Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Szczurek1988

Zamieszcza historie od: 14 lutego 2012 - 13:36
Ostatnio: 20 czerwca 2012 - 13:28
O sobie:

Mam na imię Michał, mam 24 lata. Studiuję. Mam trzy siostry, dwie starsze i jedną młodszą. Mieszkam z rodzicami i młodszą siostrą.

  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 1279
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 41
 
zarchiwizowany

#32705

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno nie pisałem, ponieważ mi nic piekielnego się nie wydarzyło, za to mojej młodszej siostrze? Oto jej piekielny piątek:
Przypomnę, że młodsza siostra to „W”

W zaocznie studiuje w innym mieście i dojeżdża pociągiem. Z okazji zbliżającego się euro jej studia zostały skrócone i od początku czerwca ma sesję. W piątek miała egzamin o 11, postanowiła, że pojedzie pociągiem o 8:21, a mieście X byłaby o 10:00. Godzina do egzaminu, także super. Na dworcu podeszła do kasy:
W – Proszę studenci do X.
(K)asjerka – Ten o 8:21?
W – Tak
Młoda kupiła bilet i siadła na ławeczce. Koło niej dwie dziewczyny zaczęły rozmawiać, że pociągu do X nie ma i, że nie wiedzą, co zrobić. Moja siostra myśli „To nie możliwe” i podbiega do kasy (tej samej, gdzie przed chwilą kupiła bilet). Przeprasza panią, która właśnie zakuje bilet i pyta się kasjerki:
W – Czy to prawda, że pociąg do X jest odwołany?
K – Tak, lokomotywa się popsuła. Następny pociąg będzie o 9:25
W – To czemu mi pani nie powiedziała? Przecież jeszcze się pani pytała, czy tym pociągiem jadę! Jak ja dojadę do X? Ja mam egzamin o 11...
Na to pani, której przerwano transakcję biletu: Chwileczkę. Jak to nie będzie? Ja mam przesiadkę w X do Y...
Autobus, który jeździ do X uciekł młodej, więc nie miała innego wyjścia jak poczekać na następny pociąg. Zadzwoniła do wykładowczyni, że się spóźni, bo nie ma jak dojechać. Kobieta normalna i też dojeżdżająca powiedziała by się nie martwiła i że poczekają. W była na egzaminie o 11:45. Dziękujemy PKP o braku informacji na temat pociągów...
To nie koniec.
Wracała do domu pociągiem i było wszystko w porządku, aż dojechała do swojego miasta. Dojechała o 20:45. Do domu autobusem miejskim ma ok. 20 do 30 min. Autobus miał być o 21:03 więc zadowolona czeka. I czeka. I czeka. I czeka. Autobus nie przyjechał. Następny? 21:35. No dobra. Czeka i czeka. Muszę nadmienić, że owa dzielnica nie należy do najlepszych a nawet do w porządku. To melina. Policja (co my byśmy bez nich zrobili?) z tego, co zauważyłem, rzadko tam zaglądają. Chodzą pijane małolaty. Małolaty z dzieciakami, pogryzione psy, pijacy i tacy co myślą, że są lovelasami w wieku 50 lat. Szło dwóch facetów i jednemu spodobała się moja siostra i podszedł do niej zagadać. A nóż ją wyrwie. Pijany, olany i poobijany zaczął nachalnie przystawiać się do W, a jego kolega uśmiechając się puścił pawia. Gdyby W nie odskoczyła to by miała „kolorowe” buciki. Rozglądała się, gdzie uciec. Ludzi na przystanku nic to nie interesowało. Było już ok. 21:50 i autobusu nadal nie było. Za to podjechał autobus, który jechał koło naszej dzielnicy i W szybko do niego wsiadła. Jak sie okazało. Nie ona jedna. Całą drogę stała, ale cieszyła się, że jest już w busie, chociaż i tak czekał ją kawałek drogi, która musiała pokonać pieszo, ale najważniejsze, że wydostała się z tej dzielnicy. Na następnym przystanku wsiadły dwie dziewczyny (na oko miały z 13 lub 14 lat). Jedna z nich zaczęła przeklinać na cały autobus. Wypatrzyła W, która stała z pół metra przed nią i zaczęła ją wyzywać. Poleciały sformułowania na „k”, „ch”, „sz” i inne. Cały autobus zaczął przyglądać się dziewczynie i W, która należy raczej do spokojnych ludzi. Trudno ją słownie wyprowadzić z równowagi, ale po ciężkim poranku i egzaminie – udało się. W odwróciła się do dziewczyny i podeszła do niej. Złapała rurkę (by się nie wywrócić) nad głową dziewczyny i zbliżyła swoją twarz do jej. Dzieliły ich milimetry i powiedziała: „Powtórz to. Powtórz to, co powiedziałaś, gdy stałam tyłem – dziewczyna spuściła wzrok – No co? Odjęło ci mowę? Gdy jestem odwrócona to możesz mnie powyzywać, ale prosto w oczy nie powiesz, co o mnie myślisz?” Moja siostra wpatrywała się w dziewczynę i dodała: „Daj mi pratekst.” Małolatka nie dała i wraz z koleżanką wysiadły na następnym przystanku. (W powiedziała nam potem, że podpatrzyła to w jednym z filmów wojennych, chyba „J.I. Jane”.) W domu była o 23. Moja mama chodziła już po ścianach. W domu moja siostra opowiedziała, co się wydarzyło. Ryczała bite z pół godziny, nie mogliśmy jej uspokoić. Zazwyczaj chłopak ją odbierał, ale tym razem musiał wyjechać na parę dni w związku z pracą, a nam nic nie powiedziała, że będzie wracać sama.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (208)

#24808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubiliście straszne historie gdy byliście dziećmi? Ja z siostrami uwielbialiśmy, do czasu... Zaznaczę tylko, że mieliśmy tyle latek: E - 11, K - 9, Ja - 7, W - 5.

Gdy byliśmy dziećmi, nasza mama pracowała jako kucharka w restauracji i często brała robienie wesel by dorobić (i przy okazji przynieść nam kawałki ciast :D). A nasz tata pracował na budowie - często poza miastem. W piekielną sobotę nasza mama miała robić wesele i miał zostać z nami tata, niestety jego szef dwa dni przed sobotą zadzwonił do niego i powiedział, że w sobotę pracuje. Negocjacje nie pomogły. Albo pracuje w sobotę albo wylatuje. Mama nie mogła odmówić już wesela, więc poprosiła naszą sąsiadkę z pietra by nas popilnowała, tzn. wpadała do nas co jakiś czas (nadmienię, że owa sąsiadka czasami się nami zajmowała albo odbierała ze szkoły i takie tam, więc nie baliśmy się z nią zostać).

Całą sobotę skakaliśmy, bawiliśmy się i ogólnie rozrabialiśmy (jak to dzieci, gdy zostają bez rodziców). O 22 przyszła po raz ostatni nasza sąsiadka, żeby nas położyć spać. Wspólnie postanowiliśmy, że będziemy spać u rodziców w łóżku. Cała nasza czwóreczka położyła się razem, ale mieliśmy oczy jak pięć złotych, więc by nas uśpić, sąsiadka chciała nam opowiedzieć Czerwonego Kapturka ale namówiliśmy ją na straszną historię. I ta historia była iście piekielna, więc żeby zrozumieć, co się stało potem i dlaczego już nigdy więcej nas nie pilnowała opisze wam straszną historię naszej sąsiadki.

Sąsiadka: - Moja koleżanka mieszkała w domu przy lesie. Pewnej nocy wraz z mężem mieli wybrać się na przyjęcie. Nie mieli z kim zostawić swojej pięcioletniej córeczki, więc postanowili pójść, gdy mała już zaśnie, a wrócić zanim się obudzi. I tak zrobili. Mała dziewczynka nie była bojaźliwa, więc gdy słyszała jakieś hałasy myślała, że to jej rodzice. Dla poczucia bezpieczeństwa zwieszała rękę z łóżka, gdzie zawsze spał jej pies. Gdy lizał ją po rączce, mała się uspokajała i zasypiała dalej. W środku nocy obudził ją straszny hałas. Jakby ktoś wyważył drzwi wejściowe. Zapaliła lampkę i popatrzyła na zegarek, była 02:35. Zajrzała pod łóżko by wpuścić psa do łóżka, ale jego tam nie było. Pomyślała, że to rodzice go zabrali. Wyszła z pokoju zostawiając włączone światło w swoim pokoiku. Sprawdziła pokój rodziców, a tam nikogo nie ma, zeszła na parter i w kuchni i w stołowym również nikogo nie było. Chciała wrócić do swojego pokoju, ale przypomniało jej się, że nie zajrzała do łazienki. Nie zapalając światła otworzyła drzwi do łazienki i zobaczyła obcego mężczyznę, który się uśmiechał i patrzył wprost na nią. W jednej ręce za nogę trzymał jej psa, a w drugiej miał nóż, którym patroszył jej psa. Jego flaki upadały na podłogę i wszędzie było pełno krwi. Dziewczynka uciekła do swojego pokoju i zamknęła je na klucz. A sama schowała się pod łóżkiem. Niespodziewanie usłyszała, że ktoś dobija się do jej drzwi, prawie je wyrywa z futryny. I nagle wszystko ustało. Mała przeleżała parę minut, gdy usłyszała kroki na piętrze i ktoś znowu chwycił za klamkę.
- Aniu otwórz. Tu mama i tata. Otwórz. - Więc dziewczynka otworzyła.
I faktycznie byli tam jej rodzice. Mała opowiedziała, co się przed chwilą stało. Ojciec pognał przetrząsnąć cały dom, a mama wzięła córeczkę i położyła ją do łóżka. Ojciec wrócił do pokoju i nikogo nie znalazł, a łazienka była czyściutka. Żadnych śladów mężczyzny i krwi. Rodzice uznali, że pewnie coś jej się przyśniło. Siedzieli przy niej, aż zasnęła. Gdy się obudziła rano, znowu była sama w domu i gdy siedziała w kuchni, do drzwi zapukała policja i jej ciotka. Okazało się, że gdy jej rodzice wracali do domu, jakiś pijany kierowca spowodował wypadek i obydwoje rodziców zginęło. Dziewczynka opowiedziała, co działo się w nocy. Policjanci przeszukali dom i nie było ani śladu po psie, mężczyzny i rodziców. Uznali, że dziewczynka miała koszmar senny. Mała była w szoku przez kilka dni. Pewnego dnia oglądała kreskówki i przełączając kanały natrafiła na dziennik. Pokazywali w nim, że złapali pijanego kierowcę jej rodziców i pokazali jego zdjęcie. Okazało się, że to był ten sam mężczyzna z jej łazienki. Dziewczynka zaczęła krzyczeć. Przez swój stan psychiczny trafiła do szpitala psychiatrycznego. W którym byli również kobiety i mężczyźni, ale w różnych budynkach. Po pewnym czasie okazało się, że mężczyzna, który zabił jej rodziców również jest w tym samym zakładzie. Facet dowiedział się o niej pierwszy i w nocy poszedł do niej. Gdy sanitariusze usłyszeli krzyki w łazience, pognali tam i zobaczyli mężczyznę, który trzyma dziewczynkę za nogę i ją patroszy. Jej flaki i krew spadała na podłogę. Stało się to o 02:35. O tej samej godzinie zginęli jej rodzice, a stało się to wtedy, gdy mała usłyszała hałas w domu.

Wyobrażacie sobie, że po tej historii mieliśmy spać? Sąsiadka nas zostawiła i sobie poszła. Po jakimś czasie udało nam się zasnąć.

W nocy zachciało mi się do WC (zaznaczę, że kibel mamy w łazience - to jedno pomieszczenie), więc przecierając oczy i nie pamiętając o strasznej historii, skierowałem się do ubikacji. Gdy zapaliłem światło, zobaczyłem mężczyznę, który stał nad wanną i trzepał coś dużego. Od razu przypomniała mi się historia i zacząłem się drzeć wniebogłosy. A gdy się cofałem, uderzyłem głową w szafkę i chyba zemdlałem, bo nie pamiętam jak znalazłem się w łóżku z siostrami.

Puenta? Ojciec przestraszony tym, że jego czwórka małych dzieci zostały same w domu, podzwonił po kolegach i znalazł zastępstwo. Wrócił w nocy i przewrócił się na kałuży. W łazience próbował wyczyścić kurtkę, a światło miał zapalone, to ja je zgasiłem. Siostry opowiedziały tacie o strasznej historii sąsiadki. Gdy wysłuchał jej do końca, wybiegł i zaczął dobijać się do sąsiadki (a było bardzo późno). Ochrzanił ją tak, że o mało zawału nie dostała. Od tamtej pory rodzice lepiej dobierali nianie, a gdy żadnej nie znajdywali, to któreś z nich z nami zostawiało kosztem pieniędzy.

Na marginesie dopiszę, że od tamtej pory nie chodzę w nocy do toalety, a gdy już bardzo muszę to zapalam wszędzie światło. Wiem, że to mało męskie, ale ta historia...

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 588 (664)
zarchiwizowany

#25254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie znacie mnie więc w skrócie powiem, że uwielbiam zwierzęta. I te małe i te duże. W dniu, gdy moje dwie siostry się wyprowadziły (były alergiczkami) wraz z W (młodsza siostra) pojechaliśmy do schroniska i adoptowaliśmy szczeniaka (żył krótko, zabił go samochód – o tym kiedy indziej, bo historia jest piekielna). Moja dziewczyna J posiada suczkę doga. Ciotki i znajomi również mają zwierzaki więc nie boję się zwierzaków, lubię je i nigdy świadomie bym żadnego nie skrzywdził.

Historia działa się w piątek. Dlaczego dopiero teraz piszę? Ponieważ byłem na środkach przeciwbólowych i to dość mocnych, bo soboty nie pamiętam a niedzielę i dziś widzę trochę jakby za mgłą, ale muszę to opisać.

Poszedłem z J na spacer. Poszliśmy do parku. Mamy bardzo fajny park. Z lotu ptaka widać główną ścieżkę, która jest w kształcie muszli ślimaka. Odnóża głównej ścieżki prowadzą do wyjść, na place zabaw i takie tam, w środku jest kawiarnia więc to bardzo fajne, miłe i romantyczne miejsce. Dzieciaki mogą biegać i szaleć a rodzice nie muszę się bać o samochody. Ponieważ jedyny samochód, który wjeżdża na teren parku to samochód dostawczy i to z rana. Zatem miejsce prawie idealne. Czemu prawie? Ponieważ psie kupki wyłaniające sie spod odwilży są niezbyt bezpieczne dla szalejących dzieciaków, jak i dla zwykłych ludzi. My zawsze sprzątaliśmy po swoich psach.

Idziemy sobie w najlepsze, trochę śmiechu, trochę flirtu i nagle przed nami wyłonił się potwór. Ni to pies ni to smok wawelski. Wielki, włochaty i brudny. Zaślinił się na nasz widok, spuścił łeb i łypiąc na nas wyszczerzył zębiska. Po minucie za psem wyszedł jego właściciel. Myślę sobie „Całe szczęście”, ale nie. Pies zaczął powoli iść do nas warcząc i śliniąc się.

Ja - Może pan zabrać psa?! (nie był na smyczy)
Właściciel (X) - Spokojnie, on nic nie zrobi. - Po czym powrócił do gapienia sie w swoja komórkę.

Jednakże bestia zaczęła biec w naszym kierunku i skoczyła. Chciał rzucić się na moją J, ale ją osłoniłem i bestia złapała mnie za ręką i przywaliła na ziemię. J w krzyk, ja w krzyk, facet w krzyk. Bestia zaczęła szarpać mnie za rękę, ugniatać łapami, prawie na mnie skakał. Jak ktoś przeżył atak psa wie, co pies robi. Drugą ręką zacząłem bić bestię. Zleciało się paru facetów.

X - Zostaw mojego psa!!! - krzyczał

Kilku facetów próbowało ściągnąć psa, gdy sie nie powiodło zaczęli go butować, ale to tylko rozwścieczyło bestię. X rzucił się na jednego z chłopaków, wywiązała się bójka i moja walka o życie. Na całe szczęście zjawili się policjanci (okazało się, że to J zadzwoniła po nich – powiedziała mi to dzisiaj), z karetką i strażakami (!). Policjanci zajęli się X a strażacy psem: przywalili mu w łeb wielkim kamieniem. Bestia puściła zamroczona i zanim z powrotem na mnie się rzuciła to strażacy związali mu łapy i pysk.

Gdy leżałem w karetce nie przytomny podeszła do nich kobieta z dzieckiem na rękach. I błagała o pomoc. Zanim bestia zaatakowała nas, rzuciła się na małego chłopca, który jeździł na rowerku. Matka zawiadomiła karetkę i gdy usłyszała tą, która jechała do nas to podbiegła. Bestia poharatała dzieciaka. J mówiła, że dzieciakowi zwisało ucho i matka je trzymała - pies je od szarpał.

W szpitalu zostałem opatrzony i w sobotę byłem już w domu. Mam rękę w gipsie - bestia złamała mi kość (!!!) i szwy na głowie i brzuchu, na nogach mam zadrapania a na drugiej ręce mam rany od bicia psa. Co do dzieciaka to nie wiem. Większą część tej historii opowiedziała mi J. Podejrzewam z rodziną, że pies będzie uspany a facet będzie płacił odszkodowanie.

park

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (243)
zarchiwizowany

#24889

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znacie historie o kanarach, którzy łapią w autobusach i spisują za nic? Ja znałem tylko historie, ale dziś się to zmieniło.

Było po 16, gdy wracałem do domu. Wsiadam w autobus, opieram się o szybę, zdejmuje plecak i szukam portfela. Wożę w portfelu już wcześniej zakupione bilety, by nie kupować u kierowcy, ponieważ to drożej o parę groszy i autobus musi dłużej stać na przystanku. Szukam, szukam. O jest! I w tej samej chwili autobus ruszył z przystanku. Wyjmuję portfel i podnoszę głowę, a przede mną jakaś kobieta stoi. Okazało się, że to kanarzyca (K).

K - Bilecik proszę.
Ja - Yyy jeszcze nie skasowałem. Dopiero go... (nie dokończyłem, bo mi przerwała)
K - No to mandat będzie. Dowód.
Zacząłem się tłumaczyć, że dopiero ruszyliśmy i ja biletu szukałem i chciałem go skasować.
K - Jasne, ja znam takich jak ty.
Ja - Nie przeszliśmy na "ty" (jestem na to uczulony)
K - Ty gówniarzu!!! Dowód dawaj albo po policje dzwonię.
Myślę sobie "O cholera! Z głupimi nie ma co się kłócić". Babka wypisuje mandat (nie dałem jej dowodu), a ja sobie myślę "A co mi tam". Otwieram portfel i wyjmuje bilet. Skasowałem go i pokazuję babce, że bilet mam.
K - Nie przeciągaj struny! Gówniarz jeden! Podpis!
Patrzę na nią, na mandat, na nią, na mandat.
Ja - Nic nie będę podpisywać. Bilet mam. Proszę wezwać policję, ja nic nie podpiszę. Monitoring w autobusie jest, więc niech policja zadacedyje, czy mandat mi się należy.

Babka się zapowietrzyła. Trwała ta kłótnia trzy przystanki (!) - epitety owej pani nie wypisałem. Autobus podjeżdża na mój przystanek. Kanarzyca sie odsunęła, jakby stwierdziła, że mam rację. Ale widocznie nie chciała ustąpić, bo jak wysiadałem to usłyszałem jeszcze "Widzieliście państwo? Uciekł gówniarz jeden".

Taa... Pozdrawiam rudą heterę :)

autobus

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (175)
zarchiwizowany

#24687

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając wasze piekielne historie postanowiłem opisać swoje. Pierwsza to historia mojej młodszej siostry. Muszę zaznaczyć, że mam trzy siostry, dwie starsze (E,K) i jedną młodszą (W) i ta historia będzie o niej.

Gdy W miała 19 lat zachorowała na dziwną chorobę. Objawy były takie, że bolał ją żołądek, a co jadła to wymiotowała (na 10 dań, 8 wymiotowała). Najpierw lekarka uznała, że to zwykłe zatrucie i przejdzie nie długo, lecz nie przeszło. Potem zdiagnozowano grypę żołądkową, ciążę i tak przechodzę do żółtaczki, dzięki której wylądowała w szpitalu.

Przyjęli ją około 19 wieczorem i podczas wpisywania ją do szpitala pielęgniarka zapytała, czy W jest uczulona na antybiotyki. Mama powiedziała, że nie wie, że raczej nie. Jedyne antybiotyki, które dostawała to te podczas dziecięcych chorób, a w szpitalu nigdy nie była więc chyba nie. Młoda została wpisana i leżała w pokoju sama (pokój 2-osobowy). Jak już wspomniałem W nigdy nie była w szpitalu, więc trochę się bała, dlatego ciągle przy niej ktoś siedział. Z resztą trafiła do szpitala pod kroplówkę dopiero po dwóch tygodniach prawie nic nie jedzenia, także była tak słaba, że nie miała siły iść do toalety. Z tej perspektywy, mogę stwierdzić, że BARDZO DOBRZE, ŻE KTOŚ CIĄGLE PRZY NIEJ SIEDZIAŁ.

Piekielność stała się na drugi dzień. Siedziała przy niej mama. W dostała antybiotyk w kroplówce i się zaczęło: najpierw zaczęły swędzieć ją dłonie, potem poczuła jakby na języku ktoś rozsypał jej pieprz a potem zaczął się powiększać tak, że nie mogła oddychać. Mama pobiegła po pielęgniarkę. Przyszły dwie.
M - Proszę coś zrobić! Ona się dusi!!!
P1 - Nic jej nie jest.
P2 - Dramatyzuje. To zaraz przejdzie.

Moja siostra była już cała czerwona na twarzy, a te dwie pielęgniary stały i plotkowały. Mama wybiegła z pokoju poszukać lekarza, ale nikogo nie znalazła (!). Stan W faktycznie się uspokoił po paru minutach. Podczas obchodu W powiedziała o wszystkim lekarce. Ona pokręciła głową, wysłuchała i poszła. Na drugi dzień trafiło na mnie. Zaczęło się tak samo: swędzenie, pieprz i duszenie. Na szczęście pielęgniarka, która miała dyżur okazała się pomocna. Usiadła przy mojej siostrze i zaczęła ją uspokajać. Mówiła do niej spokojnie i głaskała ją po ręce, mnie również uspokajała. Szkoda, że za pierwszym razem pielęgniarki nie mogły tak postąpić. Skąd mieliśmy mieć pewność, że to faktycznie przejdzie po paru minutach? A pielęgniarki mogły uspokoić W i mamę, a nie stać i plotkować!

Co się okazało? W jest uczulona na antybiotyki. Które? Nie wiadomo, ponieważ na karcie wypisu nic nie było. A co z chorobą? Okazało się, że to choroba śliny, czyli mononukleoza. Po pół roku dostała opryszczki w rejonach narządów płciowych. Okazało się, że jej chłopak zdradzał ją od czasu do czasu ze swoją byłą...

służba_zdrowia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (180)

1