Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

RudaMaupa

Zamieszcza historie od: 31 sierpnia 2011 - 14:39
Ostatnio: 23 listopada 2023 - 15:24
  • Historii na głównej: 9 z 15
  • Punktów za historie: 6746
  • Komentarzy: 661
  • Punktów za komentarze: 5217
 

#70184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta. Czas grozy dla szukających prezentów i ekspedientów. Moje nieszczęście mieści się w pierwszej grupie.

Od jakieś czasu szukałam odpowiedniego prezentu dla męża, który w końcu dojrzał do korzystania z męskich kosmetyków do pielęgnacji twarzy, w związku z czym moje poszukiwania zawęziły się do drogerii różnej maści.

W tych tańszych drogeriach nigdy nie miałam do czynienia z nieprzyjemną sytuacją, ewentualnie dobra dusza zapyta, czego tak równie pilnie co nieskutecznie szukam. Cała zabawa zaczyna się przy drogeriach uważanych za droższe.

Wchodzę do takiej droższej, pomocy nie szukam, bo widzę, że ruch wielki, a ja tylko za inspiracją się rozglądam. Ale niespodzianka! Ekspedientka rusza do mnie energicznym krokiem, ego rośnie, bo taka ważna ja. Po chwili wrażenie się rozmywa. Kobieta staje w niewielkiej odległości i bacznie obserwuje.

Nie była to pierwsza sytuacja tego typu, a i trochę złośliwości się we mnie pojawiło - zaczęłam wędrować między półkami, kucać przy nich, a ona za mną. Takie drogeryjne fast and furious. W końcu znudziła mi się ta zabawa i wyszłam, a mój umysł zaczął mi sugerować zwycięskie spojrzenie puszczone za mną - groźny przestępca został spłoszony.

Nie poddałam się. Poszłam do drugiej. Klientów w środku jeszcze więcej, ale znów zostałam obdarzona atencją. I znów w tym samym celu. Kucam przy półce, żeby przeczytać etykiety produktów postawionych niżej. Pomocy niet, ale widzę, że mi baba już za plecy wchodzi. No nic, muzykę włączyłam, coby trochę się odciąć od mojego detektywa, szukam i czytam dalej. Baba pół kroku bliżej, jeszcze chwila i mi na karku usiądzie. W końcu po kwadransie spędzonym przy półeczce na bezowocnych poszukiwaniach, odwracam się do mojego anioła stróża:
-Jest produkt A, B lub C?
-Eeee... Aaa... Ummm... Nie.
-Dziękuję, do widzenia.

Nie wiem, czy to chodzi o wyjątkowo parszywy wyraz twarzy czy nieodpowiednią pozycję społeczną, ale moje ego czuje się mocno ugodzone traktowaniem jak potencjalny złodziej miast potencjalny klient.

Drodzy ekspedienci, jak wspomniałam na samym początku, święta to dla Was również trudny czas, bo okazja czyni złodzieja jak to mówią, ale nawet jeśli czujecie z mojej strony zagrożenie, błagam, trochę dyskrecji. Mniej lub bardziej świeży oddech na karku bez choćby sugestii, że jesteście tam, by mi pomóc, jest niezwykle niekomfortowy.

Wesołych świąt!

Drogerie roznych masci

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (441)

#65109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam dziś wieczorem do bloku, godzina 21:00, wchodzę i od wejścia uderza w moje nozdrza przeraźliwy smród. Jeden z aniołów nocy ulokował się idealnie na pierwszym schodku klatki schodowej i w pozycji łamanej usnął, zmęczony zapewne rozmyślaniami nad sensem istnienia. Minąć go w bezpiecznej odległości nie sposób i wcale nie mówię tu o wyjściu poza promień rażenia zapachu utrudzonego myśliciela.

Jego pech, że moje serce i litość dla podobnych pustelników skończyły się jakiś rok temu, kiedy jeden z nich zostawił po sobie ślad bytności w postaci rozwolnienia spływającego leniwie po klapie zsypu i tworzącego poniżej malownicze bajorko. Dokładnie o tym marzy człowiek wychodzący rano do pracy i wyrzucający śmieci.

Niewiele się zastanawiając, wybrałam w telefonie zapisany numer straży miejskiej. Zgłosiłam problem, rzekłam, że czuję się zagrożona, że dość niefortunne miejsce ów człek sobie wybrał na spoczynek, że prosiłabym o wsparcie w negocjacjach i podałam numer mieszkania.
Usłyszałam mniej więcej taką odpowiedź:
- Zgłoszenie przyjęte i patrol zaraz tam podjedzie, ale tak już prywatnie... proszę mi powiedzieć, kto jest administratorem budynku?
- Przyznam szczerze, że nazwiska nie pamiętam...
- Bo chciałbym mu zasugerować rozwieszenie kartek ostrzegawczych, by nie wpuszczać.
- Wie pan co... takie kartki już wiszą od przynajmniej dwóch lat.
- Powiem pani, że to dziś będzie siódma interwencja w tamtym bloku. My przyjedziemy, tylko jak tutaj ludzi nauczyć, żeby sami nie doprowadzali do takich sytuacji? I dziękuję, że pani od razu numer mieszkania podała, miałem pytać, bo takich ludzi to wpuszczają, ale żeby nas wpuścili, musielibyśmy wchodzić incognito.
Rzeczywiście patrol był po kwadransie, zapewne pana wynieśli.

Pomijając pytanie, czy takich ludzi należy usuwać z klatki w nocy kiedy jest zimno, zastanawia mnie kilka spraw: dlaczego ja zapraszając gości do mojego lokum muszę brać za nich odpowiedzialność, a taki jeden dobry Samarytanin z drugim już nie? Czy wchodząc do klatki tak trudno zatrzasnąć za sobą drzwi? I wreszcie czy ci sami ludzie, którzy wpuszczają wyznawców Dionizosa, sprzątają później po nich fekalia czy wietrzą klatki? Bo jeszcze nie widziałam nikogo z mopem prócz sprzątaczki, choć oczywiście o niczym to świadczyć nie musi.

Dodam tylko, że jeszcze rok temu żal mi było tych ludzi, a nawet dziś prawdopodobnie nie dodałabym tej historii, gdyby nie to, że wczoraj rano korzystając z windy musiałam owinąć nos dwa razy szalem, bo aromat nakłaniał do głębokich przemyśleń typu "czy na pewno chcę po raz drugi podziwiać swoje śniadanie?" Wysiadając na parterze musiałam minąć się znów z uśmiechniętym i zadowolonym z życia człowiekiem, którego osoba do tego stopnia zapierała mi dech w piersiach, że jeszcze kilka kroków po wyjściu z bloku miałam odruch wymiotny. Podejrzewam, że był to Paskudny Stary Ron i jego Zapach; było to chyba najintensywniejsze doznanie węchowe w moim życiu.

Bardzo się cieszę, że są ludzie, którzy pomagają każdej zbłąkanej duszyczce, proszę jedynie, by nie robili tego kosztem pozostałych mieszkańców...

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (583)

#56313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kampania "10km/h ratuje życie. Zwolnij!" chyba nie odnosi zamierzonych skutków.

Dzień jak co dzień, wracam z pracy do domu. Przy przejściu (zjazd z ronda) mam zielone światło, samochody stoją, więc twardo idę (oczywiście rozejrzawszy się uprzednio).

Mignęło mi coś nagle po lewej, odruchowo się cofnęłam. Na swoje szczęście.

Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby widząc samochody stojące przed przejściem dla pieszych na czerwonym świetle mijać je lewym pasem, z prędkością zdecydowanie za dużą jak na opuszczanie skrzyżowania w takich warunkach.

Młody chłopak za kierownicą golfopodobnego auta przyhamował będąc prawie na mojej wysokości (nie miał szans wyhamować), kawałek za przejściem przestał zwalniać i z piskiem ruszył dalej. Wydaje mi się, że podobnie jak mnie, mignęło mu coś tylko i odruchowo wcisnął hamulec.

Bo właściwie co mu szkodzi? On najwyżej pójdzie za kraty i wyjdzie wcześniej za dobre sprawowanie, ja za to ryzykuję zdrowiem, życiem i rozpaczą bliskich za każdym razem, gdy przechodzę zgodnie ze swoim prawem przez przejście, tylko dlatego że jakiś bałwan myśli, że szybka niebezpieczna jazda w ruchu drogowym jest męska.

Bałwan na drodze

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 382 (504)

#51413

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponieważ od jakiegoś czasu wiadomo, że ma być upał powyżej trzydziestu stopni, spółdzielnia postanowiła nam odłączyć wodę. Wody nie było od samego rana, karteczka pojawiła się po fakcie już dokonanym.

To było wczoraj. Dziś powtórka z rozrywki. Jeśli takich pomysłów będzie więcej, uroczyście obiecuję, że nie będę psioczyć na ludzi śmierdzących w komunikacji.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (511)

#49101

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się skarżą wszyscy na zdających prawko, egzaminujących... a ja się wypowiem w kontekście L-ki na drodze, czyli czy kursanci mają utrudniony żywot w ruchu drogowym.

Przez cały czas trwania kursu miałam problem z ludźmi trąbiącymi na mnie bez powodu (tak twierdził instruktor, a ja skwapliwie jego słowom potakiwałam), mijającymi mnie tuż przed światłami, bo może mi silnik zgasnąć, no, nie będę się rozpisywać - ogólnie towarzyszyły mi drobne złośliwości ze strony innych użytkowników dróg.

Wydawało mi się, że radzę sobie mimo wszystko nieźle jak na kogoś, kto ma za sobą ledwie kilkadziesiąt godzin jazdy, a instruktor się ze mną zgodził, ponieważ zaprosił mnie na egzamin wewnętrzny.

Plac zdany, pojechaliśmy na miasto. Lekko zdenerwowana, bo to piątek, godziny popołudniowe, miasto duże, ruch jeszcze większy. Ale jadę. Zdziwiona byłam, bo nikt drogi nie zajeżdżał, z wyjazdami z dróg podporządkowanych nie było problemu, ludzie przepuszczali na sąsiednie pasy, cud, miód i orzeszki. Instruktor również odprężony, zdałam.

Tuż po egzaminie zdałam sobie sprawę, że różnica w doświadczaniu kultury na drodze nie była spowodowana moją wyobraźnią (przynajmniej nie w całości ;)). Nie mnie oceniać, czy wszyscy początkujący kierowcy są źli czy dobrzy, podobnie nie mam zamiaru wrzucać wszystkich dopuszczonych już do ruchu kierujących do jednego wora, niemniej coś w tym wszystkim musi być, skoro najbardziej przyjemna godzina jazdy jako kursantki skwitowana była lekko zdziwionymi słowami instruktora:
- No, ale następnym razem to moglibyśmy sobie L-kę na dachu przyczepić.

L-ki na drodze

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 601 (727)
zarchiwizowany

#48698

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam ostatnio sytuację - jechałam z torbą do domu, w mpk zwolniło się miejsce, nikt nie siadał, pytam starszego jegomościa, czy skorzysta, odpowiada, że nie, droga wolna, siadam, a w tle rozbrzmiewa "bezczelna!"

Mam wrażenie, że jest to standard. Spaczone pojęcie o kulturze doprowadziło nas do dziwnego momentu, w którym już nie tylko nieustąpienie miejsca jest karygodne, ale samo zajęcie wolnego siedzenia może zostać potępione. Do czego to prowadzi?

A no przejedźcie się np. w piątek lub niedzielę wieczorem w Krakowie (akurat tu mnie przywiało) komunikacją miejską. Część miejsc zostaje wolnych, bo być może wsiądzie starsza lub inna bardziej potrzebująca osoba, czy też z jakichkolwiek innych powodów. Z przystanku na przystanek robi się jednak coraz bardziej tłoczno. Przejście w autobusie/tramwaju zablokowane. Nie ma gdzie stanąć. A gdzieś między jednymi a drugimi drzwiami dwa wolne miejsca. Bo być może jakaś schorowana lub niedysponowana osoba przeleci nad głowami innych pasażerów. Osoba siadająca na tym miejscu jest niemalże zabijana wzrokiem (choć są wyjątki).

Więc jedziemy do końca jak sardynki w puszce, w dziwnym poczuciu, że tamte miejsca kultu są absolutnie niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Nie tyle piekielne, co cholernie uciążliwe i niepotrzebne.

komunikacja_miejska

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (313)

#43803

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu w Krakowie pozmieniały się trasy, linie i odjazdy MPK. Ulotki były rozdawane, ludzie informowani, chociaż ciężko się przyzwyczaić. Zmiany te zostały wprowadzone 17 listopada, czyli już jakiś czas temu.

Dziś wsiadłam w autobus pospieszny o zmienionej trasie ruchu. Nic nie zapowiadało problemów, aż tu nagle pan kierujący się z kabiny wychyla i zapytuje wesoło:
- A przepraszam, czy ktoś wie, jak teraz jechać? Bo dawniej na Kombinat jechało, a teraz na Struga i ja jeszcze nie wiem jak.
Efekt - szemranie pasażerów, najbliższy kierowcy jegomość rzekł, że i on nie bardzo wie.
W końcu jakiś młodzian się zlitował, podszedł do kierowcy i go pilotował. Wyglądało to mniej więcej tak (M-młodzian, K-kierowca, P-dowolny inny pasażer):
K:-To ja teraz tu na górę czy prosto?
M:-Do góry, do góry, do ronda!
K:-Aha, dobrze, bo tak to wszystko pozmieniali, lepiej miało być... tu na tym przystanku?
M:-Eee...
P:-Nie, panie, tu tylko linia 125 jeździ, dalej prosto, dopiero na rondzie przystanek!
K: mocno zmieszany. Zgubił się we wskazówkach, to widać.
M:-O tu przy rondzie będzie przystanek.
P:-Nie, nie, dopiero za rondem, za rondem!
K:-Aha, czyli tu nie? - zwalnia, patrzy na przystanek, rusza dalej. - No nie, rzeczywiście tu nie. - wyjeżdża na rondo, niemal mija zjazd - Ale na tym rondzie to ja prosto jadę?
Pasażerowie w chórku: W prawo, w prawo, w prawo!
M:-O tutaj przystanek pan ma, niech się pan zatrzyma, minie pan przystanek!
K:-Aha.

I tak całą drogę. Kiedy miałam wysiadać i myślałam, że już mnie nic do końca podróży nie zdziwi, kierowca zapytał młodziana:
K:-Wie pan co, a ja na Struga to mam zawrócić, tam jakaś pętla jest, nie wie pan jak tam trzeba jechać, gdzie jest pętla? Bo ja nie bardzo wiem...

Podejrzewam, że część pasażerów wysiadła na "moim" przystanku bardziej ze strachu przed wywiezieniem nie wiadomo gdzie, niż z poczucia dotarcia do celu. Cyrk na kółkach.

komunikacja_miejska

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 584 (674)
zarchiwizowany

#44157

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wszyscy czują, zima nadeszła. W związku z tym pojawia się problem. Bezdomni.

Klatki w blokach są nieporównywalnie cieplejsze od zaśnieżonych ulic, toteż mnóstwo ludzi bez miejsca schronienia tłumnie się na nich gromadzi. Sikają na klatce schodowej, rzygają, srają. O ile w czasie jesieni dzwoniliśmy na straż miejską, o tyle teraz zaprzestaliśmy. Dlaczego?
Kiedy straż miejska wyprowadzi delikwenta, szuka on innej klatki lub zamarza na dworze. Dlaczego nie idzie do przytułku? A no bo tam tylko trzeźwych przyjmują. Nikt z nas nie chce mieć człowieka na sumieniu.

Powiedzcie mi, co z tym fantem zrobić, żeby mieszkać bez smrodu i fekaliów, ale człowieka w zaświaty nie wysyłać?

Edit: Dodam tylko, że nie bronię nikomu choćby tej odrobiny ciepła. Nie każdemu się w życiu układa. Mimo to uważam, że zostawianie po sobie substancji fizjologicznych to nie najlepsza droga, nie zachęca do "dalszej współpracy".

Zima i bezdomni alkoholicy na klatkach.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (174)
zarchiwizowany

#41362

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając kolejną historię o piekielnościach na drogach, postanowiłam i swoją opisać.

Nie skończyło się źle, wypadku nie było, można wręcz jej nie docenić, ale przypuszczam, że wielu z was to spotkało.

Wszyscy znamy wiecznie spieszących się kierowców, którzy potrafią siedzieć na ogonie, bo to według nich sprawi, że kierowca przed nimi pojedzie szybciej. O ile jeszcze na zabudowanym robi tylko z siebie idiotę, ewentualnie jakaś stłuczka, o tyle na ekspresówce czy dobrej drodze dwupasmowej to jest horror. Drugi przypadek dobrze znany, to nie sygnalizowanie manewrów.

Jechałam ostatnio dwupasmową ekspresówką, kiedy zauważyłam, że lewym pasem sunie kolumna samochodów - wyprzedzali kilka ciężarówek jadących prawym, zatem i ja do kolumny dołączyłam. Średnia prędkość 130km/h, czyli i tak powyżej ograniczenia, jednak wiadomo, niektórym się spieszy, a lewy pas jest oficjalnie dla nich, więc każdy się dostosował. I teraz wyobraźcie sobie sytuację: za mną dojeżdża jakiś spieszący do nieba bram, orientuje się, że za wolno coś przed nim jedzie i ignorując całą kolumnę samochodów przede mną (mógł wyciągnąć wnioski), zwalnia tuż za mną, trzymając się zderzaka; w tym samym czasie jakaś paniusia wlekąca się do tej pory za ciężarówką prawym pasem bez kierunkowskazu wskakuje na mój, przed maskę.

Nie, nic się nie stało. Pana szybkiego puściłam między jedną a drugą ciężarówką, gnębił następnego osobnika. Pani od manewrów do ostatniej mijanej ciężarówki wyskakiwała na lewy i wracała na prawy między każdymi dwoma - bez kierunkowskazu.

Jeśli jedno bądź drugie to czyta: błagam, naprawdę błagam, myślcie trochę. Zakleszczylibyście człowieka, bo niewiele zostałoby ze mnie, gdyby doszło do stłuczki. A lepiej zapobiegać niż leczyć.

kierowcy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (112)

#38615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, że media są pazerne i zrobią wiele dla taniej sensacji, wiedzą wszyscy. O tym, że młodych nie traktuje się poważnie, również. Ja dowiedziałam się 5 lat temu.

Wakacje, licealna sympatia polazła do kolegi oglądać film. Wypili po piwku z kilkoma osobami (sympatia już nie, bo abstynentem został i z tego, co wiem, jest nim do teraz), niestety młodszy brat gospodarza przeholował. napomknę tylko, że większość była w wieku lat 18-19, młodszy brat 16.

W końcu towarzystwo zaczęło się rozchodzić, młody uparł się, że jedną koleżankę odprowadzi, starszy mu nie pozwolił ze względu na poziom upojenia alkoholowego. Młody w amoku wybiegł z domu, starszy za nim, nikt nie zauważył, że młody nóż miał w ręce. Raz dźgnął, niestety skutecznie.

Wyobraźcie sobie stan psychiczny młodych ludzi, którzy to widzieli, mojej sympatii, która przeprowadzała reanimację do czasu dojazdu karetki, rodziców, którzy nie wiedzieli, co się dzieje z latoroślami, bo z komisariatu ich nad ranem wypuścili, bez konsultacji z psychologiem.

Wyobraźcie sobie rozpacz matki, która straciła naraz obu synów, jednego ze swojego otoczenia, drugiego na zawsze; rozpacz nastoletniego, który nie zdawał sobie sprawy, co zrobił, sam chciał się poddać karze, najprawdopodobniej nigdy sobie nie wybaczy.

A teraz wyobraźcie sobie, że do tragedii każdej z tych postaci dołożyły się medialne sępy, pojawiając się, by wyskrobać notatkę o treści mniej więcej takiej: "Na alkoholowej libacji młodzieży dwóch pijanych braci pobiło się o dziewczynę. Dla jednego skończyło się to tragicznie. Walka odbyła się na noże." - bo przecież faktyczny stan rzeczy za mało dramatyczny, prawda? A na portalach komentarze pod spodem "Pewnie to szmata była.", "Dobrze im tak, skoro pochlali.", "Jednego chwasta mniej.", "Ta panna na pewno ich napuściła na siebie."

Tak. Milion opinii 'specjalistów', żadnego świadka, mnóstwo oszczerstw i zero pomocy dla młodych ludzi, których to wydarzenie prawdopodobnie na zawsze odmieniło.

media

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (819)