Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

saso

Zamieszcza historie od: 9 września 2014 - 22:09
Ostatnio: 4 sierpnia 2018 - 11:43
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 626
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 56
 

#61954

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do 29 sierpnia byłam dumną studentka logopedii. Podkreślmy słowo "byłam". Uniwersytet w moim mieście, to centrum chaosu.

Pod koniec sierpnia władze wydziału uświadomiły sobie fakt, że studenci muszą przejść badania na ten kierunek studiów. Więc wzięłam potrzebne dokumenty i udałam się najpierw do lekarza medycyny pracy. Tam dostałam kartę, która miała trafić do lekarza foniatry. Po wypełnieniu przez specjalistę, miałam dostarczyć ją ponownie do lekarza medycyny pracy, który miał wydać odpowiednie oświadczenie o braku przeciwwskazań do podjęcia nauki. Wszystko byłoby pięknie, ale...

Po pierwsze: Pani profesor foniatrii przyszła do gabinetu spóźniona o godzinę, po czym wyszła i nie wracała przez kolejną godzinę mówiąc, że zgubiła telefon. W porządku, jestem to w stanie zrozumieć, mimo, że czekałam tam z trzema innymi osobami dwie godziny.

Po drugie: Poszłam do gabinetu na badania. Tradycyjnie: nos, zgryz, cała jama ustna. Pani profesor stwierdziła u mnie wadę genetyczną podniebienia. Zaczęła wkładać mi palce do buzi, bez rękawiczek (!), co zauważyłam dopiero po badaniu, gdyż siedziałam na fotelu z odchyloną głową i nic nie widziałam przez rażące światło.

PP – pani profesor.
J – ja.

PP – Ojoj, ja nie wiem po co pani tu przyszła, takie wady, toć to się nie nadaje na logopedię! Ja się specjalizuje w tym 40 lat!
J – Naprawdę są aż tak poważne wady?
PP – Oczywiście, nikt nigdy pani nie powiedział? Pani sepleni, pani źle układa język, niech pani patrzy w lustro jak pani brzydko mówi. Złe migdałki, a te podniebienie katastrofa, nie ma mowy.

Nikt mi tego nigdy wcześniej nie powiedział, mimo, że byłam badana wiele razy. Tym bardziej, że PP stwierdziła, że seplenię i brzydko układam język, a sprawdzałam, to wcześniej i konsultowałam się z logopedami w celu ustalenia, czy jest w ogóle sens planowania przyszłości w tym kierunku. Tylko jedyna pani profesor zauważyła wszystkie wady. W porządku, dalej jestem wyrozumiała. Ale jej zachowanie...

J – Dobrze, w takim razie dziękuję, trudno. Przykro mi bardzo, że nie wyszło. – Byłam bliska płaczu, z tego powodu, że wiązałam spore nadzieje z tymi studiami i specjalnie na ten kierunek poprawiałam maturę. Nie mając w zanadrzu planu B.
PP – Hahaha, bardzo mi przykro, że zniszczę pani marzenia – i zaczęła się ze mnie śmiać. To nie był śmiech współczucia. To był przerażający i chamski śmiech, który słyszę do tej pory. Żałuję, że nie zareagowałam, ale byłam w szoku. Po wpisaniu mi do karty, że się nie zgadza na moje studiowanie na tym kierunku, powiedziała jeszcze, że nie mam, co się starać u innego lekarza, bo i tak ona będzie uczyła na uniwersytecie i po pierwszym roku na ćwiczeniach, to ona będzie decydować kto zaliczy, więc szkoda, żebym traciła rok.

Wyszłam z gabinetu i po prostu się rozpłakałam z żalu i tego chamstwa, które mnie spotkało. Po mnie weszła koleżanka, która powiedziała, że pani profesor bardzo zadowolona z siebie obgadywała mnie i mój „ciężki” przypadek. Pełen profesjonalizm.

Bo jakim trzeba być człowiekiem, żeby komuś powiedzieć coś w ten sposób? Dalej nie dowierzam.

uniwersytet słuzba_zdrowia

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (689)

1