Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

myszkak

Zamieszcza historie od: 10 sierpnia 2011 - 12:53
Ostatnio: 9 października 2015 - 22:58
  • Historii na głównej: 8 z 26
  • Punktów za historie: 9313
  • Komentarzy: 93
  • Punktów za komentarze: 457
 
zarchiwizowany

#59988

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam podzielić się historią bo nie potrafię zrozumieć postaw niektórych ludzi, a może to ja jestem dziwna...

Dwa sąsiadujące domy. Dwie rodziny X i Y. Obie w podobnym wieku, dzieci w wieku przedszkolnym.

Żyją sobie razem koło siebie, dzieci bawią się razem, odwiedziny na kawę, grill organizowany z zasadzie umówienia się przez płot, pełna sielanka.

Pewnego pięknego dnia, rodzice piją wspólnie kawkę pod parasolem u X, a dzieciaki bawią się i dokazują dookoła.
Nagle płacz... Okazuje się, że biegający (zawsze, nie ma kojca) luźno pies (owczarek niemiecki) państwa X ugryzł dziecko Y (od razu zaznaczam, że dzieci nic psu nie zrobiły, on sam tylko wie czemu ugryzł małego).
Żadnej tragedii nie ma, pies złapał małego za ucho, ale jako że ucho ukrwione i unerwione to krzyku, krwi i bólu trochę było.

Rodzice Y postanawiają jechać z dzieckiem do szpitala (akurat było święto), tak na wszelki wypadek bo pies szczepiony ale to jednak trzeba ranę jakoś opatrzyć, może antybiotyk podać.

Lekarz ranę porządnie wyczyścił, ponieważ mały już był totalnie przerażony zrezygnował z założenia szwów, dał maść z antybiotykiem i kazał małego pilnować żeby się rana nie rozeszła. Do kontroli za 3 dni jeśli nic się nie będzie działo i zgłoszenie na izbę zakaźną pogryzienia.

Na zakaźnym dali skierowanie dla psa do obserwacji i kazali przynieść do 3 dni inaczej dziecko czeka szczepienie przeciw wściekliźnie.

Państwo Y kartkę z zakaźnej z informacją, ze takie są procedury dali X i poprosili o zgłoszenie się z psem do weta.

Gdzie piekielność ... od momentu wręczenia kartki sąsiedzi X przestali się odzywać do Y.

Zaświadczenie o obserwacji dostarczyli, ale nikt nie spytał o małego, czy wszystko w porządku i czy się goi. Minął ponad miesiąc i kontakty sąsiedzkie są zerwane. Od wspólnych znajomych państwo Y dowiedzieli się, że oni zrobili z psa X mordercę a przecież nic się nie stało.
Państwo Y natomiast jedyną rzecz którą w tej sprawie powiedzieli to to, że dopóki pies X biega luźno po podwórku i nie ma jak go zamknąć i odizolować od dzieci to ich mały nie pójdzie się sam bawić do sąsiadów.
Tym razem skończyło się na uchu i prawie nie ma śladu a gdyby pies trafił w nos albo policzek?
Państwo Y przestali ufać w łagodność psa X i nie mają zamiaru więcej ryzykować zdrowia a może życia swojego dziecka.

Najwyraźniej niektórym brakuje empatii bo obrażają się jak małe dzieci, jakby to oni byli poszkodowani a nie 5 letnie dziecko Y.

stosunki międzysąsiedzkie

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 37 (259)

#59084

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio sporo historii o kupowaniu samochodów "bezwypadkowych' itp.
Wczoraj zostałam uraczona przez kolegę historią, która pokazuje jak wygląda to od strony handlarzy.

Krążyła taka anegdota o handlarzach używanych samochodów, że łapią pająki i wrzucają je do bagażnika i pod maskę samochodu kilka dni przed giełdą. I potem na giełdzie jak jest klient to otwierają maskę i pokazują jak to 20-letnie auto od Niemca z przebiegiem poniżej 150 tys km, oczywiście w stanie igła "no stało mu w garażu aż pajęczyną zarosło".

Kolega pojechał z ojcem do takiego lokalnego zagłębia "handlarzy" samochodów. Chciał być dowcipny i uraczył jednego z nich właśnie tą anegdotą.
Kolega łapie się za głowę, no ojciec zwariował, no kurde ktoś się może obrazić, ale no przecież to tylko żart.
A nazwijmy go pan Henio odpowiada:
- Z tymi pająkami to lipa jest, nie sprawdza się i za dużo zachodu. My już 10 lat temu wymyśliliśmy syntetyczną pajęczynę. Rozpylasz pistoletem lakierniczym butapren i posypujesz pyłem i pajęczyny wychodzą bezbłędne.

No i nie bardzo wiadomo czy śmiać się czy płakać.

handlarze samochodów

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 607 (649)
zarchiwizowany

#50774

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze mnie trzepie ze złości wiec podzielę się wrażeniami.

Mieszkam sobie na uboczu, droga raptem utwardzona kruszywem i właśnie kilka dni temu gmina przywiozła go trochę bo po zimie wyszły straszne dziury.

Zimą bywa ciężko jak za późno odśnieżą, ale mieszkanie na tzw. zadupiu ma swoje zalety. Cisza, spokój a i samochodów raczej mało.

Ale po dzisiejszym dniu stwierdzam że na idiotę można trafić wszędzie.
Wracam do domu zatrzymuję się w bramie i wysiadam żeby ją otworzyć (marż o bramie na pilota), a za moim autem zatrzymuje się samochód.
Ponieważ mam dość mocno cofnięta bramę nie wystaję bardzo na drogę i można mnie ominąć. Ale widać "panu" coś się nie podoba, bo z wściekła miną omija mój samochód. po czym dodaje gazu na maxa i odjeżdża zostawiając za sobą chmurę dymu i snop kamieni spod kół (świeżo nawieziona droga).

Oczywiście auto obsypane, ale nie o samochód mi chodzi bo jest najlepszy na świecie czyli służbowy i już niedługo czeka go wymiana (auto rzecz nabyta). Problem w tym, że często, gęsto, mój synek (4lata) chce być dużym mężczyzną i otwiera mi bramę. Gdybym dzisiaj mu pozwoliła na to to najpewniej to on padłby ofiarą kamieni które wyleciały spod kół nerwowego "pana" kierowcy.

Oczywiście jak lwica ruszyłam za panem który zatrzymał się u sąsiada 300 metrów dalej i raczyłam wyłuszczyć mu dlaczego źle się zachował i co zrobił źle. A ten gówniarz oczywiście totalnie mnie zlał i zarzucił, że bezprawne zatrzymałam się na publicznej drodze.
Wyjaśniłam mu ze zatrzymywać mi się wolno a na drodze takiej jak ta istnieje ograniczenie prędkości i pewne zasady współżycia społecznego.

Nie dotarło...
Mąż wraca jutro ... może będzie miał lepsze argumenty...

Żałuję ...
że jak za nim ruszyłam nie wzięłam jakiegoś kawałka dechy od sąsiada z budowy... może wtedy też moje argumenty by go przekonały.

idiota za kierownicą

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (263)
zarchiwizowany

#47122

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam ci ja w pracy koleżankę.
Mój ulubiony typ "Krawaty wiąże' usuwa ciąże", czyli wszystko wie i na wszystkim się zna.

Długo wytrzymywałam ale moja cierpliwość się kończy.

Jakiś czas temu rozmawiam z kolega z działu (X) na tematy służbowe, nie plotkujemy sobie o pierdołach tylko wyjaśniamy pewne zawiłości techniczno-pobożnożyczeniowe kolegów z innego działu. Sprawa ważna przez pilna bo trzeba im to wybić z głowy zanim ktoś podchwyci temat i każe nam to robić. w tym momencie zjawia się szanowna koleżanka i tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmia:
- X kończ już te pogaduchy bo musimy iść na kawę.
Kolega nie zareagował, kawa nie zając, ustalamy dalsze kroki... drzwi się otwierają wpada Ona:
- X przecież mówiłam że idziemy na kawę zbieraj się - i czeka w drzwiach.

Kolega z tych pokornych więc wstał i poszedł.

Mnie słów zabrakło, myślę może hormony ją atakują, może kawy jej potrzeba, ok skończymy jak wrócą.

Nie dalej jak wczoraj rozmawiam z innym kolega z działu (Y), mamy właśnie wspólny projekt i kilka ważnych spotkań przed nami. Mnóstwo analiz i opisów więc pracujemy pilnie. Wpada ONA.
O- Y-kowski Śniadanie jemy, dawaj do nas.
Y- Ok, a to już śniadanie, no fakt po 12, się zagadaliśmy, spoko zaraz kończymy.

ONA wyszła kolega machnął ręką i pracujemy dalej. Mija może 15 minut, jak burza wpada ONA.
- Y mówiłam, że jemy śniadanie, X rozmawia przez telefon, ty nie przychodzisz, a ja sama muszę jeść kanapki. Co się tu dzieje.
I wychodzi.
Y nie wie co powiedzieć więc oboje milczymy.

Czy ja jestem jakaś dziwna czy ONA?

proszę o szczere odpowiedzi.

korporacja

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (42)
zarchiwizowany

#46199

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poniższa historia http://piekielni.pl/45431#comments ma ciąg dalszy.

Człowiek wiedziony naturalnym instynktem "plotkarskim" chciał się dowiedzieć co właściwie zostało ustalone w szpitalu.
Może lekarze stwierdzili urok i go odczyniali?;>

Okazało się, że z naszą służbą zdrowia nie jest aż tak źle.
Chłopczyk w wyniku ataku zachłysną się wymiocinami, trzeba było zrobić "płukanie płuc" (skrót myślowy, nie wiem jak fachowo się to nazywa, może jakiś lekarz podpowie). Wyciągnięto jakieś resztki jedzenia i podano antybiotyk bo zapalenie płuc po czymś takim u dziecka gwarantowane.
Lekarze oczywiście zalecili rodzicom po zakończeniu leczenia antybiotykami badania neurologiczne bo podejrzewają epilepsję a może okazać się nawet coś gorszego.

Piekielni okazali się rodzice którzy po 3 dniach wypisali na własne życzenie dziecko ze szpitala. Uznali ze lekarka jest głupia i niedouczona, ich dziecko nie ma żadnych problemów neurologicznych, a atak był wynikiem zakrztuszenia się.

Wiadomo w tym kraju wszyscy się znają na medycynie lepiej od lekarzy, a już wspomniani rodzice wybitnie bo to, że dziecko o mały włos nie przeżyłoby porodu też było z ich winy bo szkoda im było kasy na USG. "Przecież dobrze się czuję, po co to dzieciątko dodatkowo naświetlać" what a f... jakie naświetlać ale ok, ja się nie znam i "naświetlałam" dziecko nawet w 4D.

szkoda tylko ze lekarze nie mają możliwości przeciwstawienia się takim "mądrym" rodzicom, albo nie chcą bo po co kłopoty. I teraz ten maluszek niezdiagnozowany czeka sobie na kolejny atak który może tym razem nie skończyć się tak szczęśliwie.

służba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (139)

#45431

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciemnogród pełną gębą.

Opisuję podczas rodzinnego spotkania dość nieprzyjemną sytuację. Mianowicie dwa dni wcześniej podczas spotkania świątecznego u znajomych synek jednej pary trafił do szpitala.
Dzieciaczek miał 1,5 roku i bardzo nas poruszyło to co miało miejsce. W skrócie mały już po porodzie miał tylko 10% szans na przeżycie, lekarze ostrzegali, że będzie to dziecko wymagające większej opieki niż inne.
Mały nie jest niedorozwinięty, wbrew lekarzom, ale bardziej chorowity i jak się okazało mający problemy neurologiczne.

Podczas imprezy dostał ataku, który przy opisaniu pierwszych objawów wyglądał na padaczkę. Drgawki, ślinotok, utrata przytomności.
Tak więc opowiadam co się stało, mówię jakie były objawy i do opowieści wtrąca się bratowa męża... młoda dziewczyna... tytuł magistra nauki ścisłe i mówi:

- Pewnie ktoś go urzekł. Trzeba go było od razu majtkami powycierać.

Dobrze że rodzice nie byli tak zacofani i jednak zadzwonili po pogotowie.

I straszno i śmieszno jak pomyślę, że ona ma małe dziecko i zacznie uroki odczyniać jak małe zachoruje.

ciemnogród

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 543 (741)

#33847

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do poprzedniej historii o rodzicach niezwracających uwagi na słownictwo dziecka, historia do czego to prowadzi w przyszłości.

Impreza w klubie studenckim. Kolega postanawia ruszyć na "łowy". Długo wybiera potencjalną ofiarę. Ale jest wybredny i nie nastawia się na łatwy łup więc w oko wpada mu prześliczna dziewczyna (naprawdę ładna, subtelnie ubrana i pomalowana żaden plastik-pustak w różu) siedząca samotnie przy barze.

Zaskoczony, że taka ładna i sama, podchodzi proponując drinka zagaja rozmowę. I nagle jak żona Lota zastyga jak słup soli, a dziewczyna udaje się w kierunku bliżej nieokreślonym. Nie zdążyłam podejść, kolega złapał mnie pod ramię i scenicznym szeptem rzekł:
- No to oddalamy się w pośpiechu na inna imprezę.

Co się okazało. Bardzo urocza w swej zewnętrznej otoczce dziewoja cytując rzekła:
"Spoko, zaraz walniemy jakiegoś drina, tylko najpierw skoczę do klopa pierdo..nąć szczocha."

Jednym zdaniem gówno w kolorowym papierku.

bar

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 777 (1011)
zarchiwizowany

#33776

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem matką 3 latka. Mamy to szczęście w nieszczęściu, że nasi znajomi mają córeczkę w tym samym wieku (nawet nie miesiąc różnicy).

Czemu szczęście w nieszczęściu?
Bo fajnie jak się można spotkać i dzieci się mogą razem pobawić, prawda? Ale gorzej jak ktoś ma trochę inne podejście do wychowania.
Wiadomo dzieci w tym wieku powtarzają wszystko co usłyszą, więc raz dwa nauczą się przekleństw.
Święci nie jesteśmy z mężem zdarza się nam przy dziecku coś chlapnąć, ale reagujemy jak on przeklina i mamy sukcesy. Np ostatnio jak zwyzywałam pana na drodze za zajechanie drogi to syn powiedział mi "Mamo tak się nie mówi bo to brzydko".

Znajomi mają zgoła inne podejście i uważają przeklinanie dziecka i ogólnie mówienie brzydko za super zabawę.
Dodam oboje wykształceni on pracownik wyższego kierowniczego szczebla ona nauczycielka po filologii.

Przykłady:
R: Powiedz XXX jak mówi się na panów którzy trzymają się za ręce.
XXX: Pi..one pedzie.
hahaha

R: Chce ci się lać? (czy chce ci się siusiu córeczko)

XXX do mojego synka podczas zabawy: No ruszaj ty ch..u.

XXX: Mamo zeszczałam się.

Może dla niektórych z was to nic ale ja źle się czuję i razi mnie jak 3 letnia blond dziewczynka wyraża się w ten sposób i dość mam tłumaczenia sykowi czemu XXX tak mówi.

dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (292)
zarchiwizowany

#25852

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielno zabawna historia, opowiedziana przez kolegę zaznaczam, ale w jej autentyczność nie wątpię.

Znajomy kolegi potrzebował pomocy. Mieszkał w nieciekawej dzielnicy i kilku wyrostków postanowiło mu dokuczać. A to porysowany samochód, a to wybita szyba. Po kilku interwencjach policji, które nic nie dały, doszło do kilku osobistych potyczek z wyrostkami, aż w końcu zagrozili mu, że zrobią mu "najazd na chatę".
Chłopak już wiedział, ze policja mu nie pomoże. Zadzwonił więc do swojego starego kolegi (to mój znajomy który historię przekazał), który zawodowo zajmuje się ochroną osobistą (nie sklepową tylko ochrona VIP jak to mówią).
Przyjechali w pięciu i siedzą oglądają mecz, piją piwko, nie bardzo wierząc, że osiedlowe łobuzy spełnia swoja groźbę. Nagle słychać hałas przy drzwiach, szybki look przez wizjer a tam koleś z łomem próbuje wywarzać drzwi a za nim widać z 10 kolesi szykujących się do walki.

Niewiele myśląc chłopaki otwarły drzwi i ruszyli na napastników. Tamci pouciekali udało im się dorwać pięciu. udali się wspólnie do piwnicy i tam potrzymali ich z 5 godzin i nastąpiła pełna resocjalizacja.
W resocjalizacji tej pomógł jeden z ochroniarzy, mężczyzna hojnie obdarzony przez naturę, który w sposób niewybredny chociaż nienaruszający ich cieleśnie, pouczał, że nie wolno napadać na niewinnych ludzi i czym to może grozić.
Chyba każdy młodociany chuligan mięknie mając spuszczone do kostek gacie i perspektywę bycia zabawką seksualną faceta z fujarą jak komin.

okolica

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (296)
zarchiwizowany

#24941

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka historii o robieniu sobie dobrze i mnie też się coś wspomniało.

Ja z uczelni wracałam autobusem ale koleżanka jeździła pociągiem. ponieważ nieswojo jej było samej czekać na peronie zazwyczaj jej towarzyszyłam bo akurat pasował mi rozkład jazdy busów.

Pewnego popołudnia, na peronie dość pusto, stoimy w sektorze dla palących i palimy w najlepsze. Podchodzi dość elegancki pan. Kłania się, prosi o ogień. Użyczyłam zapalniczki a on wyciąga z kieszeni 200pln. Pyta czy za tą skromną opłatą mógłby sobie usiąść tam na ławce patrzeć na nas i zwalić sobie konia.

Ze śmiechu o mały włos bym się dymem nie udusiła. Jak już odzyskałam głos równie miło odpowiedziałam mu, że nie dziękujemy za tą miłą propozycję i niech s...ala.

I pan podziękował i sobie poszedł.

pkp

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (175)