Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sumiru

Zamieszcza historie od: 11 grudnia 2012 - 14:34
Ostatnio: 26 września 2018 - 11:56
  • Historii na głównej: 1 z 4
  • Punktów za historie: 803
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 188
 

#68193

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początek małe wyjaśnienia.
Mieszkam na wsi. Nie jest to już taka typowa wioska, bardziej przekształciła się w miejsce wypoczynkowe dla ludzi, którzy przeprowadzili się tu z większych miast. Istotne jest to, że wioska jest na tyle mała, że nie ma w niej żadnego lekarza, ani tym bardziej przychodni. Przybytek taki jest w miejscowości oddalonej ode mnie o 13km, otwarty jest codziennie od 8:00 rano.
Z racji tego, że następna przychodnia znajduje się w mieście wojewódzkim 35km od mojego domu, po przeprowadzce na wioskę, deklarację do lekarza rodzinnego złożyłam w miejscowości oddalonej o 13km.

Tak się złożyło, że na dzisiaj potrzebowałam dostać się do rodzinnego. Wiedziałam o tym wcześniej, w pracy grafik ułożony tak, że po południu mogę iść.
Dzwonię wczoraj rano (środa) żeby się zapisać na dzisiaj (czwartek) popołudniu. Odbiera pani i mówi, że nie prowadzą zapisów na dzień następny, tylko dzwoni się "dzisiaj i na dzisiaj zapisuje" i żeby dzwonić jutro rano.
Trochę zdziwiły mnie zasady ale ok. Nie wnikam, może tak jest. Na razie zero piekielności.

Dzisiaj. Godzina 8:05 siedzę w pracy i dzwonię do przychodni. I tak przez 15 min sobie dzwonię i nikt nie odbiera. W końcu godzina 8:20 jest! Odbiera pani (P).

(J) Dzień dobry, chciałabym się zapisać na dzisiaj na popołudnie do dr X.
(P) Nie ma już zapisów.
(J) Ale jak to nie ma. Otworzyli Państwo 20 min temu przychodnię i nie mogę się zapisać do lekarza, który przyjmuje po południu, a nie rano.
(P) No nie ma zapisów. Skończyły się. Już jest komplet. *bum słuchawką*

Pani zakończyła rozmowę i tyle. I chyba tylko ja czegoś nie rozumiem. Skoro składam deklarację do konkretnego lekarza, a i tak nie mogę się do niego dostać, to jaki to ma sens? Zapisać wcześniej się nie da, w danym dniu też nie. No to jak? Mam mieć lekarza "rodzinnego" w mieście oddalonym 35km? Dzisiaj potrzebowałam tylko konsultacji/skierowania, a jakbym była chora to co? Mam prowadzić samochód z gorączką albo półprzytomne dziecko ciągnąc tyle km, bo Pani doktor nie ma miejsc, 15 min po otwarciu przychodni, mimo, że przyjmować zaczyna o 14:00?

Znajoma, która mieszka na przeciwko przychodni, powiedziała mi właśnie, że codziennie kolejka przed zamkniętą bramą zbiera się już chwilę po 7 rano i są zaklepywane miejsca do poszczególnych lekarzy.

To może jednak zmienić zasady gry?

NFZ mała miejscowość

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (331)
zarchiwizowany

#61847

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szanowni Piekielni,
widziałam kilka historii, w której ktoś zwraca się o poradę do naszej społeczności.
Dzisiaj to ja chciałabym prosić o pomoc.
Ostrzegam, że będzie długo, ponieważ chciałabym dokładnie przybliżyć sytuację, która wygląda tak:

jakieś pół roku temu moja Babcia zaczęła się skarżyć na bóle jajników i ogólnie brzucha. Była u ginekologa, ten zrobił USG i stwierdził, że to nie jajniki ale coś innego, nie z jego działki. Coś tam przepisał i odesłał do domu. Kolejne badania i wizyty nic nie wykazywały, a Babcia przestała jeść i z kobiety, która żadnej pracy się nie boi, stała się wychudzoną starowinką, która przesypiała większość dnia. Jakieś 3 miesiące temu wyszła do sklepu ulicę dalej i zasłabła. Zabrało ją pogotowie, po zrobieniu badań zostawili w szpitalu przenosząc na ginekologię. Tam zajmował się nią Pan Ordynator, który zlecił jedynie dodatkowe USG i na podstawie badań krwi, które zrobiono podczas przyjęcia na oddział i owego USG stwierdził, że jajnik spuchnięty, ale to przejdzie po tabletkach, które przepisze, a zły stan pacjentki to kwestia wieku, bo „starość robi swoje”. Leki wykupione, Babcia lepiej się czuje, ale nie tak dobrze jak kiedyś. Nie wnikaliśmy w nic, bo to lekarz, ordynator, generalnie szycha w mieście, więc byliśmy pewni, że się zna. Taaa….
W ubiegłą środę moja Babcia znowu straciła przytomność, ponownie zabrało ją pogotowie.
Moja mama od miesiąca sprząta u jednej z lekarek i zapytała ją, czy mogłaby zajrzeć do Babci podczas dyżuru, może ona będzie miała pomysł co jej jest. Pani Doktor [PD] (lepszej kobiety ze świecą szukać) poszła, pooglądała wyniki i kazała zrobić markery i tomograf.
Tak. Okazało się, że Babcia ma na jajniku olbrzymiego guza, którego również widać już na USG sprzed 3 miesięcy. Nie wiadomo czy guz będzie możliwy do wycięcia, bo jest tak duży, a Babcia jest w kiepskim stanie.
PD stwierdziła tylko, że każdy idiota by się w sytuacji zorientował i zlecił dodatkowe badania, a nie zwalał na starość. Dodatkowo PD udało się umówić Babcię na wizytę do profesora onkologa z Łodzi i zaoferowała się, że sama ją tam zawiezie i wszystkim się zajmie. Dopiero po wizycie i dodatkowych badaniach będzie wiadomo, co dalej.

Drodzy Piekielni. Chciałabym się dowiedzieć, co muszę zrobić, aby pozwać lekarza za błąd w sztuce lekarskiej (złe postawienie diagnozy) i czy w ogóle jest sens jakiegokolwiek dochodzenia swoich racji, czy jest to z góry przegrana sprawa? Gdyby nie źle postawiona diagnoza 3 miesiące temu, już dawno można byłoby zacząć leczenie. W dodatku ten konował, bo inaczej się tego nazwac nie da, jest ordynatorem w szpitalu powiatowym u mnie w mieście, więc nie wiem czy w ogóle jest szansa żeby poniósł jakieś konsekwencje. Bardzo proszę o radę i przepraszam, że tak długo wyszło.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (223)
zarchiwizowany

#51454

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed miesiąca ale pewne okoliczności kazały mi ją zamieścić dzisiaj.
Ostrzegam, że może być obszernie.

Miesiąc temu jechałam do Wrocławia na zajęcia. Był piątek, godzina 6:45, a ja stałam na dworcu PKP w mieście, które zwane jest Stolicą Polskiej Piosenki i czekałam w kolejce do kasy. Godziny poranne, piątek, więc i ludzi sporo na dworcu, którzy czekają na swój pociąg.
Kto był, ten wie, że poszczególne okienka są oddzielone zabytkowymi barierkami, a po środku takiego "boksu" jest równie zabytkowy, drewniany stoliczek wmontowany w podłogę.
Przede mną stała Pani w średnim wieku, więc żeby nie dyszeć jej na kark i nie podsłuchiwać (może niepotrzebne to było ale nie wszyscy ludzie lubią jak się nad nimi stoi) stałam koło wyżej wymienionego stoliczka (odległość max dwóch kroków od okienka). Wyprzedzając komentarze powiem, że dużo ludzi właśnie w ten sposób się ustawia.
W pewnym momencie podszedł PAN. Na oko po 40tce, czarna teczuszka w dłoni, elegancka skórzana kurtka. Spojrzał na mnie i ustawił się za kobietką, lekko ją przesuwając wręcz.
Lekko zaskoczona tą sytuację postanowiłam grzecznie zwrócić PANU uwagę, że ja też jestem w kolejce i żeby stanął za mną. To był błąd mojego życia.
Facet najpierw zaczął na mnie krzyczeć. (serio, ni z gruchy, ni z pietruchy wydzierał się na mnie). Oczywiście dowiedziałam się, jaka jestem niewychowana, jak lekkich obyczajów i że wszyscy sąsiedzi widzieli na pewno co mam między nogami.
Zatkało mnie. Obcy facet, którego widzę pierwszy raz w życiu wyjechał na mnie od razu z mordą (bo inaczej tego nie da się nazwać). Dalej spokojnie powiedziałam PANU, że nie życzę sobie żeby mnie obrażał.
Okazało się, że to był mój gwóźdź do trumny, bo rzeczony Pan poczuł się tak dotknięty, że podskoczył do mnie szarpać, aż w końcu popchnął mnie na ten twardy i stabilny stolik. Ja już nieźle przestraszona zaczęłam krzyczeć żeby mnie puścił, szukałam wzrokiem kasjerki coby kogoś zawołała. Ja sama zaczęłam wołać ochronę ale nic.

Facet poszarpał, powyzywał, zwolniła się kolejka do okienka, podszedł, kupił bilet i poszedł na ławeczkę.

Ja w wyniku szoku i strachu (jeszcze nigdy tak się nie bałam jak wtedy) popłakałam się i uciekłam na perony, bo miał już nadjeżdżać mój pociąg.
Żeby było straszniej, agresor polazł za mną i obserwował mnie dopóki nie wsiadłam do pociągu.

I tylko zastanawiam się, co lub kto był bardziej piekielny?
- PAN za takie zachowanie?
- kasjerka, która nie zareagowała w żaden sposób, tylko wolała odwrócić wzrok?
- tłum ludzi. Ludzi młodych, nie samych kobiet ale też mężczyzn, którzy mieli niezłe widowisko, ale nikt, dosłownie nikt nie przytrzymał faceta, ani mi nie pomógł?
- a może zarząd dworca, który powiedział mi, że ochrony nie ma całą dobę tylko w wyznaczone godziny, a monitoring wyłączony, bo remont dworca trwa?

Do tej pory bardzo lubiłam jeździć pociągami i nie przeszkadzały mi ich spóźnienia. Teraz, jak tylko idę na dworzec po bilet, to dokładnie się rozglądam, kto jest przy okienkach, a jeśli jest taka możliwość to kupuję bilety w automacie.

Stolica Polskiej Piosenki

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (294)
zarchiwizowany

#44222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od paru miesięcy pracuję w jednym ze znanych Fast Fodów, któremu patronuje pan Ronald. Praca mi się podoba, dla studenta jak marzenie, bo i grafik dostosują i umowa normalna jest, a nie śmieciówka. Jednak jak to z pracą wśród ludzi bywa, zdarzają się i Piekielne przypadki, które zamierzam co jakiś czas Wam prezentować.

Akcja Sprite.
Jeden ze spokojniejszych dni. Podchodzi do mnie [P]iekielny. Facet na pierwszy rzut oka nie wygląda na bywalca centrów handlowych, a już na pewno nie sektora z restauracjami szybkiej obsługi. Wiek ok 50tki, drogi garnitur, teczuszka i telefon firmy Jabłko. [P] zamawia dużego Sprite'a (0,5l)bez lodu! Przyjmuję zamówienie, wydaję resztę (oczywiście ciągle się uśmiecham i dziękuję), jedna z koleżanek daje mi znać, żebym przyjmowała zamówienia dalej, bo ona wyda napój. Mija jakieś 10, może 15 min, kiedy w kolejkę oburzonych Gości wpycha się owy [P] wymachując mi kubkiem z napojem jakieś 5 cm od mojego nosa i drąc się na mnie.
[P] *wymachując kubkiem* Słyszy Pani?! Co?! Słyszysz Ty niedojdo?!
[J] Przepraszam ale nie rozumiem o co chodzi?
[P] Nie dość, że głucha to jeszcze niedorozwinięta! Lód!!! Tu jest lód, a ja zamawiałem BEZ lodu!
[J] *próbuję wziąć od niego kubek* Najmocniej Pana przepraszam, musiała zajść jakaś pomyłka. Już wymieniam na napój bez lodu (dla mnie żadna strata, nawet moim obowiązkiem jest wymiana towaru, na zgodny z zamówieniem). Podchodzę do saturatora, otwieram kubek żeby wylać napój i nalać nowy, kiedy moim oczom ukazuje się garstka kostek lodu i ani jedna kropla napoju. Myślę sobie, co mi moje złe ego podsuwa ale ze spokojem nalewam napój bez lodu.
[J] Proszę bardzo, Pana zamówienie.
[P] No w końcu! Ja zaraz zobaczę czy jest bez lodu, bo jak nie, to tu wrócę.
[J] *z uśmiechem na ustach* Ależ oczywiście, tylko proszę wrócić z napojem, a nie pustym kubkiem.

usługi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (194)

1