Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

adnar

Zamieszcza historie od: 26 lipca 2013 - 0:05
Ostatnio: 10 marca 2016 - 18:32
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 1879
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 80
 

#71762

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś mnie naszło by podzielić się z wami historią, być może ktoś z was miał podobne przejścia. Otóż aktualnie mieszkam poza krajem i zakładam z moim szefostwem firmę w Polsce. Wiadomo, że jak zakłada się spółkę, to trzeba zapłacić podatek.

Jest też w biurze jedna piekielna, nie jest Polką, ale zna się na wszystkim. Oczywiście, na zakładaniu firmy w Polsce też :) Na moje nieszczęście - to moja bezpośrednia przełożona. Nie mamy jeszcze polskiego konta i staramy się znaleźć możliwość opłacenia podatku spoza kraju. Wyjaśniłem jej, że najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu założenie konta w Polsce i opłata tym sposobem. Co ona na to?

"To nie ma sensu - niech wystawią nam FAKTURĘ i zapłacimy". Oczywiście żadnych wyjaśnień, że nie jest to możliwe nie przyjmuje. Znacie jakiś urząd skarbowy, który wystawia fakturę na podatek? Bo ja chyba nie...

I jak tu przekonać takiego kogoś, że się nie zna? Napisałem maila do urzędu skarbowego (robiąc z siebie debila, ale trudno), może odpowiedź jej przemówi do rozsądku?

biuro

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (247)
zarchiwizowany

#55549

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia: http://piekielni.pl/55353#comments przypomniała mi coś, co parę dni temu opowiedziała mi siostra. Siostra pracuje w dużej firmie produkcyjnej, firma zatrudnia ponad 600 osób, ciągle się rozwija i ma jakieś rekrutacje niemal non stop.

M - mama, S - siostra, telefon:

M: Cześć, słuchaj - syn koleżanki szuka pracy, on jest bardzo dobrym informatykiem - możesz zapytać szefa czy by go nie przyjął?
S: Mamo, posłuchaj, nie będę o nic pytać, niech złoży CV, a jak będą szukać i rzeczywiście będzie taki dobry to go zaproszą. Nie znam człowieka, nie zrobię tego.
M: No ale wiesz, bez znajomości to się tu nie da, a on jest bardzo dobry, tylko nie może znaleźć pracy.
S: Nie i koniec, porozmawiamy jak do was przyjadę. Pa.

I na tym rozmowa się skończyła, aczkolwiek mama ma do siostry wielkie pretensje. Gdy siostra opowiadała mi tą historię powiedziała, że po pierwsze - nie będzie nikomu nic załatwiać bo nie planuje odpowiadać za tę osobę, a po drugie - gdyby był taki dobry to już dawno znalazłby pracę.

Ja się z nią zgadzam i zastanawiam się kiedy wreszcie w Polsce ludzie przestaną mieć podejście pt: "Bez znajomości się nie da"...

Jakoś ani ja, ani moja siostra nie znaleźliśmy pracy po znajomości - więc się da.

wschód Polski

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (276)

#53556

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mała historia z cyklu "rozwydrzone bachory" - może nie taka piekielna, ale chcę się nią podzielić. Jestem przerażony tym jak dzieciaki zachowują się na osiedlu, a jeszcze bardziej - jakie przyzwolenie dają im rodzice.

Jako osoba wychowana w taki sposób, że bogactwo języka nie polega na ilości znanych mi wulgaryzmów, ogromnie drażni mnie stosowanie wulgaryzmów non stop, tak, że jest ich więcej w zdaniu niż "normalnych" słów. Oczywiście wiadomo, że każdemu się zdarzy w nerwach coś powiedzieć itp, ale nie mówimy tak w normalnym życiu.

Idę dziś wynieść śmieci, obok śmietnika dzieci grają w piłkę, non stop biegają, przejść ciężko, bo dodatkowo w rękach jeden duży worek i dwa inne z posegregowanymi śmieciami. Myślę "powiem przepraszam, przepuszczą, wyrzucę śmieci, wrócę". No i powiedziałem "przepraszam", a dzieciak (5-6 lat, nie więcej) zaczął mnie wyzywać... i to nie jednym, ale kilkunastoma słowami, których nie zacytuję. Więc ja mu grzecznie mówię, żeby się tak nie odzywał, bo to są brzydkie słowa itp. i żeby mnie przepuścili do śmietnika, a on odpowiada wiązanką. W końcu jak już mnie gówniarzeria (inaczej nie nazwę) nie chciała przepuścić do śmietnika, to przeszedłem siłą (po prostu powiedziałem im, że jak nie puszczą, to nie będę patrzeć po czym idę). I co?

Słyszę z okna wrzaski, że ja dziecko biję itp (możliwe, że jeden z dzieciaków dostał lekko workiem na śmieci, który de facto nie był nawet ciężki bo były w nim głównie kartony). Bo oczywiście mamusia pilnowała swoje dzieci z okna. Co by nie było - zwyzywała mnie od wszelakich.

Jak już ktoś się decyduje na dziecko, to powinien być dla niego wzorem. Nie ma co się dziwić, że później wyrastają tak piekielni ludzie, którzy nie potrafią się zachować w niemal każdej sytuacji życiowej bez wulgarności i agresji. Ja za przekleństwa dostawałem szlabany i teraz to sobie cenię.

Aha, blok na kilkaset mieszkań, trochę patologiczny, ale większość to normalni mieszkańcy, którzy zostali tu przesiedleni ok. 25 lat temu z innej ulicy.

blok osiedle

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 482 (540)
zarchiwizowany

#53374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia miała miejsce przedwczoraj, wracałem samochodem ze sklepu, wjechałem sobie na parking i szukam miejsca. Było jedno (jest to dosyć duży parking, ale w bloku jest 250 mieszkań i pewnie z 200 samochodów). Niestety osoba obok tak postawiła samochód, że jakkolwiek bym nie wjechał, to zablokowałbym albo wejście od strony pasażera tej osobie, albo wejście kierowcy po mojej prawej. Przyznaję, że prawko mam około miesiąca, ale akurat z parkowaniem problemów nie mam. Miałem to szczęście (albo raczej nieszczęście), że właściciel samochodu, który źle stał na parkingu przyszedł po coś do swojego Audi (z wyglądu - dosyć luksusowego). Ja mam Seata Ibizę. Mam nadwagę, więc przy wysiadaniu muszę otworzyć drzwi szerzej niż osoba chuda, ale nie na tyle by nie móc wysiąść przy normalnym parkowaniu. Dialog mniej-więcej taki J - ja, P - piekielny kierowca.

J - uchylam szybę: przepraszam, czy mógłby Pan zaparkować samochód trochę bardziej do lewej? Nie będę mógł wysiąść, a jak sam dam w prawo to zablokuję wejście osobie obok.
P - A co mnie to obchodzi? Mój samochód potrzebuje dużo miejsca, a twój się wszędzie wciśnie (od razu dodam - nie znamy się, a on mi mówi per "Ty").
J - No ale Pana samochód tak stoi, że po lewej by się jeszcze z jeden zmieścił, a koła są za linią, która rozgranicza miejsca parkingowe. Zajmuje Pan jakieś 1,5 miejsca parkingowego.
P - To grubasie schudnij to wysiądziesz.

Po tym tak się wkurzyłem, że powiedziałem mu, że albo to przestawi, albo wprost z samochodu dzwonię do straży miejskiej i nie życzę sobie by mnie obrażał. Oczywiście dostało mi się też, że parkować nie umiem, że jakbym miał jego samochód to pewnie bym nie umiał nim jeździć itp. Ostatecznie przestawił samochód, ale gdyby tego nie zrobił, to zapewne musiałbym pojechać na inny parking albo zablokować mu wejście od strony pasażera samemu robiąc fikołki w samochodzie by wysiąść od prawej strony ;)

Czy te linie są narysowane bo komuś się farby ulało? A może dla tego Pana linie są równie ważne, jak przepisy ruchu drogowego (czyli: mnie to ograniczenie nie dotyczy, ja wiem lepiej)? Fakt, że jestem świeżym kierowcą nie ma tu nic do rzeczy, powiem więcej - wydaje mi się, że moja znajomość przepisów i ogólna kultura jazdy są wyższe niż u tego Pana...

parking

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (186)

#52643

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żeby nie było - mam ogromny szacunek do osób niepełnosprawnych (sam mam taką w rodzinie), ale to co niektórzy sobie wyobrażają przechodzi ludzkie pojęcie.

Historia w placówce Poczty Polskiej, dosyć nowy urząd - wybudowany kilka lat temu. Niestety nie ma okienka do obsługi wyłącznie osób niepełnosprawnych, zatem ludzie, grzecznościowo, przepuszczają je do okienka. Razem ze mną przez przejście prowadzące do urzędu przechodził człowiek o kulach z częściowo amputowaną nogą. Nie wyglądało jakby miał problemy z poruszaniem się o kulach.

Pan podszedł do okienka i poprosił o przepuszczenie w kolejce, bo jest niepełnosprawny. Puścili go zatem wszyscy, nawet pani, która stała o lasce, na oko ok. 80 lat. Okazało się, że chce załatwić sprawę związaną ze swoim kontem w "Banku pocztowym", a to nie to okienko (stanowisko banku pocztowego było ok. 10 metrów obok). Dialog mniej-więcej taki:

[K] Klient
[P] Pani z okienka

[K] Chciałem zrobić przelew w banku pocztowym.
[P] Ale ja bardzo Pana przepraszam, ale to nie jest to okienko. Musi Pan podejść tu obok, do banku pocztowego.
[K] Ale mnie to g*wno obchodzi. Masz mnie obsłużyć!
[P] Ale proszę Pana, przykro mi, ale nie mam dostępu do kont banku. Proszę się nie denerwować.
[K] Ale ja k*rwa nie mam nogi!

Pani w okienku niemal się popłakała, bo zaczął ją wyzywać itp. W końcu powiedziałem facetowi, że jak nie zrozumie to go wezmę i sam zaniosę do tego stanowiska. Pokazałem palcem gdzie ma usiąść, a tam jest pracownik. Zaczął mnie od różnych wyzywać, ale poszedł. Najbardziej mi szkoda tej starszej pani, która chciała tylko wysłać list, a zmęczyła się niemiłosiernie.

Nie mam słów... a poczta ma bardzo uprzejmą obsługę i nigdy wcześniej nie zdarzyła mi się taka sytuacja.

poczta

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (722)
zarchiwizowany

#52665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tę historię opowiedziała mi parę dni temu moja mama. Mieszkamy w małym mieście (ok. 70 tysięcy mieszkańców), ale mamy sporo ścieżek rowerowych i ogólnie - dużo jest dojazdów, na których na chodniku jest podział na pieszych i rowery. Oczywiście wiadomo do czego te chodniki służą i tym bardziej wiadomo, że jak narysowany jest rower, to tam się nie chodzi.

Oczywiście jak w każdym mieście, tak i tutaj zdarza się, że ktoś łazi po ścieżce rowerowej, albo ktoś jedzie po części dla pieszych.

W tej sytuacji było mniej-więcej tak: idzie mamusia, mająca wszystko gdzieś, ona idzie po swojej części, a po ścieżce rowerowej biega jej dziecko. Rowerem jedzie moja mama, dosyć wolno, ale na tyle szybko, że musi jakoś przejechać. Próbuje, próbuje, ale dziecko lata jak na złość, cały czas przed nią. Nie reaguje nawet na słowo "przepraszam". W końcu mama się wkurzyła i wywiązała się rozmowa (M - mama, K - kobieta):

M - proszę pani, dziecko biega po ścieżce rowerowej, przejechać nie można, proszę iść po swojej stronie.
K - ale jak pani w ogóle śmie mi uwagę zwracać? To jest chodnik, ja tu mogę chodzić. Rowerem to na ulicę!
M - ale proszę pani, na tym chodniku jest część do chodzenia i ścieżka rowerowa.
K - ale ja znam prawo! Zgodnie z prawem nie może pani po chodniku jeździć.
M - proszę pani, ja jestem też kierowcą i wiem jakie są przepisy. Jak jest ścieżka rowerowa na chodniku to mogę nią jechać.
K - ale chodnik jest dla pieszych! Ja zaraz policję wezwę!

Gdy mama powiedziała, żeby wezwała sobie jak chce, to zobaczy, że to ona będzie miała problem, bo pozwala dziecku bawić się na ścieżce rowerowej i tym samym naraża je na niebezpieczeństwo to kobieta zbastowała.

Absolutnie nie rozumiem dlaczego ludzie nie respektują tego, że chodnik jest dla pieszych, a ścieżka rowerowa jest dla rowerzystów. Ale gorsze jest to, że gdyby moja mama nie daj Boże potrąciła to dziecko, to ta nieodpowiedzialna kobieta nie widziała by w tym swojej winy. Zero wyobraźni.

Ciekawe czemu nie pozwala dziecku bawić się na jezdni...

ścieżka rowerowa w małym mieście na wschodzie kraju

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (146)

1