Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

dahaakaa

Zamieszcza historie od: 5 lipca 2011 - 19:39
Ostatnio: 3 września 2018 - 21:29
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 460
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 96
 

#78464

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam na Islandii, więc będzie z tutejszego punktu widzenia, jeśli macie inne lub podobne doświadczenia to proszę o komentarz :)

Turyści jak wiadomo lubią sobie wypożyczyć samochód. I ruszyć nim na objazd. Tylko dlaczego w momencie opuszczenia swojego kraju zapominają o przepisach drogowych? Oto kilka przykładów, jedne bardziej, inne jeszcze bardziej wk... piekielne w sensie.

1) Notoryczne niesłuchanie/ignorowanie informacji przy wypożyczeniu samochodu o obowiązku jazdy na światłach 24/7/365. Wszystkie nowe samochody w momencie startu silnika mają z automatu światła z przodu, ale nie wszystkie mają światła z tyłu, trzeba na manetce przełączyć i są.

No ale nie, to za dużo do kombinowania. A potem jedzie taki biały samochód, w czasie opadów śniegu, w nocy, bez świateł, a i tak to moja wina jak w niego walnę, mimo że nie jest oświetlony zgodnie z przepisami.

2) Nieumiejętne poruszanie się na rondzie. Jeśli droga ma dwa pasy i jest rondo, to jadąc po zewnętrznym pasie możesz zjechać max na wprost (drugi zjazd). Jeśli jedziesz po wewnętrznym pasie, to możesz nawet nawrócić o 180 stopni i będąc na wewnętrznym pasie masz PIERWSZEŃSTWO. ZAWSZE.

Ale jak jesteś turystą to jadąc po zewnętrznym pasie masz + 10 do bycia bogiem i ponieważ nagle coś ci się przypomniało, zamiast jechać na wprost, ty nagle bez kierunku, bez żadnego sygnału nawet ręką przez okno zamachać decydujesz, że jednak wracasz, a że ja, będąc na wewnętrznym, i jadąc prosto, mam cię po swojej prawej, więc siłą rzeczy zakładam, że wiesz że tobie NIE WOLNO dalej skręcać. Nagle muszę stanąć na hamulcu, wdeptać go w podłogę, bo pan hrabia chędożony skręca dalej... po ciągłej linii.

3) Po trzecie, ale najbardziej denerwujące, i niebezpieczne, jest nagminne zatrzymywanie się na autostradzie, na zasadzie: patrz jaki ładny widok se stanę i zrób zdjęcie... i dep na hamulec przy prędkości 100 km/h. A że za tobą jadą inne auta, kierowcy niczego się nie spodziewają bo prosta, pusta droga, to o stłuczkę nietrudno.

Uprzedzając komentarze o tym, że to ten z tyłu ma uważać, dodam że jest zakaz zatrzymywania się na autostradzie. Zwłaszcza, że debil nie zjedzie na bok, tylko on stanie już teraz na środku, bo k...a koniki są na polu i on musi zrobić zdjęcie. Na dodatek nagle wszyscy w samochodzie muszą wysiąść, więc na środku autostrady otwierają drzwi i jak lemingi, biegną zrobić fotkę. I to jest nagminne zjawisko.

Ehhh... minąłem 2 dni temu w naprawdę kiepską pogodę 6 samochodów z wypożyczalni i żaden nie miał świateł z tyłu, więc tak mi się trochę przypomniało.

Piekielność? Debile nie potrafią jeździć. A Islandia jest naprawdę dość specyficznym krajem do jazdy, każda wypożyczalnia ma małą instrukcję co i jak oraz gdzie wolno lub nie. Czytanie nie boli. Ale po co, lepiej olać i dać się zabić lub co gorsza kogoś.

W zeszłym roku było coś około 20 ofiar śmiertelnych na drogach, prawie sami turyści, zginęło chyba tylko dwóch Islandczyków, zgadnijcie kto spowodował wypadek nagłym zatrzymaniem się na autostradzie...

Jest jeszcze kilka innych debilizmów, ale to już by wyszła książka chyba. Sami oceńcie.

zagranica

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (166)
zarchiwizowany

#78448

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak straciłem pracę z powodu czyichś ambicji. Ale potrzebny jest wstęp. Długi :)

Czasy zamierzchłe, 1997, ja swieżo po szkole, odezwał się facet ( nie wiem skąd miał mój numer) i spytał czy dalej szukam pracy.
- No tak, szukam
- A to spotkajmy się i pogadamy o pracy.
Na spotkaniu wyszło że zbiera ekipę do hurtowni, bo obecna załoga coś tam coś tam i się nie dogadują, ogólnie wielka tajemnica. Nic nikomu nie mówić.
-Ok, mówisz i masz...tylko jeszcze nazwa firmy jakby dało radę ?
-XYX.
-ok, to co, czekam na telefon ?
- tak.
Siedzę w domu, myślę, coś mi chodzi po głowie.....znajoma nazwa firmy, myślę, siedzę, dalej myślę, łapię za telefon i dzwonię do kumpla:
- Ty, miszczu, a K. to gdzie pracuje ?
- XYZ
- aha, to narciarz
Dzwonię do K.
- no hej, masz piwo ? bo musimy pogadać.
- adres znasz.
Od słowa do słowa wyszło że on i jego rodzice pracują w tej hurtowni, a facet z którym rozmawiałem ma jakieś prywatne ale do ojca K. No nic, i tak wiedzieli mniej więcej na co się zanosi, tylko potwierdziłem w sumie. Swoją firmę mieli.....przez .scianę :) Więc w sumie nikomu krzywda się nie stała, a ja nie musiałem stać jak debil i nie wiedzieć co z oczami zrobić jak już po szkoleniu w centrali wjechaliśmy do ,,naszej" nowej firmy, my czyli szef szefów, ja i dwóch kolesi, i o jednym z nich będzie historia.

Nasza firma zaopatrywała wielki zakład w mieście, jeden z gości z którymi pracować miałem miał ojca który był majstrem i po części zaopatrzeniowcem swojego działu w tej fabryce, drugiego żona była w księgowości...a ja to chyba przez przypadek się tam znalazłem, może im brakowało 3 do kompletu.

I teraz historia właściwa.
Kolega, mąż księgowej, miał aspiracje. Duże. Ego też nieliche posiadał. I jakby w celu potwierdzenia jego wspaniałości, został naszym szefem, drugi koleś był pół w biurze pół na magazynie ze mną. Ja tylko magazynier zwykły, no ale w końcu ja mam tylko wykształcenie kierunkowe, związane z profilem fabryki i naszej hurtowni, a PAN kierownik jest było nie było po ogólniaku. Tak, to był sarkazm ;)

Zaczęło się opieprzanie tego na samym dole, czyli mnie, za wychodzenie z magazynu do biura( pokój za ścianą magazynu) po kawę czy herbatę, za rozmowy z klientami na tematy czysto techniczne..no ale co ja tam wiem, w końcu jak kierownik mówi że yyyy...eeee..ten tego....no nie wiem, zadzwonię do centrali i dam panu znać....a tu się jakiś luj z magazynu wpieprza i mówi konkretnie co i jak...no jak to tak może być, nie godzi się.

Wisienką na szczycie było to że ośmieliłem się odebrać telefon, będąc sam w całej firmie, bo kierownik pojechał na obiad, drugi kolega też gdzieś wybył, no to odebrałem. Pogadałem z klientem, załadowałem samochód, zrobiłem fakturę, zawiozłem, wszystko ładnie pięknie...po trzech dniach dostałem wypowiedzenie bo powoduję tarcia w zespole i podważam autorytet przełożonych, jestem nie dostosowany do pracy w naszym zgranym zespole.

Z wypowiedzeniem w łapce sobie idę do domu, mijam naszą piękną fabrykę...a se wezmę i se zajdę do naszego opiekuna od praktyk, dawno się nie widzieliśmy. I tak zrobiłem, siedzimy, gadamy, od słowa do słowa wyszło że jestem bez pracy. Zadzwonił gdzieś, zapytał czy dalej szukają kogoś do działu kontroli jakości, kazał iść do kadr. I op następnego dnia miałem pracę. I przyjemność widywania swojego ex kierownika bo oprócz kontroli jakości, zajmowałem się też zamówieniami na modelarnię, a zamówienia realizowała moja stara firma . Kierownika mało szlag nie trafił jak mnie spotkał kiedy przyjechał z pierwszym zamówieniem.

Nie wiem czy to było piekielne z jego strony , takie zwolnienie mnie, czy powinienem mu flaszkę postawić, bo przez następne kilka lat miałem pracę marzenie

uslugi

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (28)
zarchiwizowany

#13568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pod jedną z moich historii było narzekanie że nie była piekielna. Ok, klient nasz pan więc teraz będzie piekielnie.

swego czasu pracowałem dodatkowo w weekendy jako bramkarz. lokal otwarty cały dzień, o 23.30 większość stolików jest pakowana na zaplecze i mamy miejsce do potuptania w rytm muzyki. Kilka minut po takowej zmianie przechodzę sobie przez parkiet i widzę jak jedna z klientek podchodzi do tańczącego gościa i policzkuje go. facetkę znam z widzenia, zawsze jakieś problemy z nią, no ale ONA może bo pisarka, kobieta itp itd ( wtf ?)

No nic to, biorę ją pod ramię , wyprowadzam na zewnątrtz i pytam o co chodzi. A jeszcze nadmienię że na każdych drzwiach jest nas dwóch, każdy ma radio, ale tylko szef zmiany ma Tetrę, czyli takie fajne radyjko do natychmiastowego połączenia z policją , pogotowiem i innymi tego typu służbami.Na radiu jest przycisk alarmowy, który po naciśnięciu alarmuje policję. Wszędzie naokoło są kamery, bo po drugiej stronie małego zieleńca mamy parlament ( mieszkam w Reykjaviku). Po odebraniu sygnału dyżurny sprawdza tylko jak szybko sygnało gps z Tetry się przemieszcza i zależnie od tego co widzi, odpowiednio reaguje, np jak widzi że sygnał idzie mu po ekranie dość szybko, ma dwie minuty na podesłanie jednostki, takie procedury, jak sygnał stoi to tylko kieruje kamerę i wtedy decyduje co dalej, ale czas na pojawienie się jednostki jest ten sam w razie czego. Tym razem ja miałem radio. Tyle wstępem.

Wracając do babki, udaje że no abla ingleze, no to koleś do nie po islandzku, a ta nic, nagle ojczystego języka zapomniała. wiem że zna angielski bo praktycznie co weekend coś było z nią w roli głównej. No ale spoko, tłumaczę pijanej( i to nieźle, piją zanim przyjdą do baru bo taniej, w barze piwo albo dwa i zgon)że nie może sobie łazić po barze i lać klientów, koleś w tym czasie dostał sms i go czyta, babka do niego z łapami, telefon na glebę , koleś babkę na glebę, ja złapałem jego telefon i słyszę w Tetrze policjanta który pyta czy jest ok, bo sobie właśnie nas przypadkiem złapał na kamerę, mówię że ok, jak co weekend. Poprzepychalismy się z kobieciną trochę , nie chciała odejść, ciągle wracała i darła ryja kim to ona nie jest, ile to kasy tu nie zostawia blah blah blah...

W końcu poszła, ku**a tylko po to żeby podnieść z ziemi jakiś kawałek gruzu i pieprznąć mi w samochód, tylna szyba od pasażera w mak, zanim do niej dobiegłem miałem jeszcze 3 śliczne wgniecenia na drzwiach tuż obok siebie( skąd pijana miała takiego cela ? )

Babka na glebie, ja na niej, ręce wykręcone do tyłu, schyliłem głowężeby mikrofon nakładany na krtań uruchomić i wezwać policję ( nie wiem jak to się fachowo nazywa) i w tym momencie słyszę w radiu już jedziemy :-)))

Podjechali za moment, babka do nich z mordą i łapami, skuli ją i do radiowozu. Na odchodnym jeszcze spisali protokół z uszkodzenia mojego auta i pojechali.

No i to byłby koniec, aleeee.... aleeeee......

Teraz piekielna część,

Babka spędziła noc na komisariacie, w poniedziałek poszła do mojej szefowej, powiedziała że napuściłem na nią policję, że ją pobiłem itp itd, suma sumarum to był mój ostatni weekend w tej pracy. Zostałem zwolniony w myśl zasady klient nasz pan.

Za naprawę samochodu zapłaciło jej ubezpieczenie tak że spoko, byłem jeszcze potem kilka razy zamoczyć w korytku i widziałem ja, zawsze udaje że mnie nie ma, że to nie ja, po prostu traktuje mnie jak powietrze. Jakby nigdy nic. Piekielnie czy nie, sami oceńcie

Jedyny benefit to wolne weekendy :-)

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (145)
zarchiwizowany

#13482

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
U mnie w salonie oprócz wstawienia samochodu można sobie też zamówić czyszczenie. I o jednym taki dł€€€€go nie zapomnimy

Pracowałem w weekendy jako bramkarz w barze. Jeden z kolegów miał wolny weekend więc zabrał swoją połowinkę i przyszedł się upodlić trochę po cywilnemu. Spotkali znajomą połowinki w stanie nieważkości, więc zmuszony został do niepicia i zaopiekowania się paniami ;-) jakoś tak koło 4 rano zapakował obie w auto i pooooszli.

Poniedziałek rano, dostaję telefon od Artniego z pytaniem czy mamy miejsce na jeszcze jedno auto do czyszczenia. Spoko, twoje ? Nooooooo :-(

Okazało się że znajoma po kilku głębszych nie znosi środków lokomocji. Mozecie się domyśleć co zostawiła na tylnych siedzeniach :-)))) I jaki zapach się tam unosił. Koleś powiedział że w momencie jak znajoma jego dziewoji zwymiotowała, zamienił się w Supermana skrzyżowanego z Flashem. W mgnieniu oka, bez mała na kopach wytargał ją z samochodu, babka już była na zewnątrz a drzwi kierowcy dopiero zaczęły się otwierać, taki był szybki ;-)

Trochę tam pościerał, ale smród był nieziemski. Ja jako posiadający maskę i kombinezon, z racji bycia też etatowytm lakiernikiem, dostałem jakże wdzięczne zadanie posprzątania samochodu :-(

komentarz pani był zabójczy: A dlaczego JA mam płacić za czyszczenie TWOJEGO samochodu ? Było nie brudzić.

I weź tu bądź dobry dla znajomych, w sensie ostransporuj po imprezie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (136)
zarchiwizowany

#13468

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koniec pasożytowania, czas coś dodać od siebie.

Pracuję w salonie samochodowym z używanymi samochodami. Klienci wstawiają samochód i sobie stoi na placu, albo tylko widnieje w systemie a klient go używa cały czas. Droższe samochody są trzymane w środku, mamy miejsce na około 10 aut. Historia dotyczy samochodu który był w środku.

Za niewielką opłatą, jak klient chce, samochód jest myty, woskowany, prane wykładziny itd, itp. No więc stoi sobie taki świeżo wyczyszczony Mercedes M500, trochę stuningowany, w sensie większe koła, poszerzone nadkola, podniesiony do góry, jednym słowem wymienione całe zawieszenie, model z 2009, cena duuuuuużo wyższa niż za nówkę sztukę. Do rzeczy. Dzwoni właściciel i mówi że jego znajomy weźmie auto na weekend, przetestuje i może kupi, spoko, klient nasz pan. Auto odebrane w piątek, w poniedziałek samochód wjeżdża na plac i tylko słyszę jak chłopaki klną, wyglądam, a ten Mercedes wygląda jak od pięciu lat niemyty, używany w bagnach i mokradłach. Cały oblepiony błotem, szyby czyste tylko tam gdzie wycieraczki zebrały błoto. Facet zadowolony z życia i siebie wysiada, oddaje kluczyki i mówi że jeszcze się zastanowi. Po czym odjeżdża drugim autem.

no nic, trza znowu umyć, Karcher do łapy i jedziemy. Po zmyciu błota okazało się że jest niezbędny telefon do właściciela. Ten przyjechał, zobaczył że felgi i opony zdarte na bokach jakby auto się przeciskało ggzieś między głazami, nadkola porysowane jak cholera ( robione pod konkretne zamówienie i konkretny rozmiar kół ) Ale kopara mu opadła dopiero jak go uświadomiliśmy że auto w środku wygląda tylko ciut czyściej niż na zewnątrz.

Wtedy on wykonał telefon do przyjaciela i chyba to była ostatnia ich tak przyjacielska rozmowa. skończyło się na powtórnym praniu wykładzin, zamówieniy nowej pokrywy w bagażniku bo oryginalna była czymś ciężkim i ostrym porozrywana, nowych nadkolach, kołach i felgach. Koszt nowych części tak ze dwa razy przewyższał wartość mojego siedmioletniego vovlo s40 :-)

Najlepsze jest że znajomy właściciela powiedział że auto się nie nadaje w teren (?????) Taaaa, powiedział facet który w teren jedzie defenderem a potem bierze M500 i mówi że się nie nadaje ?

No nic to, panowie po męskiej rozmowie uzgodnili że znajomy oddaje kasę, właściciel dorzuca różniće potrzebną na założenie ciut większych kółek i po sprawie.

Nikt nie był piekielny, wszystko bez złości ( w miarę ), no, ale bez zazdrości powiem że na biednych nie trafiło ;-)



Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (114)

1