne komputery) i spokojny, acz raźny krok (co i tak mi chwilę zajęło w dość zapchanym pociągu) został skierowany w stronę konduktora, jaki został poinformowany o psu bez bonusowego biletu. Tutaj uwaga - donosić nigdy na nikogo nie donoszę i donosić nie lubię, bo po co komuś robić problem z byle drobnostki - ale w tym jednym wypadku... No, cóż. Lepsze to niż morderstwo w afekcie.

Piesek szczekał dalej. Pan podszedł do D, zadał jej parę pytań z tego co mi było dane widzieć i wypisał jakiś papierek w akompaniamencie gestykulacji rąk owej D. Po chwili do mnie podeszła (czy też raczej podbiegła taranując ludzi) i wykrzyczała, naturalnie z ogromną ilością przekleństw, że generalnie rzecz biorąc mogę się już na tamten świat zbierać, że naśle ona na mnie swoich "ziomów", jej ojciec sprawi, że nie będę mieć życia... Reasumując, zaczęła kontynuować swój mały pokaz kultury. Co ważne, w pewnym momencie drzwi się otworzyły (stacja), a ona zmięła - jak się okazało - pokwitowanie przyjęcia mandatu, wyrzuciła je na zewnątrz i rzekła do mnie tymi słowy:

[D]: A tak jak ja wypier@#$@$ ten szit, tak ciebie zaraz wypier@#$% z pociągu!

Co się jednak nie stało. Stało się jednak coś innego - na następnej stacji w mieście Y zmieniła się załoga i gdy pociąg ruszył, nowy już konduktor podszedł do awanturującej się D, która na chwilę zamilkła, i spytał:

[K]: Dzień dobry, bilecik ma?
[D]: Mam, masz (i podała swój bilet miesięczny).
[K]: A piesek ma?
[D]: Nie ma, ale k@#$@ przed chwilą dostałam już mandat.
[K]: A pokwitowanie ma?
[D}: ...

I dostała karę po raz drugi. Na szczęście do końca podróży stała już cicho, większy kawałek ode mnie, ale gdyby wzrok mógł miotać pociski, to myślę, że spokojnie mogłaby zdobyć złoty medal olimpijski w rzucie oszczepem. Po dwóch kolejnych stacjach wysiadła.

A piesek szczekał dalej.

komunikacja_miejska kolej

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (401)

1