Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

polarinho

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2011 - 8:58
Ostatnio: 22 sierpnia 2019 - 8:23
O sobie:

20-latek z ogromnym talentem do wpadania w kłopoty, życiowym pechem, jednak mnie to nie załamuje, dalej dźwigając bagaż doświadczeń, bólu, ale i nadziei. Trochę romantyk, trochę chamidło ze specyficznym poczuciem humoru :)

  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 2608
  • Komentarzy: 118
  • Punktów za komentarze: 738
 
zarchiwizowany

#42000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno nie gościłem na Piekielnych z historią, ale opowieść użytkownika Lavinka123 http://piekielni.pl/41684#comments przypomniała mi historię z UMK, która jak straszak krąży wśród corocznego nowego narybku zwanego pierwszym rokiem.

Sytuacja normalna. Dwie dziewczyny, nie powiodło im się na egzaminie w pierwszym terminie, czekała je poprawka ustna. Co ważne, przedmiot prowadzony był przez prodziekana wydziału.

Prodziekan nie przychodził, dziewczyny zaczęły więc go szukać. Pukają do pokoju asystentury:
- Dzień dobry, jest prodziekan X? Przyszłyśmy na poprawkę ustną.
Chwila przerwy...
- Tak, jest, proszę poczekać pod drugimi drzwiami pokoju - odpowiedziała osoba, która otworzyła drzwi.

Po chwili drugie drzwi się otwierają, wychodzi... ta sama osoba co wcześniej.
- Dziękuję Paniom za egzamin poprawkowy. Obie Panie nie zdały. Zapraszam na egzamin warunkowy.

Edit dla wyjaśnienia: egzamin w pierwszym terminie prowadzony był przez kogoś z innego z racji wyjazdu prodziekana na konferencję.

UMK

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (219)

#22225

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez mojego ojca.

To wydarzyło się, gdy mój tata pracował jeszcze w wojsku. Miał tam dobrego znajomego, pana Stasia, o którego "piekielności" będzie historia ta...

Wiadomo, w wojsku pić alkoholu nie wolno. Był to dla żołnierzy dzień powrotu z przepustek, każdy kombinował jak mógł, żeby przemycić coś mocniejszego, coby móc się napić z kompanami... Pan Staszek, który miał wtedy dyżur i miał ich pod opieką, wiedział o tym i wymyślił genialny sposób, by kolokwialnie mówiąc zrobić żołnierzy w ch**a. :D

Pan Staś zwołał zebranie wszystkich na placu, kazał im się stawić z kubeczkami. Gdy wszyscy się pojawili, zastali niecodzienny widok - pana Stasia z 0,7l. Rozlał każdemu, a tam było ze 100 chłopa, więc dla każdego było po kropelce. Staś wzniósł toast, po czym powiedział:

- No chłopaki, ja wódki postawiłem, to teraz czekam na każdego w swoim gabinecie.

Po czym odszedł. Żołnierze zaś rzucili się do swoich miejsc i wyciągali wódkę, po czym udawali się do gabinetu. A tam niemiła niespodzianka. Pan Stasiu... zabierał każdemu wódkę, a towarzyszący mu wojskowy odkręcał i wylewał wódkę za okno.

Co było w tym piekielnego? Otóż dwa piętra niżej zamontowane były dwa duże wiadra, do których wylewana była ta wódka. Żołnierze o tym nie wiedzieli... Gdy już wszystko zostało zabrane, pan Stasiu wraz z drugim wojskowym wciągnęli te wiadra, po czym z powrotem przelewali wódkę do butelek. :D

Grupa

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 642 (742)

#17643

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Aby u nas w liceum mieć 6 z przedmiotu o pięknej nazwie "Podstawy przedsiębiorczości", trzeba było wykonać jakiś projekt. Pomysł dowolny. Ja z kolegą wpadliśmy na pomysł zbadania, jak to w naszym narodzie jest z posługiwaniem się językiem obcym. W grę wchodziły języki angielski, francuski, niemiecki i rosyjski.

Jeszcze żeby wprowadzić w sytuację. Miałem wątpliwą przyjemność dojeżdżać przez 3 lata do miasta, w którym się uczyłem, pociągami spółki "Poczekaj, Kiedyś Przyjedzie" :D Wracałem któregoś razu ze szkoły z kolegą, z którym robiliśmy ten eksperyment i postanowiliśmy sprawdzić poziom języka obcego u konduktora/konduktorki. Kolega miał być Amerykaninem, ja postronną osobą, która go nie zna.

No i nadchodzi ten moment, do naszego przedziału wchodzi konduktorka i prosi o bilety. Wszyscy wyciągamy, tylko nie mój kolega. Pani podchodzi do nas, ja pokazałem swój bilet i legitymację, a kolega nic.
- Proszę o pański bilet - mówi konduktorka.
W tym momencie kolega zaczął coś mówić po angielsku, że nie rozumie, że nie jest stąd itd. Konduktorka ciągle swoje, kolega swoje.

W końcu przychodzę z pomocą i mówię, że to zapewne Amerykanin, trzeba z nim dogadać się po angielsku. Konduktorka niestety nie umiała, więc ja przetłumaczyłem. Wtedy cała maskarada wyszła na jaw, bo bilety miesięczne muszą być podpisane imieniem i nazwiskiem :D konduktorka patrzy na bilet, uśmiecha się i mówi:
- To poproszę pańską amerykańską legitymację.

No i kolega przestał udawać Amerykanina, wytłumaczył wszystko co i jak. I wtedy w konduktorkę jakby diabeł wstąpił, zaczęła nas wyzywać od sku*****nów, ch***w, objechała nasze rodziny do czasów chyba Mieszka I, o ile nie dalej. Miała szczęście, że akurat dołączył drugi konduktor, wyprowadził szalejącą panią. Potem wrócił i wytłumaczył, że ta się zdenerwowała, bo kilka dni wcześniej trafiła na Francuzów i nie mogła się z nimi dogadać...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (762)
zarchiwizowany

#17628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Aby u nas w liceum mieć 6 z przedmiotu o pięknej nazwie "Podstawy przedsiębiorczości", trzeba było wykonać jakiś projekt. Pomysł dowolny. Ja z kolegą wpadliśmy na pomysł zbadania, jak to w naszym narodzie jest z posługiwaniem się językiem obcym. W grę wchodziły języki angielski, francuski, niemiecki i rosyjski.

Historyjka 1:
Wchodzimy do Biedronki, chodzimy po sklepie, bierzemy to, co jest nam potrzebne, cały czas rozmawiając po angielsku. Nagle słyszymy komentarz jednej z osób:
- Widzisz? Mówiłam, że nawet w Biedronce są Amerykańce!

Historyjka 2
Wchodzimy do jakiegoś niedużego sklepiku samoobsługowego, za ladą, dwie sprzedawczyni. Bierzemy, co chcieliśmy, podchodzimy do kasy i zaczynamy nawijać po angielsku. Na to jedna do drugiej:
- Ty, leć szybko po szefa na zaplecze, bo Amerykanie przyjechali!

Polskie Toronto :D

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (32)
zarchiwizowany

#17140

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wspominałem już w innej swojej historii, że ćwiczyłem karate, od dłuższego czasu fascynuję się capoeirą, której uczyłem się sam od dwóch lat, a którą od maja trenuję w klubie. No i mam talent do wpadania w kłopoty i niemiłe sytuacje.

Toruń, jeden z licznych klubów, 18-stka moich znajomych. Było już po godzinie 2 w nocy, impreza powoli, powoli dobiega do końca. Część osób już się zmyła, część jeszcze się bawiła. Ja siedzę przy barze, po mojej lewej stronie siedzi moja koleżanka, Ola.

Pijemy, rozmawiamy, bo dziewczyna już zmęczona, nie chce jej się tańczyć, a musiała na rodzica czekać. W pewnym momencie podszedł do niej jakiś chłopak (widać było od razu, że wypity) i prosi ją do tańca. Ola odpowiada, że nie chce tańczyć, żeby poszukał kogoś innego. Chłopak nie odpuszcza i tak prosił ze 2 minuty, po czym przeszedł na ostrzejszy ton - że dziewczyna ma z nim zatańczyć bo on tak chce itd. Do tego momentu nie interweniowałem, bo Ola tego nie chciała.

Ale kiedy pociągnął ją za włosy i szarpnął za rękę tak, że spadłaby z wysokiego stołka barowego, gdyby nie złapała się mnie, nie zdzierżyłem. Obszedłem stołek i stanąłem między nim a Olą. No i wywiązał się między nami jakże inteligentny dialog:

[ja] - Kolego, dziewczyna nie chce tańczyć z Tobą, więc sobie odpuść.
[on] - Odpi***ol się sku*****nie, bo Cię tak zjadę, że Cię matka rodzona nie pozna.
[ja] - Po pierwsze, uważaj na słowa, bo za takie teksty to tylko w ryj. A druga rzecz jest prostsza. Jesteś za brzydki, więc przyjmij do swojego ograniczonego mózgu, że nie zatańczysz sobie z tą dziewczyną.
[on] - A po ryju byś nie chciał?
[ja] - No chciałbym - wzrokiem szukałem ochrony, ale stała biernie i się tylko przyglądała.

No i wszystko potoczyło się szybko... Pierwszego uderzenia uniknąłem, dwa kolejne zablokowałem, a kopnięcie przyjąłem na nogę. Ponieważ ochrona nie zareagowała, to przeszedłem do kontry. Unik, uderzenie w twarz, blok i dwa szybkie kopnięcia na głowę, po których osunął się na ziemię.

Wtedy dopiero ochrona zareagowała... ściągnęli go gdzieś na zaplecze. W międzyczasie pytam ich, czemu nie zareagowali, a oni na to:
- Bo świetnie sobie poradziłeś, a poza tym nie widzieliśmy powodu do interwencji. (sic!)

Nie wiem, kto tu był bardziej piekielny, czy ja, czy koleś, czy ochrona. Oceńcie to sami...

jeden z klubów w Toruniu

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (239)

#13829

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zacznę od małego wstępu. Jestem 19-latkiem, który ma talent do wpadania w kłopoty. Nie jestem żadnym Seagalem czy van Dammem, ale bić się potrafię. Kiedyś trenowałem przez kilka lat karate, a od maja tego roku trenuję capoeirę. Capoeira jest moim zamiłowaniem już od ponad 2 lat, ale dopiero teraz mogłem zacząć treningi, gdyż wreszcie jestem po maturze. W momencie tego zdarzenia miałem podstawy capoeiry, które podłapałem trenując samodzielnie (wiecie, kopnięcia i kilka uników)

Historia właściwa:

Było to w styczniu tego roku. Mojej klasie przepadły dwie lekcje, więc stwierdziłem z koleżanką, że idziemy się przejść. Moja szkoła mieści się blisko Starówki, więc naturalnym wyborem było właśnie to miejsce :) Spacerowaliśmy sobie bocznymi uliczkami i w pewnym momencie zauważyliśmy dwóch facetów bluzgających i uderzających jakąś dziewczynę. Było trochę ludzi, ale nikt nie reagował, nikt nawet po policję nie zadzwonił.

Stwierdziłem, że nie będę się patyczkował. Szybko zdjąłem torbę oraz kurtkę i ruszyłem w ich kierunku. Moja koleżanka dzwoniła wtedy na policję. Ponieważ było ich dwóch, chciałem przewrócić szybko pierwszego (z ramienia w niego) i zająć się drugim. Nie przewidziałem, że ten mnie schwyci i upadliśmy razem. A drugi zaczął mnie wtedy kopać po żebrach. Udało mi się go podciąć (spadł ładnie na plecy) i wyswobodzić się. Wstałem i czekałem, aż oni się pozbierają no i nawalaliśmy się na ulicy. Dalsze opisy sobie podaruję, gdyż wszystko działo się chaotycznie.

W końcu usłyszeliśmy sygnał policji i tamtym niestety udało się zwiać. Nie dałem rady żadnego zatrzymać. Policjanci spisali moje i koleżanki zeznania, popytali ludzi ze sklepików (bo na ulicy pusto było, jakimś cudem nikt nic nie widział i nie słyszał), sprawdzili monitoring i sobie pojechali. Liczyłem, że to będzie koniec na jakiś czas, cóż myliłem się...

Trzy tygodnie później dowiaduję się, że przeciwko mnie zostaje wszczęte postępowanie karne o przekroczenie granic obrony koniecznej i pobicie. Otóż okazało się, że jeden koleś ma problemy z kręgosłupem i połamane żebra, drugi wstrząśnienie mózgu oraz złamany nos. Dodatkowo faceci złożyli pozew cywilny, w którym domagali się odszkodowania. Mi nic poważnego się nie stało, okazało się, że mam wytrzymałe ciało (na same żebra przyjąłem ponad 20 kopnięć i były tylko siniaki) :)

Szczegóły sprawy pominę, ciągnęła się do kwietnia. W końcu zostałem uniewinniony, chyba tylko dzięki świadkom, których nagle ruszyło sumienie i poszli złożyć zeznania na policji. Pozew cywilny został odrzucony.

Teraz potrafię powiedzieć tylko, że miałem naprawdę dużo szczęścia. Podejrzewam, że gdyby nie świadkowie, to tą historię napisałbym Wam może za kilka lat... ale gdyby mnie coś takiego spotkało kolejny raz, postąpiłbym tak samo jak w tej historii... swoją drogą wkurza mnie jedna rzecz w naszym kraju - jest tak nagłaśniane, że panuje znieczulica itd, a jak ktoś interweniuje, to mu wyrok grozi...

Piękne miasto na T w Kujawsko-Pomorskim

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 741 (899)

1