Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Vilio

Zamieszcza historie od: 16 marca 2012 - 15:30
Ostatnio: 17 czerwca 2016 - 13:32
  • Historii na głównej: 10 z 22
  • Punktów za historie: 8119
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 222
 

#68467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z poniedziałku. Akurat w Krakowie pogoda była taka sobie, więc stwierdziłem, że pojadę do pracy samochodem. Wracając miałem przyjemność porozmawiać z Policją. Ale za to jak!

Jechałem od Ronda Kocmyrzowskiego w stronę Wandy. Fajny, nowy odcinek, dwa pasy ruchu z obu stron. Przejechałem może z 300m a tu zza samochodów wyłania się Stróż Prawa i macha do mnie żebym się zatrzymał.

(P)olicjant: Dzień dobry, starszy (ktoś tam, ktoś tam). Czy Pan wie co Pan źle zrobił?
(J)a: Fotoradaru Pan nie ma, więc nie wiem co...
(P): Bo tam, 300m wcześniej jest przejście dla pieszych. Pan na przejściu wyprzedzał inny samochód. Za to jest mandat!
(J): Proszę Pana, nie pamiętam tego, wyjeżdżałem z ronda, więc miałem tam prędkość może 40km/h więc nie widzę problemu.
(P): Ale jakby tamtem samochód chciał kogoś przepuścić to Pan mógłby nie wyhamować! Mandat będzie!
(J): Powtarzam, jechałem zgodnie z przepisami, jeśli ma Pan jakieś zastrzeżenia, niech Pan robi co Pan uważa, ja nie mam czasu, bo jadę po córkę do przedszkola.
(P): Tak nie wolno! A w ogóle to ile Pan ma punktów na koncie?
(J): Jak Panu zależy, to niech Pan to sprawdzi, proszę się pośpieszyć.
(P): To w takim razie będzie 200pln i 10pkt karnych. Dokumenty poproszę!
(J): Ok, tylko niech tam Pan od razu zaznaczy, że mandatu nie przyjmuję, a w sądzie będzie Pan udowadniał, że złamałem jakieś przepisy.
(P): CO??!!?? Jak to Pan nie przyjmuje mandatu?
(J): Normalnie, nie przyjmuję...
(P): To jak tak... To niech mi to będzie ostatni raz!!

I sobie poszedł...

policja

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 368 (572)
zarchiwizowany

#67867

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj rano po raz pierwszy w życiu trafiłem na typowego Janusza na motocyklu. Wyobraźcie sobie jegomościa w okolicach 50-60lat, z brodą, w koszulce rowerowej, krótkich spodenkach i klapkach, jadącego jakąś starą Hondą.
Biorąc pod uwagę to, że już rano było gorąco, jechałem na swojej motorynce grzecznie, bo ludzie w ciepłe jeździć nie potrafią.
Natomiast Janusz szalał. Próbował za wszelka cenę mnie wyprzedzić, kluczył miedzy samochodami w korku i generalnie zachowywał się jak... Janusz:)
Ale najciekawsze dopiero czekało mnie na światłach. Gdy stanęliśmy koło siebie facet uśmiechnął się szeroko i zagadał:
- Co, moja Honda ma 30 lat, ale nie ustępuje twojemu. To są motocykle z duszą, a nie to coś! To jest moja pasja!
Hmm, moja R6 to w końcu moja miłość, ale nie miałem ochotę na większa rozmowę, zwłaszcza ze Janusz już zaczął kręcić manetką gazu. A mówi się, że to młodzi szaleją na moto.
Cóż, zielone światło i facet "dawał radę" pierwsze 10 metrów.
W końcu z miłością nie wygrasz...

motocykliści

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (101)

#65259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów wyszedłem z pracy się przewietrzyć. Generalnie muszę rzucić palenie, ale tym razem dobrze, że wyszedłem. Stoję sobie pod bankiem i patrzę na samochody na parkingu. A tam policjant, jakiś gość i starsza kobieta się kłócą. Bo ona wcale nie zajechała mu drogi, a nawet jeśli to mu się nic nie stało, nawet nie dotknęła jego samochodu i w ten deseń. No ok, w sumie gościa samochód nieuszkodzony, więc dyskusje na temat tego czy przy awaryjnym hamowaniu i najechaniu na krawężnik koło samochodu mogło ulec uszkodzeniu chciałem sobie odpuścić. Policja zresztą też, bo chłopcy stwierdzili, że nie będą w tych dyskusjach uczestniczyć i poszli do swojego samochodu. Facet też stwierdził, że nie będzie się z babą kłócił i wsiadł do swojego samochodu. Kobieta zrobiła to samo i zaczęła wyjeżdżać z parkingu. Po dwóch metrach samochód jej zgasł, co chyba ją zezłościło, bo odpaliła jeszcze raz i z całym impetem chciała dokończyć manewr cofania.

Szkoda tylko, że dwa metry dalej stał mój samochód...

Kobieta odbiła się od niego i co? Jedzie dalej... Dobrze, że wszystko widział facet, z którym wcześniej się kłóciła, bo po prostu... zajechał jej drogę. Ta wychodzi i drze się na niego, że co on robi, że wymusza, że idzie po Policję, która notabene jeszcze nie odjechała i przyglądała się całemu zajściu. Kiedy podbiegłem i pytam co u licha robi, ona spojrzała na mnie jakby mnie chciała zamordować i stwierdziła, że nie ma czasu z nikim rozmawiać, bo sie śpieszy do męża do szpitala.

Terefere, a co z moim samochodem? Ona nic nie widziała, nic nie uszkodziła, mój zderzak pewnie już był rozwalony i chce od niej odszkodowanie wymusić, bo ona słyszała o takich jak ja w TV, że wymuszamy odszkodowania od biednych i niewinnych ludzi...

Serio? Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Kobieta miała z 80 lat i tak bezczelnie próbowała się wywinąć?

Na szczęście przyszedł policjant i 3 jego zdania spowodowały, że kobieta spokorniała. On wszystko widział i albo piszemy oświadczenie, że uszkodzenie pojazdu z winy kobiety, albo mam dzwonić na Policję, żeby oni zawiadomili tego policjanta z parkingu i on wypisze kobiecinie mandat (bo ponoć jemu bezpośrednio nic nie można, tylko przez zgłoszenie)

Cóż, na tym sprawa się skończyła, kobieta grzecznie podpisała oświadczenie, że jej wina, facet z którym się kłóciła zostawił mi nr telefonu, jakby "baba się stawiała". Wszystko jak należy, ale wciąż nie rozumiem co kierowało tą kobietą? Myślała, że się wywinie? Że można komuś uszkodzić pojazd i tak po prostu sobie odjechać? A mówią, że młodzież niewychowana...

Tylko szkoda mojego niewinnego samochodu...

parking Nowa Huta

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (533)

#63467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak część z Was pewnie wie, pracuję w Banku. Dzisiejsza sytuacja spowodowała, że po przerwie postanowiłem znów na piekielnych coś napisać. Sam jestem rodzicem, co jeszcze bardziej spotęgowało moje zniesmaczenie tymi wydarzeniami.

Siedzę sobie spokojnie robiąc swoją pracę, aż tu nagle wpada do banku jakaś młoda (D)ziewczyna z płaczącym dzieckiem, może 4-latkiem. Pyta się wzburzonym głosem, czy w banku są jego opiekunowie. Na co wstaje jakiś (F)acet:
(F): To moje dziecko, co Pani chce?
(D): To dziecko proszę Pana błąkało się po parkingu bankowym, gdzie przecież jest duży ruch, przyprowadziłam go tutaj, żeby się nic nie stało.
(F): I co się pani wpie**ala w nieswoje sprawy?? To nie pani dziecko, niech się Pani nie wtrąca!!
Po czym zwrócił się do syna:
(F): I gdzie ku*wa łazisz?? Kazałem Ci siedzieć w samochodzie i go pilnować! Dopiero co go z salonu odebrałem.

Młody nie był w stanie nic odpowiedzieć, tylko płakał. Zresztą nie sądzę, żeby był w stanie coś mądrego na takie "argumenty" powiedzieć. Ja natomiast stwierdziłem, że wyjdę się przewietrzyć. Parę minut później wychodzi z banku facet, dziecko i jakaś starsza kobieta. Wsiadają do samochodu, kiedy obok nich przechodzi dziewczyna, która przyprowadziła dziecko do banku. Facet rzucił pod nosem: "pierdo**na bohaterka" i odjechali.

Szkoda mi tej dziewczyny, bo dla mnie to co zrobiła było mega fajne. Na tym parkingu naprawdę dużo samochodów jeździ. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się z tym dzieciakiem stać.

I co mu się w przyszłości może stać, mając takiego opiekuna.
W nowym Berlingo...;/

Nowa Huta Bank

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 590 (666)

#61842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy to historia piekielna, może bardziej zabawna... Sami oceńcie.

Kupiłem na allegro wózek dziecięcy w zeszły czwartek. Zapłaciłem od razu przez PayU, sprzedający obiecał wysłać wózek do mnie następnego dnia rano. Wysyłka miała iść POCZTEXEM. Sprzedający rzeczywiście wywiązał się ze zobowiązania, bo następnego dnia rano (ok 11:30) otrzymałem potwierdzenie nadania z numerem przesyłki.

Zgodnie z warunkami wysyłki, dziś paczka powinna u mnie być. Koło 13 przypomniałem sobie o niej, więc wszedłem na stronę Pocztexu i sprawdzam, gdzie moja przesyłka. Jest... 600km ode mnie. Można powiedzieć, że odbiorę sobie jutro więc nic się nie stało, ale od jutra mam urlop do końca tygodnia więc byłby problem.

Co miałem zrobić - zadzwoniłem na ich infolinię. Po 5 minutach czekania, miła pani uświadomiła mi, że paczka została wysłana w piątek po 15, więc jest traktowana jakby była wysłana w poniedziałek, więc będzie dopiero jutro. No ok, ale przecież nadawca wysłał mi paczkę w piątek przed południem, a od Pocztexu dostałem potwierdzenie nadania na sms o 12:49....

Pani przestała być miła i oschłym głosem stwierdziła, że jak mi nie odpowiada jej wytłumaczenie, to nadawca może złożyć reklamacje, bo ja jestem odbiorcą, więc ja nie mam prawa do żadnych roszczeń.

Cóż, poirytowałem się. Stwierdziłem, że wyjdę sobie na chwilę na spacer, co by się przewietrzyć. Ale nie dane mi było pospacerować. W drzwiach spotkałem się z kurierem, radośnie niosącym mi przesyłkę...

POCZTEX

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 481 (669)

#61512

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno mnie już nic bardzo piekielnego nie spotkało, ale wczorajsza historia... Cóż, na piekielnych się nadaje.

Wracając z pracy zadzwoniła do mnie żona, abym zrobił jakieś tam zakupy. No to wio, galeria pół sklepowego wózka zakupów i do samochodu. Już przy wyjściu zauważył mnie jakiś żulik. Ale nic, szedł za mną w odległości jakieś 5m do mojego samochodu. A że droga od wyjścia ze sklepu do samochodu to jakieś 20m, właściwie nie zwracałem na niego uwagę.

Najciekawsze zaczęło się jak otworzyłem bagażnik. Gościu oparł się o samochód zaparkowany koło mojego i na mnie patrzy. A w sumie co mnie to, niech sobie patrzy.

Zapakowałem zakupy do bagażnika, poszedłem odstawić wózek i już chce sobie do samochodu wsiąść, ale nasz (R)ycerz zastępuję mi drogę.

R: Daj te dwa złote z wózka!
Ja: (z klasycznym zonkiem) Co?
R: No mówię przecież, daj te dwa złote.
Ja: Po pierwsze, nie jesteśmy na "ty", po drugie mógł pan pomóc mi z wózkiem, zakupy zapakować a potem sobie ten wózek z dwoma złotymi wziąć. A stoi pan i patrzy, a potem ma pan czelność kasy wymagać?
R: Hehe, bo bolą mnie plecy i nie będę jak jakiś robol zakupów byle komu pakował.

Dla mnie szok... Zdołałem powiedzieć jeszcze "aha" i wsiąść do samochodu. Gość coś tam jeszcze się burzył, ale już nie słyszałem, tylko odjechałem.

Ja rozumiem, że żebranie jest częścią naszego świata i często to widzimy. Ale trzeba mieć tupet, żeby tak próbować kasę wyciągać...

supermarket

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 624 (702)
zarchiwizowany

#60047

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poniższa historia przytrafiła mi się wczoraj. Dla mnie była nie tylko piekielna, ale mogła się skończyć tragicznie. Ale po kolei.

Wracałem z mamą i córką z domu rodzinnego, do miejsca w którym obecnie mieszkam. Wyjechałem z Radomyśla Wielkiego na podkarpaciu i jechałem w stronę Tarnowa. Mniej więcej w połowie drogi, na środku ulicy zobaczyłem jakiegoś gościa leżącego na środku ulicy. Przy nim leżał rower. Wyszedłem i próbowałem coś do niego powiedzieć. Facet nic. Po minucie sam się podniósł i wziął rower na pobocze. Myślałem, że już z nim ok, ale... przeskoczył przez przydrożny rów i zaczął zrywać znajdujące się tam zarośla. Kontaktu dalej zero. W międzyczasie z drugiej strony nadjechała jakaś kobieta (jak się okazało, była to znajoma mojej mamy)i też próbowała się z nim skontaktować (facet dalej nie odpowiadał na żadne pytania). Ja stwierdziłem więc, że jedyne co mogę zrobić to zadzwonić pod 112. Po minucie wstępnych pytań przełączono mnie na pogotowie. Tu się zaczęło coś niespodziewanego. Po opisie tego co z gościem dialog wyglądał mniej więcej tak.
Dyspozytorka: No ok, to chyba trzeba karetkę, gdzie to jest?
Ja: Jestem koło tego człowieka, jestem w połowie drogi między Tarnowem a Radomyślem Wielkim, jadę od Radomyśla, jestem w jakimś lesie, najbliższa mi miejscowość to Nowa Jastrząbka. Stoję przed znakiem skrętu na Luszowice.
D: Dobrze dobrze, ale jest Pan w tej Jastrząbce czy jeszcze nie?
J: Przed chwilą powiedziałem, że z miejsca w którym jestem ta miejscowość jest najbliżej.
D: Ale to najbliżej to znaczy ile? 500m, 1000m, ile?
J: Nie wiem dokładnie, nie jestem stąd
D: ale jak to tak, Pan musi mi precyzyjnie powiedzieć gdzie Pan jest!!
(a wydawało mi się, że bardziej precyzyjnie niż w moim pierwszym zdaniu do niej się już nie da. Taka wymiana trwała jeszcze mniej więcej 5min, bo kobieta potrzebowała bardziej precyzyjnej informacji. Po 5min się zdenerwowałem...)
J: Po co zadaje mi Pani te same pytania cały czas? Z miejsca gdzie jestem do Radomyśla jest 5km, niech Pani wyśle karetkę w stronę Tarnowa, na pewno trafi, bo to przecież główna droga.
D: No nie, ja tak nie mogę, bo ja muszę ustalić, czy wypadek miał miejsce na terenie województwa małopolskiego, czy podkarpackiego, bo Pan cały czas mówi coś o granicznych miejscowościach... (!!!!!)
J: Szanowna Pani, mam głęboko w dupie skąd Pani wyśle karetkę, byleby szybko przyjechała, ja od 10min rozmawiam sobie z Panią o mało ważnych rzeczach? Co by było, gdyby to był umierający człowiek?
D: No ale ja muszę ustalić skąd wysłać karetkę...
J: Ja swoje zrobiłem, traktuję moje zgłoszenie jako przyjęte, do widzenia!

Rzuciłem wściekły słuchawką i jestem poirytowany tą rozmową do tej pory. Właśnie, bo co by było, gdyby to był człowiek umierający?

PS: Jak się później mama od tej znajomej dowiedziała, facet nie był pijany czy coś, miał atak padaczki podczas jazdy rowerem. Po pół godziny czekania na karetkę sam już oprzytomniał na tyle, że podał numer telefonu do domu i przyjechał po niego syn.
PS2: Po godzinie od mojego telefonu na 112 zadzwonił do mnie ktoś z karetki, bo "są przy skręcie na Luszowice i nikogo nie ma". Wypadało tylko pogratulować refleksu...

112

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (287)

#54055

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tydzień temu kupiłem na tablica.pl torbę golfową. Sprzedawca wysłał mi ją w środę na adres mojego pracodawcy. W końcu łatwiej mi odebrać przesyłkę w godzinach pracy. Parę chwil później okazało się, że muszę wyjechać na delegację w czwartek-piątek. Trudno, koledzy z pracy odbiorą przesyłkę. Wyjechałem na delegację, niemniej w piątek dowiedziałem się, że nic nie przyszło. Wszedłem więc na tracking przesyłek na stronie poczty polskiej i co widzę? Paczka wraca do adresata...

Dzwonię więc na pocztę z pytaniem o co chodzi, a tu dowiaduję się, że adresat nie napisał na paczce nazwy firmy i dlatego zwrot. Na paczce było moje imię nazwisko, dokładny adres, numer telefonu. Niemniej to było za mało, bo nie było nazwy firmy. Co bardziej dziwne to to, że na nasz adres (duży oddział bankowy), przychodzi masę listów dziennie i one jakoś dochodzą. Nawet jeśli listonosz nie może znaleźć osoby, to zostawia paczkę/list ochroniarzowi i wszystko jest ok...
A najciekawsze było to, że normalnie, jak nie ma odbiorcy, to paczka czeka 2 tyg na poczcie... nie tym razem.

Wczoraj adresat odebrał awizo ze zwrotem paczki. Dziś pojechał na pocztę i do mnie dzwoni. Po tym telefonie długo nie mogłem przestać się śmiać.
Na zwrotce przesyłki było napisane jako powód niedoręczenia:
"adresat nieobecny, żona nie przyjęła przesyłki".

listonosze

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 513 (557)

#48985

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja, którą chcę opisać, ciągnie się od czerwca ubiegłego roku. Jak pewnie niektórzy pamiętają z moich wcześniejszych postów - jestem bankowcem, a co za tym idzie, miałem wysokie przekonanie o tym, że nic w bankowości mnie nie zdziwi. A jednak ;)

Jakiś czas temu założyłem sobie konto w pewnym austriackim banku, mającym siedzibę oczywiście w Polsce. W tym samym, który połączył się w tym roku z innym zagranicznym bankiem i razem sponsorują np Justynę Kowalczyk.

Ale do rzeczy. Konto miało być darmowe, po wpłaceniu co miesiąc odpowiedniej sumy. Od bodaj maja zeszłego roku, ta kwota wzrosła o 250%, co spowodowało, że przestałem być zainteresowany współpracą z tym bankiem. Wypowiedziałem umowę, niemniej parę dni później zadzwoniła do mnie miła pani z informacją, żebym się jeszcze zastanowił, bo ona zostawi mi to konto bez żadnych opłat jeszcze przez 3 miesiące. Zgodziłem się na to ze względu na ich lokaty, niemniej uprzedziłem, że chcę, aby do mnie zadzwoniła przed upływem tego 3-miesięcznego okresu, abym mógł zdecydować razem z nią, jako opiekunem mojego konta, co dalej.

Oczywiście nie zadzwoniła, a ja pod koniec grudnia dostałem informację, że zalegam bankowi opłatę za 2 miesiące, razem jakieś 100pln. Oczywiście napisałem odwołanie, opisując powyższą sytuację, niemniej pozostała ona bez echa. Pod koniec stycznia, w związku z brakiem odzewu wysłałem im dyspozycję zamknięcia rachunku i wypowiedzenie umowy, przypominając, że mają 30 dni (wg umowy) na odzew. Dalej bez echa.
15 marca dzwonię do nich z pytaniem czy wszystko doszło i czy rachunek jest zamknięty. Oczywiście, że nie. Co więcej, opłaty dalej są naliczane. Niemniej dziwnym trafem po kolejnych 5 dniach dostaję od banku lakoniczne pismo z informacją, że 30-dniowy okres na odpowiedź tyczy się klienta a nie banku i że banku nie dotyczy zapis, że reklamacja, na którą bank nie udziela odpowiedzi w przeciągu 30 dni jest uznana jako "pozytywnie rozpatrzona". A - i doliczyli mi jeszcze 30pln za kolejną informację o narastającym zadłużeniu.

W ostatni poniedziałek marca zadzwonił znów telefon od nich, że jak nie zapłacę im tych prawie 200pln, to mnie zgłoszą do BIKu, a mi, jako bankierowi powinno bardzo zależeć na tym, żebym tam się nie znalazł. Oczywiście łaskawie dają mi dodatkowy tydzień na zapłacenie, ale i tak mam się śpieszyć.

Cóż, musiałem wyciągnąć cięższe działa. Na moją informację, że mój prawnik jest w trakcie redagowania pisma do UOKiK i KNF (faktycznie był) w związku z tym, w jaki sposób mnie potraktowali, pani z windykacji jakby się zapowietrzyła. Nie potrafiła też wyjaśnić mi dlaczego bank ma prawo nie odpowiadać mi na moje reklamacje. Niemniej 2 dni później zadzwoniła i poprosiła, bym w drodze reklamacji jeszcze raz złożył podanie o anulowanie opłat i zamknięcie rachunku.

Ciekawe co dalej...

bank

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 678 (726)
zarchiwizowany

#44769

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No to i ja dodam swoją przygodę z krakowską Strażą Miejską. Jakiś czas temu zaparkowałem w Krakowie na ul. Kopernika. Jest to ulica jednokierunkowa, na której z lewej strony jest wydzielony pas ruchu dla rowerzystów, a zaraz za nim jest chodnik na którym można spokojnie zaparkować samochód. Tam też właśnie zaparkowałem i poszedłem do pracy. Po powrocie znalazłem wezwanie za wycieraczką do stawienia się na komendzie Straży Miejskiej w celu złożenia wyjaśnień.
Parę dni później stawiłem się na miejsce, gdzie zostało mi obwieszczone, że mam do zapłacenia 400pln mandatu i nawet nie ma o czym dyskutować. Poprosiłem o udowodnienie winy na co strażnik się obruszył i stwierdził, że i tak zapłacę więc po co mam to oglądać. Jak się okazało, że nie zmienię zdania, łaskawie po 20min znalazł mi zdjęcie mojego przewinienia. Chciał mi wlepić dwa mandaty. Za parkowanie na drodze rowerowej i za stanie zbyt blisko pasów dla pieszych.
Stwierdził, że nawet nie będzie ze mną dyskutował na temat słuszności owych mandatów, bo wszystko widać na zdjęciu, które zresztą on osobiście zrobił.
Cóż, skoro nie chciał ze mną rozmawiać, to poprosiłem o rozmowę z jego kierownik. Wściekły wyszedł po nią, a ja czekałem kolejnych 20min.
Nagle okazało się, że na zdjęciu przedstawiającym mój zaparkowany samochód widać, że jednak nie stoję na drodze rowerowej, tylko na chodniku, a niewyprostowane prawe przednie koło "wisi" nad drogą rowerową. Ściślej - wystawało poza obręb chodnika może ze 3 cm. A co z drugim zarzutem. Otóż dzielny stróż prawa chyba ściągał na egzaminach, bo z tego co pamiętałem ze zdawanego prawie 10lat temu egzaminu na prawo jazdy, to jeśli stajemy przy drodze jednokierunkowej, możemy zaparkować nawet i 5cm od pasów dla pieszych (co potwierdziła Pani kierownik)
Oczywiście mandatu nie dostałem, ale też od strażnika przeprosin się nie doczekałem. Zmarnowałem tylko 3h na użeranie się z nimi. Resztki szacunku do Straży Miejskiej gdzieś się ulotniły...

straż miejska

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (162)