Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

clansman88

Zamieszcza historie od: 31 sierpnia 2011 - 16:15
Ostatnio: 23 maja 2016 - 12:06
  • Historii na głównej: 10 z 12
  • Punktów za historie: 7014
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 91
 

#54433

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno nie pisałem bo i piekielności nie doświadczałem. Aż do tego tygodnia.

W poniedziałek rano postanowiłem pobiegać. Mówili sport to zdrowie, idź pobiegaj... jasne ;) W skrócie: skręciłem sobie kostkę, bo nie zauważyłem dziury w nawierzchni. Jako, że kiedyś miałem podobne zdarzenie (z tym, że doszło jeszcze pęknięcie torebki stawowej itp.) to postanowiłem tego nie lekceważyć i udać się do szpitala.

Zanim jednak doczłapałem się do domu, umyłem, ubrałem i dojechałem samochodem to trochę się zeszło, więc na miejscu byłem koło godziny 11. Grzecznie poszedłem do rejestracji, a tam zonk... Siedzi relikt PRL i z oburzeniem informuje, że ona mnie nie zarejestruje! Bo za późno przyszedłem! Ręce mi opadły...
Na moje pytanie czy w takim razie łamać mam się tylko rano, a później jest zakaz, odpowiedziała tylko, że nie zarejestruje i koniec!

Myślę sobie: o ty taka, to ja cię z innej strony podejdę.
Poszukałem gabinetu lekarskiego gdzie był akurat lekarz, poczekałem aż wyjdzie pacjent, grzecznie przedstawiłem sytuację i spytałem się czy mnie przyjmie. Powiedział, że nie ma problemu, na karteczce napisał, że przyjmie, przystawił pieczątkę i się podpisał. Tak uzbrojony udałem się znów do rejestracji.
Kobieta owa patrzyła się na mnie jakbym co najmniej rodzinę grzybkami jej wytruł, a ojca harmonią zabił. A przy moim promiennym uśmiechu myślałem, że mnie zamorduje :D Dawno nie miałem takiej satysfakcji...

Reasumując: "na szczęście" skręcony staw skokowy i tyle. Ale co się tam musiałem nachodzić to moje. A i jeszcze jedno - ortopedia jest na jednym końcu szpitala, a rentgen na drugim, po drodze trzeba też pokonać schody x2. Gratuluję planowania.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (528)

#31306

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie widziałem tu dużo historii o biurach podróży więc dodam swoją.
Majówka w tym roku jak wiadomo dłuuuga i naród się rusza to czemu nie ja? Decyzja na ostatnią chwilę - jedziemy do Czarnogóry! Niestety autobusem ale za małą kwotę.
I się zaczęło...

Akt pierwszy:
Telefon z biura - Dzień dobry! Chcieliśmy poinformować o zmianie terminu wyjazdu. Zamiast w piątek o 18 wyjazd w sobotę o 8 rano.
Nosz kur... Krócej będę się wczasował! Ale trudno. Przystaję na "propozycję".

Akt drugi:
Biuro "łaskawie" poinformowało swoich klientów mailowo, dwa dni przed wyjazdem, że jednak wyjazd w piątek o 13! Dodatkowo osoby z Poznania muszą dojechać do Warszawy albo Katowic bo jednak autobus przez Poznań jechać nie będzie. Ja osobiście do Warszawy mam 45km więc nie daleko, ale maila z informacją przeczytałem w czwartek po północy. Niestety nie każdy sprawdza codziennie pocztę, albo nie ma możliwości.

Akt trzeci:
Dzień wyjazdu. Wyjazd opóźniony min. godzinę. Dwa autobusy, część osób do Czarnogóry, część do Chorwacji w różne miejsca. Jedna opiekunka na oba autobusy. Miodzio...
Jazda. Jeden autobus musi czekać na drugi (w którym jest opiekunka)i tak jedziemy. Kierowcy w naszym autobusie musieli się za własne pieniądze kontaktować z opiekunką (później już żadnego kontaktu nie było, nie wiedzieli w które miejsce mają dokładnie jechać) i wszystko sami załatwiać (np. na granicach). Na miejsce dotarliśmy o 1 w nocy z soboty na niedzielę. Jednym słowem burdel na kółkach - dosłownie!

Akt czwarty:
O zgrozo!!! Opiekunka z autobusu to również rezydentka! Postanowiliśmy się z nią w ogóle nie kontaktować, ale naszła nas chętka na wycieczkę fakultatywną do Dubrovnika. Na umówione spotkanie przyszło ze 40 osób, ale nie rezydentka. Tłumaczyła się później, że ciemno było i nas nie widziała.

Na szczęście sam pobyt był super (bo zorganizowaliśmy go samemu), kraj przepiękny i polecam każdemu wakacje tam (nie w sezonie - tłum turystów) Nie polecam natomiast biura podróży "Ois" - piszę nazwę z premedytacją.
Powrót na szczęście prosto do Polski i trwał tylko 29 godzin;)
P.S. Poczytajcie komentarze o biurze podróży, gwarantuję niezłą zabawę.

Biuro podróży "Ois"

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 647 (683)

#25968

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem opowiem o przygodach z naszym księdzem dobrodziejem proboszczem.

Parafia jest nieduża, ale jednak te kilkanaście tysięcy ludzi ma. Przyszedł do nas nowy proboszcz, który wcześniej miał pod sobą dużą liczbę wiernych. I chyba przyzwyczajony do sporych datków, zaczął strzyc swoje nowe owieczki aż miło.

Oto kilka sytuacji:
- mieliśmy piękne, dębowe ławki. Chciał je zamienić na zwykłe, najtańsze, a te sprzedać. Efekt? Ruch społeczny, blokowanie kościoła, w skrócie cyrk na kółkach. No ale ławki zostały.
- wprowadzenie kopert imiennych, wywiad środowiskowy (kto co robi i jeśli pracuje to dostaje kopertę. Np. w rodzinie czteroosobowej pracują trzy osoby to rodzinka dostaje trzy koperty). Koperty te są rozdawane kilka razy w roku.
- na kazaniu dla dzieci: dzieciaczki jeśli dostaną pieniążki na lizaki, cukierki itp. to powinny je dać na tacę.
- na kazaniu dla dorosłych: ślub brany w innej parafii jest nieważny (czemu? ano pewnie temu, że kasy ze ślubu nie będzie)
- wszystkie opłaty oczywiście co łaska, ale nie mniej niż...
- "ksiundz" robiąc inwestycje najpierw bierze kredyty/pożyczki, po czym informuje o tym wiernych, a ci chcąc nie chcąc muszą to spłacać.

Ogólnie jest to człowiek o trudnym charakterze, który uważa siebie za wszechwiedzącego, a innych zdanie ma w głębokim poważaniu. I co najgorsze wg. mnie: uciekło przez niego dwóch naprawdę "zaje*istych" wikarych (aż się chciało jak najczęściej ich słuchać)

I dlatego praktycznie nie chodzę do kościoła w mojej rodzinnej miejscowości, a księdza trzymam w przekonaniu, że ciągle się uczę.

księża

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (669)

#22036

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oto jak z powodu nieszczęścia spotkało mnie szczęście (chyba).

Kilka tygodni temu ktoś wyjątkowo uprzejmy urwał mi klamkę do drzwi pasażera w samochodzie. Plastikowa, więc nie problem.
Jako, że większość czasu jeżdżę sam zbytnio się tym nie przejąłem, a już o naprawie w ogóle nie pomyślałem.

Wczoraj w nocy stoję sobie grzecznie na światłach, słucham muzyczki i nagle kątem oka widzę jakiś ruch. Podbiega jakiś facet od strony pasażera, "łapie" za klamkę i... sru!!! Z główki o framugę.
Biedak z rozpędu nie zauważył, że nie ma klamki i widać chciał wsiąść, ale mu nie wyszło. Nie wiem i nie chce wiedzieć co by zrobił jakby jednak wszedł do środka, ale skończyło się na tym, że z rozwalonym nosem, zakrwawiony i oszołomiony oddalił się zataczając. A ja w lekkim szoku pojechałem dalej

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 929 (947)

#21479

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia JustLuck′a przypomniała mi moje własne perypetie z autostopem.

W szkole średniej jeździłem dosyć często okazją (tak ze dwa razy w tygodniu, bo po skończeniu zajęć musiałbym czekać ok. godziny na autobus). Do przejechania jakieś 15 km więc mały dystans. A przygód bez liku. Oto kilka, które pamiętam:

1. Zatrzymał się TIR na rosyjskich blachach. Zdrastwujcie, itp.
Po kilku minutach z miejsca gdzie kierowcy śpią, wychyla się drugi "towarzysz", chwilę się rozgląda, po czym chowa. Mija kilka sekund i wychyla się znowu ze szklankami i butelką wódki. Częstuje mnie (głupio odmówić;)), sam pije, a na koniec polewa kierowcy. Szok!

2. Zatrzymuje się nowe BMW z "karkami" w środku. Czterech łysych i napakowanych chłopów. Nie powiem, zwieracze lekko mi się poluźniły ale wsiadłem. Co w tym piekielnego? A no to, że w lekkim deszczu na drodze o powierzchni zbliżonej kształtem do wzburzonego morza, kierowca zapier... 220 km/h

3. I sytuacja kiedy musiałem się ewakuować, bo wypadło z samochodu kilku gości i biegnąc w moją stronę grozili mi utratą zdrowia. Chyba poszło o to, że zostali jakiś czas wcześniej w tym miejscu pozbawieni samochodu właśnie przez "autostopowiczów".

4. Na koniec rodzynek. Na szczęście nie mój. Moje dwie siostry cioteczne podróżowały stopem aż do zdarzenia, kiedy to kierowca prowadząc samochód i normalną rozmowę wyciągnął na wierzch swoje przyrodzenie, po czym oddał się czynności od której się ślepnie i włosy na dłoniach rosną :P

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 743 (791)

#21477

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj kolega, powiedzmy Marek, opowiedział mi swoją świeżą historię.

Na początku bieżącego roku przestał się spotykać z pewną dziewczyną. Znajomość ta opierała się raczej na aspektach fizycznych i nie trwała długo.
Po siedmiu czy ośmiu miesiącach od rozstania, dziewczyna zadzwoniła do niego z informacją, że właśnie urodziła ich wspólne dziecko. Marek długo się nie zastanawiał i pojechał do szpitala.

Owa świeżo upieczona matka Polka wyszła do niego przed szpital i nie chciała go wpuścić do środka, tłumacząc się, że dziecko to wcześniak, ma białaczkę/żółtaczkę i tym podobne oraz, że leży w inkubatorze. Po prostu i tak nie zobaczy dzieciaka.
Postali, pogadali i kumpel zabrał się do domu.

Jakiś czas później dziewczyna w asyście rodziców przyjechała do niego do domu. Oczywiście z potomkiem. O czym rozmawiali nie wiem i nie chcę wnikać, lecz zastanawiające dla Marka i jego ojca było to, że na ślub nie naciskali, a raczej na kasę potrzebną na wychowanie (Marek całkiem dobrze zarabia).
Nie doszli do żadnego porozumienia na pierwszym spotkaniu, to i się zabrali do domu umówieni na następny dzień. Dziecko zostawili u Marka na całą dobę!
Następnego dnia Marek wraz z ojcem postanowili sprawdzić jedną rzecz. Zadzwonili do szpitala i po wielu prośbach i opisaniu całej sytuacji dowiedzieli się, że taka i taka dziewczyna nigdy tam nie rodziła!

Nie myśląc długo udali się do dziewczyny. Po przyciśnięciu ojca dziewczyny i jej samej prawda wyszła na jaw.
Mianowicie: dziecko było pożyczone (!!!), a że Marek jest ustawiony to i chcieli kasę od niego, bo oni tak mało mają.

Finał odbędzie się w sądzie.
Oprócz głupoty dziewczyny i jej rodziców, zastanawia mnie jedna rzecz: co trzeba mieć w głowie aby pożyczyć komuś swoje nowo narodzone dziecko i zgodzić się zostawić je u kogoś obcego?

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1001 (1029)

#20326

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia PeggyBrown przypomniała mi moją własną.
Mianowicie idąc wieczorem (ok godz 22) w lato, czyli jeszcze wcześnie, przez nasze stołeczne miasto raczej nie spodziewałem się kłopotów. Jakież było moje zdziwienie gdy wychodząc zza rogu budynku zobaczyłem trzy, pijane w sztok, indywidua odziane w strój sportowy (nie wyglądali na amatorów joggingu, raczej na stałych bywalców osiedlowej siłki). Osobniki owe, zmierzając w moją stronę prowadziły ciekawą dysputę
- Hyhy, Krzychu, mogę mu przypier***? (wskazując na mnie)
- Hehe, Zdzichu, dawaj, a potem my. I może fanty będzie jakieś miał...
- Hehehehehe

Musiałem być w niezłym szoku, bo po pierwsze nie zrobiłem tego co powinienem, czyli oddalić się pospiesznie w bliżej nieokreślonym kierunku (taki odwrót taktyczny).
Po drugie, nie myśląc o tym co robię najwyraźniej dążyłem do konfrontacji (dalej szedłem jak gdyby nic w ich kierunku, oni w moim).
Analizując zaistniałą sytuację już po fakcie stwierdzam, że musiał przepalić mi się jakiś bezpiecznik odpowiadający za instynkt przetrwania.
W momencie kiedy Krzychu podnosił rękę aby zadać cios, ja wyciągnąłem swoją otwartą dłoń z tymi słowy:
- Siema chłopaki, a co wy już tak wcześnie narąbani? Gdzie lecicie? (Oczywiści ze szczerym, słowiańskim uśmiechem na twarzy)
"Chłopaky" byli tak zaskoczeni, że przywitali się ze mną, powiedzieli, że skuli się u Pawła i idą do domów.
Odchodząc z miejsca zdarzenia słyszałem jeszcze jak próbują dojść skąd się znamy.
Adrenalina skoczyła mi dopiero po tym, jak uświadomiłem sobie, że właśnie przeżyłem.

Nadwiślańskie miasto

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 821 (841)

#18857

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Goszki przypomniała mi pewne zdarzenie o którym opowiedziała mi moja dziewczyna.
Mianowicie będąc u pani ginekolog, już na fotelu z rozłożonymi nogami (że tak powiem fotel umiejscowiony był frontem do drzwi od gabinetu obok, żadnego parawanu) o mało nie umarła ze wstydu. Przez owe drzwi nie dość, że co chwile wpadała jakaś pielęgniarka, to jeszcze mąż owej ginekolog co jakiś czas wchodził. Wszyscy mieli doskonały widok na główny "punkt obserwacyjny", co najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzało właścicielce zakładu.
Szkoda, że mnie tam nie było - albo dał bym w ryj mężusiowi co zapuszczał żurawia, albo solidnie opier.... panią ginekolog. Ja rozumiem, że ona w pracy, że przyzwyczajona, ale mogła by pomyśleć o tych wszystkich dziewczynach/kobietach, które muszą znosić spojrzenia obcych na swoim ciele.
Sytuacja prawie jak w "Dniu świra" przy badaniu prostaty....

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 497 (577)

#18459

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiadanie Fisinka przypomniało mi pewną sytuację jak poszedłem na głośny film "Avatar", oczywiście 3D.

Kolejka po okulary. Pewna para stoi przede mną i kiedy pracownik kina podał im okulary, dziewczyna z wielkim zdziwieniem w głosie pyta się:
- A damskich nie ma?!
Wszyscy w kolejce w śmiech, a jej partner tylko ukrył twarz w dłoniach.
Pech chciał, że dana para siedziała za mną w kinie. Przez pół seansu narzekała, że jej nie jest w tych okularach do twarzy, a przez następne pół, że to 3D to jakaś lipa jest, bo ona chciała się czuć jakby tam była.

Kino Promenada

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (571)
zarchiwizowany

#18431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skacze na Powerizer′ach i w związku z tym często zdarza się iż jeżdżę na różnego typu akcje promocyjne czy szkolenia (zawsze w większej grupie osób)
Na ogół ludzie bardzo pozytywnie do nas podchodzą ale jak zawsze zdarzają się wyjątki. Oto kilka z wielu tekstów jakimi poczęstowali nas ludzie:
1. Na ch*ju se poskacz!
2. Spier*alaj! Zabierasz mi moje miejsce na chodniku!
3. Ja tego nie rozumiem! komuna już się dawno skończyła! To pop*erdolone jest!!! Pajace je*ane!!
4. A da się to na penisa założyć?

Więcej nie pamiętam, a było ich wiele. Czy to tak ludziom przeszkadza, że robi się coś innego? Czemu w Polsce tak często tępiona jest oryginalność....

P.S. Może będzie to czytał kumpel z ekipy i opisze "miss" Radomska:P Historia epicka.

P.S.2 15-16.10.2011 możecie nas zobaczyć w Rzeszowie na promocji pewnego sklepu RTV AGD

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (35)