Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

tfusia

Zamieszcza historie od: 28 października 2016 - 23:24
Ostatnio: 21 stycznia 2017 - 4:59
  • Historii na głównej: 0 z 3
  • Punktów za historie: 33
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#76777

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielności i " wysokiej kulturze " pani z działu rekrutacji jednej z firm...
Obecnie życie mnie przycisnęło do tego by przenieść się z dziennego liceum do szkoły weekendowej dla dorosłych ale to opowieść na inną historię. Logiczne było, że będę szukać pracy. Porozsyłałam CV do wielu firm,sklepów, siłowni itp gdzie mogłabym pracować w recepcji, pochodziłam na kilka rozmów i na razie stwierdziłam, że zaczepie się w call center, w którym pracowałam kiedyś i w międzyczasie poszukam mniej stresującej pracy niż wydzwanianie do ludzi i wciskanie im produktu, ale taKiej pracy żeby warunki były w porządku i firma uczciwa( nie myślcie, że oczekuję kokosów po prostu chcę móc pogodzić szkołę z pracą i życiem prywatnym oraz pracować w firmie uczciwej oraz rzetelnej względem pracownika i względem klienta ). Wracam sobie z tejże pracy tramajem, na który na szczęście zdążyłam i przeglądam telefon - jakieś pół godziny wcześniej ktoś do mnie dzwonił, myślę sobie - nieznany numer to pewnie jakiś potencjalny pracodawca.
K - kobieta z którą rozmawiałam
J - ja

K - Halo.
J - Dzień dobry ktoś do mnie przedtem dzwonił z tego numeru...
K - Dział rekrutacji firma Jakaś tam, pani nazwisko?
J - Karolina Piekielna
K - Wie Pani bo nie mogę znaleźć Pani aplikacji do nas, właściwie to ja już za chwilę wychodzę z pracy zadzwonie do Pani jutro...
J - Tylko proszę przypomnieć mi tak na szybko czym się wasza firma zajmuje tak ogólnie?
K - ( chamskim tonem ) To Pani nie wie gdzie Pani aplikowała???
J - ( grzecznie ) No proszę Panią szukam pracy więc logiczne jest, że składałam CV do wielu firm...
K - AHA JASNE...
J- Yyy... proszę Panią chciałam tylko żeby Pani mi trochę przybliżyła czego mam się spodziewać no ale...
K - Jak będziemy panią zainteresowani to się odezwiemy!!!
J - Proszę Panią dzwoniliście do mnie wcześniej więc chyba samo przez się rozumie, że jesteście...
Kobieta odburknęła mi na to coś a ja byłam już na tyle zszokowana, że nie pamiętam dokładnie co ale powiedziałam jej
" Jest Pani żenująca, do widzenia. " i się rozłączyłam.


Zrozumiałabym oburzenie tej kobiety gdyby to była jakaś praca marzeń i stanowisko za grube miliony, ale to była praca, której ofertę znalazłam na olx a nie aplikowałam nigdzie indziej jak do firm zajmujących się gównianym marketingiem, sklepów gdzie nie oczekiwali ode mnie wykształcenia i lat doświadczenia.

Chamstwa i złośliwości nigdy nie zrozumiem bo to wszystko mogła powiedzieć w grzeczny sposób, sama mam sporo miesięcy za sobą przepracowanych na słuchawce w kontakcie z klientem - wiem, że kontakt, z drugim człowiekiem jest trudny i ludzie czasami denerwują ale ja jej nic nie zrobiłam poza tym do cholery niech pomyśli o sobie - ona reprezentuje firmę, z której do mnie dzwoni i ja sobie nie wyobrażam tak wykonywać swoich obowiązków bo jakie ona daje świadectwo o całym ich zespole?
Najśmieszniejsze jest to, że odpowiedzi na moje grzeczne pytanie nie uzyskałam, a mogło to wyglądać zupełnie inaczej gdyby Pani po prostu powiedziała " Zajmujemy się tym i tamtym " a ja bym powiedziałą " Ok to dziękuję do usłyszenia". Mam za sobą wiele takich rozmów z działu rekrutacji i nigdy na moją prośbę o przypomnienie czym zajmuje się firma nie spotkałam się z takim chamstwem tylko zawsze grzeczna i zazwyczaj dokładna odpowiedź.

Ludzie błędnie myślą, że to potencjalny pracownik będzie uganiał się za gównopracą a warto zauważyć że firm podobnych do ich firmy jest kilkadziesiąt jak nie kilkaset u mnie w mieście i jak mi się u nich nie spodoba to sobie pójdę do konkurencji. Tak jak mówiłam składałam cv do miejsc typu call center ( infolinia przychodząca ), wszelkie formy sprzedaży, hostessa czy praca recepcjonistki a takich ofert jest kilkadziesiąt dziennie na portalach typu OLX, czy Gumtree więc czasami naprawdę nie rozumiem co oni sobie w ogóle wyobrażają? Że ludzie będą się zabijać w zamian za taką " pracę marzeń " gdzie porobią parę miesięcy? Rotacja w takich miejscach jest niesamowita bo głównie garną się do tego młode, energiczne osoby, które wiedzą czego chcą od życia i takie firmy się powinny tego nauczyć, że to oni bardziej powinni się zatroszczyć o to, żeby ktoś u nich pracował niż potencjalny pracownik miałby się ubiegać o zatrudnienie akurat u nich bo jak mu coś nie spasuje to pójdzie do konkurencji a im obsmaruje tyłek gdzie się da i ostrzeże ludzi, żeby tam nie szli pracować...
Nie odbierzcie tego źle - bo mówię o pracach głównie dla uczniów i studentów czyli o pracy tymczasowej/dorywczej, której ofert jest pełno wszędzie do wyboru do koloru i każdy o tym wie.

call_center praca rozmowa_o_pracę rekrutacja

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (29)
zarchiwizowany

#76778

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja druga historia dziś. Tym razem dotyczącą jednego z jakże uroczych Krakowskich liceów ogólnokształcących.
Jak skończyłam gimnazjum to miałam w planach iść do innej szkoły, ale że ani nie była to szkoła marzeń a i dojazd daleki, w dodatku prawie nikogo tam nie znałam postanowiłam przenieść swoje papiery pod koniec wakacji do szkoły gdzie szli moi przyjaciele a poziom był ciupkę lepszy i miałam jeszcze blisko. W pierwszej klasie byłam naprawdę zadowolona, chciało mi się chodzić do szkoły, nauczyciele byli super, ludzie też byli świetni. Naprawdę czułam to co czułam ostatni raz w podstawówce - lubiłam chodzić do szkoły i miałam chęć do nauki oraz ogromne ambicje co to ja będę robić po liceum. W drugiej klasie sporo przedmiotów odpada zostają głównie te maturalne, które mamy rozszerzone ale dalej było okej mimo, że odpadło nam też trochę pozytywnych nauczycieli - trafiła nam się wtedy cudowna Pani od wosu i historii, którą szanowałam, podziwiałam i bardzo lubiłam - genialna kobieta, dobry nauczyciel i widać było, że porządny człowiek jednym słowem właściwa osoba, na właściwym miejscu taki nauczyciel z powołania. Niestety już na początku tego roku szkolnego okazało się, że nasza Pani od historii nie będzie nas uczyć bo zachorowała. No więc 3 klasa maturka za chwilkę a my przez 2 miesiące nie mieliśmy swoich przedmiotów maturalnych, a jeśli były to w drodze wyjątku zastępstwa bo oczywiście nikt nic nie wie czy Pani wróci, czy nie wróci. Pod koniec października przydzielono nam Pana od historii, bardzo ekscentryczny człowiek na pozór niegroźny. Jest wykładowcą na słynnym Krakowskim uniwersytecie więc oczekiwaliśmy od niego rzetelności w przekazywaniu wiedzy i wysokiej kultury. Przez miesiąc czyli mniej więcej do początku grudnia dowiedzieliśmy się tyle z tej historii co nic. Przychodził na lekcje, gadał głupoty, opowiadał co robił w weekend jakby kogoś to obchodziło, a jeśli juz mówił o historii to nie o ważnych datach, postaciach i wydarzeniach tylko o jakis anegdotkach z dupy za przeproszeniem " Aa bo była taka jedna kochanka jakiegoś tam gościa i ona nalegała na ślub, on nie chciał to go goniła z pistoletem a w końcu ją zamknęli w klasztorze " ...
Totalne marnowanie naszego czasu bo jak chcieliśmy się czegokolwiek dowiedzieć musieliśmy ogarniać wszystko od początku w domu, co też nie było proste - jak miała być kartkówka to wszyscy wiedzieli, że będzie kartkówka i tyle bo nie było żadnych ram czasowych z których mielibyśmy się przygotować czy z konkretnego tematu. Powiecie, że powinniśmy to wiedzieć z lekcji, ale jak ja mam wiedzieć coś z lekcji skoro zaczyna nam coś mówić o Stanisławie Auguście Poniatowskim a za chwilę opowiada anegdotke o Hitlerze i jego kobiecie przez następną godzinę a potem o tym w co się ten Poniatowski ubierał przez kolejną godzinę... Złościliśmy się, prosiliśmy żeby rzetelnie zrealizował chociaż jeden temat - nie pomogło, poprosiliśmy wychowawcę o interwencję żeby z nim pogadał jak kolega z pracy z kolegą z pracy żeby facet zaczął nas w końcu przygotowywać do tej matury bo do cholery jasnej za to mu płacą no to się zaczęło.
" Taaak, poskarżyliście się niedobre dzieci... " albo lepiej " Ja powinienem mieć 10 godzin a nie 30 ja nie chce was uczyć, nie będę tu z wami siedzieć " w odpowiedzi na pytanie koleżanki czy wpisał jej ostatnią ocenę z odpowiedzi,a gdy ona powiedziała ciuchutko i grzecznie " Ale Panie profesorze to nie moja wina " to się zaczął drzeć i rzucać kablami po klasie. Poszliśmy z tym do wychowawcy bo już całkiem przegiął, wychowawca do dyrekcji. Czy pomogło? Oczywiście, że nie. Tego typu akcje czyli krzyczenie na nas bo jemu się w życiu nie układa bo ma za dużo pracy i "nie lubi swojej żony" to była norma. Dziewczyny z innej klasy mówiły, że u nich na lekcji rzucił krzesłem a wcześniej zamknął drzwi na klucz...
Ale najlepsze dopiero przed nami: on nas nie chce uczyć bo i tak jesteśmy CYMBAŁAMI, IDIOTAMI, DEBILAMI, CIOTAMI i w ogóle do niczego się nie nadajemy jak on to mówił " nawet do zawodówki się nie nadajemy" gdzie byliśmy naprawdę spokojną klasą i chętną do pochłaniania wiedzy, szczególnie z zakresu przedmiotu maturalnego jakim była historia.
Moja mama, która sama z zawodu jest nauczycielem była oburzona takim zachowaniem, zwłaszcza jak się dowiedziała że wykłada na znanym krakowskim uniwersytecie.
Kiedy pocisnął mojej koleżance od tępych blondynek w ramach solidarności poszłam z nią do dyrekcji, zaczekałam a one sobie rozmawiały w gabinecie.
Reakcja dyrekcji? " Pan profesor na pewno nie miał nic złego na myśli! " >> obrażając ją z powodu koloru włosów, gdzie dziewczyna jest naprawdę inteligenta i nie raz to udowodniła.
Między innymi z tego powodu postanowiłam iść sobie z takiej szkoły - matury już w tym roku i tak bym nie zdała, z wielu czynników więc poszłam do szkoły dla dorosłych. Przy uroczystym odbieraniu swojej dukumentacji Pani dyrektor wypytywała się skąd taka decyzja.
Ja : Pani dyrektor bo to, to i tamto a w szczególności zachownie Pana profesora od historii, ten człowiek jest szalony i ja się go serio boję.
P. Dyrektor: Eee wymyślacie sobie.
Ja: Pani dyrektor on nas wyzywa i rzuca przedmiotami po klasie,w dodatku nic nas nie chce uczyć nasze prosby i prośby Pana wychowawcy nic nie dały.
P. D. : Eee przesadzacie, uderzył kogoś?
J.: No dzięki bogu nie.
P. D. : Jakby chciał kogoś uderzyć to by uderzył.
Odebrało mi mowę a to się rzadko zdarza i sobie pomyślałam " jak dobrze, że stąd idę".
Czyli to, że facet obraża kogoś, zastrasza, ma wszystko w dupie, rzuca przedmiotami po klasie, w państwowej instytucji jaką jest szkoła nic nie znaczy. A przede wszystkim nie spełnia swoich zakichanych obowiązków, za które mu płacą - z lekcji historii tego roku pamiętam tylko to, co przerobili z nami na kilku lekcjach studenci.
Jak rozmawiam z moimi znajomymi, którzy tam zostali to słyszę, że nic się nie zmieniło.
Proponowałam złożenie sprawy do kuratorium ale każdy się cyka, że będzie mieć problemy chociaż skargę można anonimowo wnieść, no ale ok, mnie to już nie dotyczy oni niech się męczą z tym sami.

szkoła liceum polska nauczyciel historia lekcje

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (32)
zarchiwizowany

#75743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój chłopak mieszka z rodzicami w jednym z uroczych bloków na osiedlu Nowy Bieżanów w Krakowie. Taki zwykły stary 4 piętrowy długi jak cholera blok. Ma skuter - on i jego tata. Pod blokiem stoją sobie grzecznie obok siebie dwa naprawdę małe skutery i nikomu nie wadzą... a jednak. Zajmują razem może tyle miejsca co pół samochodu osobowego. Dzisiejszego uroczego poranka mój luby znalazł na swoim skuterze karteczkę, na której było napisane " Proszę parkować skuter pod klatką a nie zajmować miejsce jak dla samochodu bo jest ciasno na parkingu i brakuje miejsc dla samochodów. " ... Zaznaczam, że pod klatką już jeden sąsiad parkuje - swój wielki motor, który zajmuje naprawdę sporo miejsca i ani pół innego pojazdu się tam nie zmieści, zresztą do jasnej ciasnej parking jest ogólnodostępny dla wszystkich mieszkańców bloku i dla wszystkich pojazdów. Teoretycznie w ogóle nie powinno się parkować pod samą klatką a co dopiero uważać, że to idealne miejsce dla pojazdów. Piekielni sąsiedzi, nie dziwie się, że ludzie robią wszystko by wyprowadzić się za miasto i mieć swój kawałek ziemi, na której mogą sobie parkować jak chcą i w ogóle robić co chcą bo mieszkanie w takich miejscach zawsze jest związane z nieprzyjemnościami.

parking sąsiedzi bloki osiedle sąsiedztwo mieszkanie

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (26)

1