Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

psychosomatyczna

Zamieszcza historie od: 31 stycznia 2012 - 18:09
Ostatnio: 6 lutego 2015 - 20:25
  • Historii na głównej: 5 z 7
  • Punktów za historie: 3251
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 111
 

#51911

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z zaliczeniem egzaminu która trwa już pół roku i chyba nie będzie miała końca.

Akt I - sesja zimowa.

Mieliśmy przedmiot w poprzednim semestrze. Kończył się egzaminem i był za 6 pkt ECTS*. Przedmiot ważny na moich studiach ale uchodził za prosty. Składał się z 4 pytań otwartych, trzeba było odpowiedzieć na 3 pytania, czwarte było dla chętnych.

Na pierwszym terminie nie zdałam, na drugim też. Zdarza się. Na trzecim (i ostatnim) terminie materiał miałam w małym palcu. Odpowiedziałam na wszystkie 4 pytania (3 były z poprzednich terminów a jedno całkiem nowe).
Idę po wyniki - 2. Noż...

Pierwsza myśl to pójść do szanownego Profesora na konsultacje. Niestety miał je dzień przed egzaminem.
Ryzykuję - idę do jego katedry, może go zastanę.

Udało się. Kulturalnie się przedstawiam, mówię o co chodzi. Pan Profesor pracę znalazł, czyta przy mnie i wypala:
- Dobrze Pani odpowiedziała na pytania, ale problem jest taki, że Pani opowiada, a ja chcę krótko i konkretnie.
Nadal zachowując pełną klasę pytam czy gdybym wypunktowała odpowiedzi, to zaliczyłabym egzamin. Potwierdził.

Mając wodę zamiast mózgu wyszłam. Końca świata nie było, jest jeszcze sesja letnia (razem ze mną nie zaliczyła tylko jedna osoba).

Akt II - sesja letnia.

Pan Profesor wyznaczył termin egzaminu na tydzień przed rozpoczęciem sesji. Powtórzyłam materiał i udałam się z koleżanką na uczelnię. Czekałyśmy godzinę - Pan szanowny się nie pojawił. Dwa dni później miał konsultacje. Też go nie zastałyśmy. Napisałyśmy mejla - odpisał! Prosi o kontakt telefoniczny. Brak odbioru przez kolejne 3 dni. Moja cierpliwość zaczynała się kończyć..
Poszłam do katedry i podpytałam jego sekretarkę gdzie jest Profesor. Jakimś cudem wyciągnęłam gdzie i kiedy mogę go złapać. Dorwałam go i tłumaczę wszystko: że egzamin był, że zero kontaktu z nim itp, itd. Kazał przyjść w najbliższy poniedziałek (czyli 01.07) na 14.

Byłyśmy punkt 14. Zapukałam ale rozmawiał przez telefon i machnął tylko na mnie ręką. Po 55 minutach czekania już siedziałam nie zdenerwowana tylko wk**wiona. Wyszedł i rozbrajająco się spytał na kogo czekamy (na Świętego Mikołaja i jego pomocników do jasnej ciasnej). No ale nic, dał nam pytania, usadowił u swojej sekretarki i piszemy.

Po pół godzinie skończyłam prawie zadowolona. Nurtowała mnie jedna rzecz w zadaniu ale Król siedział u siebie i nie miałam jak go zapytać. Zapytałam sekretarki, która wyczerpująco mi odpowiedziała i co najlepsze sprawdziła mi i koleżance pracę i poprawiła niedociągnięcia! Po wszystkim uradowane oddałyśmy zaliczenia i czekałyśmy na wyniki.

Nie zaliczyłam - praca była za krótka, powinnam napisać więcej (Uczyłam się z jego prezentacji i nie opowiadałam jak poprzednio. Wszystko jasno i klarownie napisane!)

Pytam się go czy mogę się dowiedzieć co było źle. Obudziłam w nim bestie, bo ryknął na cały korytarz, że jak chcę to mogę pisać komisyjny i on nie ma czasu!

Co mam zrobić w tej sytuacji? Olewczy stosunek tego Pana Profesora do studenta to norma, ale w sposób jaki potraktował mnie i koleżankę to jest jawne chamstwo.
A 6 pkt piechotą nie chodzi. A już w ogóle nie widzi mi się za nie płacić...

* Punkty ECTS to punkty zbierane za przedmioty w ciągu semestru przez studenta. Pula semestralna to 30 pkt.

uczelnia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 392 (458)
zarchiwizowany
Pracuję w przychodni na rejestracji.

Historia z Panią od endokrynologa to pikuś przy tym co stało się dzisiaj.

Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy wparowała Pani ze strzykawką i igłą, kazała sobie pobierać krew i robić badania bo ona ma za pół godziny wizytę lekarską u nas i nie chce się spóźnić! Na widok strzykawki powiedziałam, że nie posiadamy laboratorium i nie robimy pobrań krwi.

Odcień czerwieni na twarzy tej kobiety zapamiętam do końca życia. Zaczęła monolog o tym, że wprowadzamy pacjentów w błąd, że robię z niej wariatkę, że to co się dzieje w służbie zdrowia to jest jakaś paranoja, że ona była zapisania na badania ale ona nie da sobą pomiatać po czym wyszła (zabierając strzykawkę i igłę z kontuaru) nie dając mi dojść do słowa.

Nie wiedziałam ani jak Pani ma na imię ani do kogo była zapisana. Mogę się tylko domyślać, że kobieta była zapisana na badania słuchu i wizytę do audiologa (nie przybyła pacjentka która była zapisana na badania o tej godzinie co Pani od strzykawki).

Ciekawe czy wróci. I czy tym razem da mi dojść do słowa.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (156)

#49486

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w przychodni na rejestracji.

Jednym z moich obowiązków jest oddawanie słynnych L4 do ZUS-u. Dla normalnego petenta procedura przyjścia do tej świątyni jest jasna: podchodzisz do magicznej maszynki, wciskasz kilka razy guziczki, dostajesz numerek i siedzisz jak kołek czekając w kolejce. Jeżeli chodzi o mnie to podchodzę do wolnego okienka, wymawiam formułkę "Dzień dobry, ja ze zwolnieniami z przychodni", Pani je zabiera, mówi "Dziękuję, do widzenia" i kończę wizytacje. Całość trwa dosłownie 5 sekund.

Mogę zrozumieć zdenerwowanie ludzi kiedy sobie tak wbiegam i "zajmuję okienko" - uwierzcie mi, że wybieram zawsze wolne, nie wpycham się przed nikim. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć ile razy ktoś na mnie nie fuknął podczas tego procederu. Nie mam ludziom tego za złe i szybko tłumaczę proceder.

Do meritum.

Mam 15 minut do zamknięcia ZUS-u. Procedura jak wyżej, ale zamiast standardowego "Dziękuję, do widzenia" wywiązuję się dialog między mną, a Panią z okienka:
[Pani] A czemu mi przynosi tak późno?!
[Ja] Mają państwo otwarte do 15, więc nie rozumiem problemu.
[P] Ale to teraz trzeba wpisać, a zaraz zamknięcie!
[J] Moim zadaniem jest dostarczenie świstków, pani obowiązkiem ich przyjęcie, więc nadal nie rozumiem sprawy.
[P] Bo komputery trzeba włączyć i wpisać teraz!
[J] No to życzę pani powodzenia i do widzenia.
[P] Ja cię zapamiętam smarkulo!

Zastanawiają mnie 3 rzeczy:
1) Skoro jest to taki problem, to dlaczego gdzieś w regulaminie nie ma wpisu, że zwolnienia można donosić maksymalnie pół godziny przed zamknięciem?
2) Czemu pani miała już wyłączony komputer, skoro były czynne dwa okienka i 4 osoby w kolejce?
3) Dlaczego dla spokoju ducha innych ludzi w kolejce przy wejściu obok magicznej maszyny do wydawania numerków lub portiera, nie ma pudełeczka na takie dokumenty z maksymalną godziną dostarczenia? W ciągu dnia można sobie ją na spokojnie opróżniać i wpisywać dane do komputera, a o 14:30 ja chować żeby nie kusiło. Działa to w innych oddziałach w moim mieście ale ten jakoś do tej pory na to nie wpadł.

No cóż. Myślenie nie boli ale niektórym przeszkadza.

ZUS

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (499)

#49494

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu "Jak wkurzyć?" - rejestratorka.

- nie odwołuj wizyty u specjalisty albo odwołaj ją 10 minut przed czasem. Potem miej pretensje, że kolejny termin za miesiąc. I nawet by to po mnie spływało gdyby nie fakt, że limit przyjęcia to 30 osób, a przychodzi 15.

- zrób awanturę w poczekalni o to, że najbliższy termin na wizytę połączoną z badaniami to miesiąc oczekiwania. Na pytanie dlaczego nie może przyjść jednego dnia na badanie a jednego na wizytę (okres oczekiwania to od 2 do 7 dni) odpowiedz, że to nie takie pilne.

- krzycz na rejestratorkę o to, że pacjent za długo czeka na wejście do gabinetu i on chce wejść natychmiast. Na pytanie dlaczego przybył godzinę przed czasem odpowiedz, że to nie mój interes albo tak pasował autobus.

- przez telefon zrób awanturę, że zlecone badanie specjalistyczne w szpitalu zostało wyznaczone na za 2 miesiące. Rozkaż rejestratorce, żeby załatwić badanie wcześniej, bo "PRACUJE DLA TYCH ZŁODZIEI Z NFZ-U"

- zostaw dziecko bez opieki bo wychodzisz na papierosa. Gdy dziecko w trakcie zabawy z innymi dziećmi się przewraca i płacze miej pretensje do rejestratorki, że nie przypilnowała dziecka gdy rodzic był na zewnątrz i wmawiaj że jest to jej obowiązek.
Nie, nie jest.

- miej pretensję, że logopeda nie chce przyjąć dziecka które spóźniło się godzinę przez nierozgarniętego rodzica. Wiń rejestratorkę, która napisała błędną godzinę. Później spal buraka na oczach tych dwóch Pań, bo kartka się magicznie odnajduje. A godzina? Ojej, pusta rejestratorka napisała ją dobrze.

- spóźnij się godzinę do lekarza. Awantura? Oczywiście. Winna jest rejestratorka bo lekarz skończył pracę pół godziny przed przybyciem pacjenta i wyszedł. I tutaj hit - zażądaj od rejestracji aby wykonała telefon do lekarza który ma wrócić teraz, zaraz natychmiast.

I tutaj mój numer jeden który zdarza się prawie codziennie.

Awantura, że jest opóźnienie (jeden pacjent ma 15 minut w gabinecie, ktoś już siedzi w nim 30 minut). Wina oczywiście moja. Jak jednym zdaniem uciszyć takiego pacjenta? Wystarczy mu grzecznie powiedzieć, że ja z opóźnieniem nie mam nic wspólnego ale zawsze można zapukać do gabinetu i spytać się doktora. No cóż, jeszcze nikt się nie odważył.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 362 (472)

#44894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w przychodni na rejestracji.

Podchodzi pacjentka i wywiązuje się między nami dialog:

[Pacjentka]: Przyjmuje u was endokrynolog?
[Ja]: Nie i nigdy nie przyjmował.
[P]: A nie będzie tu nigdy endokrynologa?
[J]: Nie proszę Pani, to jest poradnia wad słuchu.
[P]: Aha... A może Pani by mnie przebadała? Mam wyniki od lekarza, to długo nie zajmie.
[J]: Ale ja nie jestem lekarzem, nawet pielęgniarką nie jestem.
[P]: Ale pracuje Pani z lekarzami, ma Pani doświadczenie. Proszę zobaczyć.
[J]: Nie jestem lekarzem.
[P]: Na pewno?
[J]: Nic mi o tym nie wiadomo.
[P]: Ale ja mam wyniki, niech Pani zerknie.
[J]: Proszę Pani, ja nie jestem endokrynologiem. Nawet lekarzem nie jestem naprawdę.
[P]: Ale to długo Pani nie zajmie. Mam wszystkie wyniki badań.

I tak w kółko Macieju przez 15 minut. Technik, który stał obok wyszedł, bo nie mógł wyrobić ze śmiechu.

Boże uchroń.

służba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 956 (1018)

#30655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pękło mi lusterko zewnętrzne w aucie. Majówka i te sprawy, większość sklepów zamknięte, więc dawaj do marketu z częściami samochodowymi. Z racji tego, że mi się śpieszyło i nie chciałam błądzić między alejkami zapytałam pana z kas gdzie znajdę lusterka.
- W Rossmannie, obok jest.
Wyszłam. Ze łzami w oczach od ataku śmiechu. Bez lusterka.

usługi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 569 (697)
zarchiwizowany

#25927

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tytułem wstępu

Zawsze byłam osobą szalenie charakterystyczną, z racji tego 2/3 moich wykładowców zna mnie po nazwisku. Ludzi zawszę traktuję z wielkim szacunkiem, mam gadane, do tego burza czerwonych włosów, wysokie szpilki i ćwieki na ręku. Jak na prestiżową uczelnie techniczną zostałam tzw wybrykiem natury nadrabiając wszystko charakterem.
Oprócz tego, że studiuję dziennie dorabiam w służbie zdrowia wieczorowo. Późne powroty do domu dają o sobie znać, przez co ciężko mi się zwlec na wykłady na 8 rano.

Historia właściwa

W semestrze miałam przedmiot, który odbywał się o 8 rano, więc siłą rzeczy nie byłam na nim ani razu. Egzamin okazał się męczarnią, ale za podejściem nr x zobaczyłam na liście swoje nazwisko z przepięknym 3,5 obok. No to dawaj na konsultacje po wpis. Na moje nieszczęście Pan Piekielny był chyba rannym ptaszkiem - wpisy rozdawał pomiędzy 8 a 9 i trzeba było się stawić osobiście. Armia znajomych uzbrojona w telefony dobudziła mnie o 7:30, ale po 8 godzinach w pracy i 4 godzinach snu musiałam wyglądać jak skowronek. Na sam koniec zmiany Profesorka wchodzę do gabinetu zaspana, właściwie nie wiedziałam jak się nazywam (tutaj zaznaczę, że gdy ktoś w takim momencie ma do mnie jakieś ′ale′ zamieniam się w diabła). Wchodzę, dzień dobry, podaję indeks. Wystąpił dialog:
- Pani zaliczyła? Ja nie kojarzę z wykładów..
- Wykłady są nieobowiązkowe.
- Moje nie.
- Pierwsze słyszę.
- Zadziora
- [WTF?! oO]
- Nie wiem czy powinienem dać Pani wpis, skoro cały semestr lekceważyła Pani mój przedmiot.
- Jestem daleka od lekceważenia kogokolwiek. Nie chodziłam na wykłady, ponieważ mam późnowieczorne zmiany w pracy i nawet jakby mówił Doktor szalenie interesujące rzeczy to najzwyczajniej w świecie bym na auli spała. Moim zdaniem to jest brak szacunku, więc w pełni świadomie wybrałam opcję nie chodzenia i przyjścia na egzamin całościowy w sesji.
- Wieczorne?! To ja już sobie wyobrażam na czym polega ta praca.

W tym momencie nerwy mi puściły. Straciłam kontrolę nad słowami, później uświadamiając sobie, że przez to mogłam mieć kłopoty.

- Tak doktorze, ku*wię się po nocach żeby mieć na mieszkanie. Mogę dostać wpis, bo klient na mnie czeka.

Miny Piekielnego nie zapomnę do końca życia. Nie wiem czy uświadomił sobie co powiedział, moja mina też musiała być nie tęga. Po kilku sekundach ciszy wziął mój indeks, coś wpisał i mi go podał. Grzecznie podziękowałam i wyszłam.

Dopiero po 10 minutach od wyjścia z gabinetu zebrałam się na dowagę żeby spojrzeć w indeks. Dostałam wpis, żeby było śmieszniej podwyższył mi ocenę do 4.

Byłam piekielna i to bardzo, ale czułam się sprowokowana. Profesor do tej pory mówi mi ′Dzień Dobry′ gdy tylko widzę go na kampusie ; )

Uczelnia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (287)

1