Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Shado

Zamieszcza historie od: 11 kwietnia 2014 - 23:14
Ostatnio: 7 sierpnia 2015 - 14:42
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 1618
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 89
 
zarchiwizowany

#67821

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od miesiąca noszę dumny tytuł aplikanta adwokackiego. Różne rzeczy mają miejsce, zwłaszcza w sądach, ale pewna bardzo znana firma pocztowa (i nie, nie chodzi o P.P. S.A) jest wrzodem, który pali moje sumienie i nerwy każdego dnia.

Otrzymałem zlecenia od szefa i substytut na piśmie (papierek, dzięki któremu zastępuje szefa na sali sądowej i moja obrona jest skuteczna). Dostałem numer sprawy, szef niewiele wie, bo dostaliśmy to jako obronę z urzędu - sprawa o alimenty.

Super, nic nie poradzę, pismo do sądu z prośbą o udostępnienie akt 3 dni przed rozprawą, a potem na czytelnie.

Sprawy o tyle, o ile nie mogę opisać, to widzę od powoda zwrotne potwierdzenie odbioru z adnotacją "Adresat nie żyje, zmarł 30.06". Super, pomyślałem, sprawa do umorzenia, ale stawić muszę się na polecenie szefa.

Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, gdy przed salą rozpraw widzę.... żywego zmarłego powoda. Jeszcze ciekawszą minę miała sędzia widząc, że zmarły oddycha, ma sie dobrze i czeka na swoją rozprawę.

Koniec końców, sprawa wygrana, a PGP? Cóż... jest "pięknym, rozwijającym się kwiatem, co przełamał monopol poczty polskiej". Ta....

Sąd

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (31)
zarchiwizowany

#60174

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj byłem ultra piekielny, jednakże ciesze się (w jakimś małym stopniu...), że nie zawahałem się ani na moment. Nim jednak przejdę do właściwej opowieści, pragnę spytać się czy komuś z Was drodzy piekielni zdarzyło się wejść w psią kupę idealnie walniętą przez psa na środek chodnika? Podejrzewam, że kilkoro z Nas miało takie nie miłe przeżycie (w tym i ja) tak więc zapraszam do lektury (choć spodziewam się gromów)

Sam posiadam psa, Samojeda, kocham go nad życie, ale jak to z psem - wiążą się obowiązki. Ponieważ nie jest to mały kundelek, zainwestowałem w specjalną łopatkę ( http://www.karusek.com.pl/produkt.php?prod_id=8837&cat=903 ) do zbierania jego odchodów. Najbardziej jednak drażnią mnie ludzie co psa mają, bo tak, ani się nie cieszą z niego, drą na niego przysłowiowego ryja, czy nawet potrafią szarpać smyczą. Przemierzając dzisiaj miasto, skręciłem w kamieniczki, ażeby skrócić sobie drogę (Edit- Studiuję niestety poza moim miejscem zamieszkania). Przede mną szła Paniusia (twarz, jakby bejcą posmarowała a włosy niczym z najczarniejszych czeluści piekielnych wyciągnięcie) z owczarkiem, podejrzewam mieszańcem.
Psu nagle, zachciało się, przysiada lekkim okrakiem i zaczyna produkować siebie na samiutkim środku chodnika. (P)aniusia widząc to, nie reagowała ani nic, tylko czekała.
Zwróciłem grzecznie uwagę raz..:
-Przepraszam, ale tu jest chodnik.
-No i? Przecież na nogi nie sra.

Nie wytrzymałem... sprzedałem psu kopa w dupę, a ten zaczął skamleć. Paniusia od razu w mordę, zostałem zbluzgany dziesięć pokoleń wstecz, a tylu wulgaryzmów nie użyłem przez dwadzieścia dwa lata życia, co ona w kilka chwil.
Ku mojemu szczęściu, jechali niespełnieni Teksańscy Strażnicy - Straż Miejska.
Zaciekawieni, zatrzymali się, a (s)trażnik wysiadł, po czym wywiązał się następujący dialog:

(s)- Co tutaj się dzieje?
(P)- (Kolejny potok bluzg, dłuższy niż Amazonka)... ch** mały mi psa skopał i rzucał się, groził że mnie pobije (..czekaj, że co?)
(s)- To prawda?
(Ja)- (opis sytuacji z psem,wskazanie na zwrócenie uwagi, pokazanie na jedno gówno, które z psa opadło). Z tego co wiem od spacerów z psem powinien być park, a na wyposażeniu właściciel psa powinien mieć woreczki, by posprzątać po swoim psie.

Strażnik przygląda się psiej kupie, a durna paniusia potwierdza moją wersję, mówiąc że jej groziłem po zwróceniu uwagi (aha... już zmiana zeznać, słodko...).

Na pytanie strażnika, czy ma woreczki, odpowiedziała jakże dziarsko:

(P)- A co ja jestem, od sprzątania? Ta biedota, która pracuje dla miasta powinna to sprzątać, ja jestem od wyższych celów.

Co mnie zaskoczyło - strażnik stanął na wysokości zadania. Wystawił babce mandat. Rozwścieczona, psa, który nie chciał iść, ciągnęła tak mocno, że aż się dusił.

Przyznam... po całym zajściu, żałowałem (i żałuję nadal)że kopnąłem psa. Bo co on winny debilnej właścicielki?

A teraz czekam na gromy...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (37)
zarchiwizowany

#59874

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trochę mnie nie było, ale sytuacja była o tyle piekielna i perfidna, że postanowiłem ją czym prędzej umieścić. Zapraszam do lektury.

Dopiero dzisiaj, po kilkunastu dniach przepełnionych strachem, łzami i nerwami mogę spokojnie zasnąć. Podejrzewam, że na tym się nie skończy, bo adrenalina w mojej krwi gra w rytmie samby. Podziękowania serdeczne dla... służby zdrowia.

Mój ojciec, już niemłody wiekiem, dostał ostatnio wiadomość od lekarza, że wykryto u niego raka, we wczesnym stadium (jego operacyjne usunięcie zwiększa znacznie szanse na przeżycie). Korzystając z okazji, że mój ojciec jest w KRUSie, pyta się kiedy będzie mógł na nasz "kochany" fundusz pójść do kliniki onkologicznej. Po długich wywodach doktora, że będzie musiał zrezygnować z pracy, że jest to poważny problem, że należy szybko, wręcz błyskawicznie działać usłyszał termin...zapraszamy Pana za pół roku.
Jedyne, co uratowało mojego ojca, to oczywiście najbardziej pożądany przedmiot świata - pieniądz. Pytając się o miejsce, oczywiście nie na fundusz, usłyszał cyt.:

"Wie Pan, mamy teraz prawie wszystkie łózka zastawione, brak wolnych terminów, ale widzę, że jeden pacjent się wykruszył, więc mogę wpisać Pana na jego miejsce".

Im bardziej się starzeję (siwizna jeszcze mi nie grozi) tym bardziej się zastanawiam... lekarz jest by Nam pomagać, czy to my mamy finansowo pomagać biednym, zaniedbanym przez NFZ lekarzom...?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (198)

#59559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chociaż kusiło mnie niezmiernie pozostać w uwielbianej przez moją skromną osobę tematyce wypadków samochodowych, dzisiaj będzie o wypadku na strzelnicy.

Rok temu, gdy byłem wprowadzany w tajniki posługiwania się bronią, zaczynałem od tzw. Margolina (link: http://en.wikipedia.org/wiki/MCM_pistol). Pistolet stosunkowo lekki, łatwy w obsłudze, dobry na początek przygody z posługiwaniem się bronią na ostrą amunicję. Wraz ze mną, równolegle, przygodę zaczął jakiś (delikatnie mówiąc) rozpieszczony dzieciak, uosobienie dzisiejszego SWAG'u, YOLO, etc - rurki, trampki, koszulka przylegająca jak ścianki tubki do pasty, czy wreszcie czapka wielka, ale ubrana tak by "swobodnie leżała i było widać naklejkę, że oryginalna".
Przydzielono Nam instruktora o pseudonimie Buldog (materiał na osobne historie).

Buldog wyraźnie Nas poinstruował jak zachowywać się z bronią. Te zasady sprowadzę do absolutnego minimum -
1. Sprawdzenie komory czy znajduje się pocisk (zanim cokolwiek zaczniemy - w razie gdyby poprzedni użytkownik wyjątkowo się zapomniał).
2. Wyciągnięcie magazynka, załadowanie 5 pocisków (strzelanie miało odbywać się zawsze dwoma seriami po pięć kul).
3. Załadowanie broni, odciągnięcie do tyłu i puszczenie zespołu zamka, by wprowadzić pocisk do komory.
4. Przymierzyć strzał, dopiero tutaj kładziemy palec na spuście.
5. Oddajemy po jednym strzale, sprawdzamy rezultaty z wykorzystaniem lunety i po zastosowaniu korekt, kolejny strzał (bieżące monitorowanie efektów).
6. Po oddaniu wszystkich strzałów, odciągnięcie zespołu zamka i sprawdzenie, czy komora aby na pewno jest pusta (!!)
Proste? Niestety dla Bogatego Bachora... nie.

Oddawanie strzału za strzałem, bez sprawdzania rezultatów, nienależyte trzymanie rąk, ładowanie magazynka nie 5, a 10 pociskami, wieczne odzywki do Buldoga typu:
-"Dziadek, wiem co robię, dużo strzelałem", czy
"Dziadek, ja robię takie akcje z pistoletami, że we łbie się Tobie nie mieszczą",były zapowiedzią wypadku.
Moje szczęście jest takie, że się pomyliłem i było o włos od tragedii.

SWAGer wystrzelał swoje kule, po czym trzymając broń w ręku odwrócił się plecami do stanowiska strzeleckiego i zaczął nią wymachiwać, popisywać się. Wszyscy na strzelnicy zwracali mu uwagę, na co odpowiadał -
"Ej no, kulki wystrzelałem, hehe".
Wreszcie nie wytrzymał jakiś starszy Pan, pociągnął go za ramię i Rozpieszczony Bachor pociągnął za spust....
Jak się domyślacie, broń wypaliła. Nie liczył ile razy strzelił, musiał w ostatniej serii wystrzelać 9, a nie 10 pocisków.

Historia ma szczęśliwy finał... wystrzelony pocisk wbił się w ścianę, nikomu nie robiąc krzywdy. Pomijając jednak chwile grozy, świadomość, że mógł kogoś trafić wciąż wywołuje u mnie konwulsje...
Buldog wtedy już nie wytrzymał, wytargał go za przysłowiowe szmaty i kazał klasycznie "wy*******ać".
Ja dostałem natomiast najpiękniejszą obrazkową lekcję - "Czego na strzelnicy nie wolno robić" oraz "Broń to nie zabawka".

strzelnica

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (755)

#59208

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Długo zastanawiałem się nad publikacją. Do teraz jako kierowca mam cholernie mieszane uczucia. Historia zdarzyła się kilka lat temu na naszych kochanych polskich drogach. Mimo, że mam 22 lata z ojcem nie raz rozmawialiśmy na temat przyjemności płynącej z jazdy jednośladem, ale cały czas było jedno - rozwaga za kierownicą motocykla i świadomość o niebezpieczeństwie z niego płynącym.

Meritum - jadąc przez centralną Polskę naszym Volvo V70 zmienialiśmy się średnio co trzy godziny. Nie chcieliśmy się przemęczać bo trasa była długa (z Włoch na północ naszej ojczyzny - ja świeżo upieczony kierowca rzucony na głęboką wodę). Podczas zwyczajnej prostej, mijając standardowo jadące z naprzeciwka pojazdy "poleciał" i on - szaleniec na jasno-zielonym jednośladzie. W jaki sposób poleciał? Pomiędzy wszystkimi jadącymi samochodami/ciężarówkami, jak gdyby dla niego istniał 3 pas, idealnie po środku drogi.

- Tacy zawsze kiedyś źle kończą - rzucił wtedy ojciec będąc za kółkiem. Ja tak tego nie postrzegałem, uważałem tamtego motocyklistę za bohatera, nieśmiertelnego...
Po kolejnej zmianie (jakbym się nie starał nie mogę tego widoku wymazać z pamięci), wjeżdżamy do miejscowości pod górkę (jakieś 30 -40 km od miejsca wyprzedzenia nas przez szaleńca) i z górki widzimy... rondo, a na nim srebrne kombi z wyłamanym przednim prawym kołem z osi, jasno-zielony ścigacz i daleko za rondem karetkę, dwa radiowozy policji i czarny worek. Wszystko w asyście niebieskich świateł syren wcześniej wspomnianych pojazdów.

Mój nieśmietelny bohater... nie żył. Do dzisiaj po tamtym widoku mam blokade i mimo starań ojca odwlekam podjęcie nauki kategorii A.
Puenty nie będzie, nie to leży w charakterze tej historii, ile zrozumienie, że ten piękny motocykl to śmiercionośna maszyna w niewłaściwych rękach...

polskie drogi

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (709)
zarchiwizowany

#59312

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnia historia była o szalonym motocykliście (a moim dawnym bogu)... o czym może być kolejna? Brawo, zgadliście, również o wariacie na jednośladzie!

Rozumiem wszystko... na prawdę rozumiem - zielone światło, możemy skręcać. Przecież wszystko jest dla ludzi? Otóż nie.
Pieszy na pasach to uprzywilejowany uczestnik ruchu drogowego, gdy jest na nich należy się zatrzymać, grzecznie przepuścić, pojechać. Proste w teorii, z praktyką o wiele gorzej.
Tyle tytułem wstępu...

Centrum Szczecina, plac Kościuszki, zapala się zielone światło, więc raźnie wskakuje na pasy w drodze na trening. Moje raźne wskoczenie na pasy o mały włos nie skończyło się potrąceniem przez idiotę bodajże na jednośladzie marki Yamaha. Śmignął mi centymetr przede mną bo nie chciało mu się zaczekać i przepuszczać pieszych, którzy poza mną weszli na pasy.

Bluzgi w ruch, na całe gardło, a on jakby dumny z siebie wykorzystując rączkę która dodaje gazu dwukrotnie głośno ryknął z wykorzystaniem swego kompana podróży.

Wariacie, oby tak kiedyś ktoś po Tobie przejechał (nie, nie obok, po Tobie)i obyś w piekle się smażył z głupoty.

Chorzy motocykliści

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (181)

1