Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

toniaczek

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2011 - 19:46
Ostatnio: 4 września 2011 - 16:02
  • Historii na głównej: 3 z 7
  • Punktów za historie: 1126
  • Komentarzy: 122
  • Punktów za komentarze: 581
 

#13933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Można by historię dodać do kategorii: piekielny petent. albo piekielny bezrobotny...

Moja instytucja ma siedzibę pod tym samym numerem, co jeszcze kilka innychy. Niestety brak numeracji poszczególnych lokali, ale każdy dobrze się "znakuje" więc ludzie trafiają.

Dziś nagle do naszego biura wpada lekko "wczorajsza" pani, wiek cięzko ocenić bo dość zmęczona życiem.
(J) Ja (p) pani

j: W czym możemy pomóc?
P: Ja do pracy.
j: (wielkie oczy) Aaahhaa... ale jakiej pracy?
P: No macie pracę dla mnie (z taką pewnością, że prawie mnie przekonała)
j: Proszę pani, nic nie wiem o tym abyśmy obecnie kogoś szukali. Ale proszę powiedzieć o jakie stanowisko chodzi i skąd informacja?
p: Ja p******* , ca za bajzel k****a.....
J: (milczę czując, że raczej szansa na jakikolwiek etat się od pani odsuwa) ...
p: No k**a urząd pracy mi tu kazał przyjśc no!!
j: Ale na pewno do nas? Może inna instytucja spod tego numeru? Do kogo się pani kazali zgłosić, do jakiej pracy?
P: No k**a skąd mam wiedzieć?! Dobra , dosyć p**lenia. Pieprzony urząd, zawsze z nimi tylko problem... - Jak widać pani miała głęboką refleksję o stanie naszego państwa, powiązaną z głęboką refleksją własną - Sami k**wa nie wiedzą co się dzieje dookoła nich!!
j: (ledwo trzymając powagę, widząc rozbawione koleżanki siedzące za plecami pani) - Przykro mi, że nie mogę pomóc..
p: Ch**j z tym. Mi tu pani podpisze że byłam na tej rozmowie u pani, to na miesiąc mam spokój.
j: No nie bardzo, nie jestem chyba właściwą instytucją...
P: Wal się s**ko!

I wyszła, zostawiając nas w cichej refleksji nad przyczynami bezrobocia w Polsce w oparciu o kompetencje komunikacyjne tej pani... :)

moja praca

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 520 (594)
zarchiwizowany

#13488

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o natrętnych wciskaczach kart kredytowych przypomniała mi sytuację w drugą stronę...

Mój mąż staral sie o karte (potrzebowalismy tylko na wyjazd zagraniczny, nic bez niej bysmy nie zalatwili tam).
Złożył papiery w Eurobanku, gdzie mieliśmy wspólne konto i odłożoną dużą kwotę - oszczędności dwóch lat na ten wyjazd. Bank znajduje się dwa numery od miejsca, gdzie pracujemy.

Godzina 14, dzwoni pan i prosi o rozmowę z wiceprezeską. Ta prosi sekretarkę o wyciągnięcie umowy męża. Nie zdążyła powiedzieć o co chodzi, dzwonek do drzwi. Pan z banku przyszedł obejrzeć miejsce pracy i umowę. normalny nalot!
Rozmowa Vice(V) i pracownika banku (P)
P (ogląda umowy)- o cos widze dużą podwyżkę miał ostatnio.... ciekawe....
V - (zażenowana) wie pan. duzy obrot mieliśmy... kilka dużych dotacji...
Pan pochodził po siedzibie- sporej.
P- akurat TERAZ miała duży obrót??
V- no nie akurat teraz, ale... w zasadzie o co panu chodzi??
(dodam iż nie wiedziała o tym wniosku o kartę)

Mąż karty nie dostał!
Może tylko dodam, iż mąż jest PREZESEM tej instytucji,oboje mamy od lat umowy o pracę, ale ponieważ to nie firma, oczywiście bankowcy nie mają dość lekceważący stosunek.

Mąż, gdy mu z tym zadzwoniłam, wkurzył się ostro. następnego dnia zlikwidowalismy konto w tym banku, wyplacajac oszczednosci - dużą kwotę, wielokrotnie przekraczającą wnioskowany limit na karcie.
Patrzę- ten sam pan, co od razu mówię mężowi.
Pan śmial sie zapytac po zobaczeniu kwoty: ooo... dlaczego państwo zamykają konto?
mąż wyciagnął swoja umowe i pyta : mówi to cos panu?
ten spalił buraka i bez słowa drukowal papiery...

Bez problemu dostł kartę w innym banku, jako bonus za otwarcie konta :)

Eurobank

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (136)
zarchiwizowany

#13092

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dziś.
Na 7.30 umowiona bylam na wizyte u ginekologa, specjalistyczna klinika. Pan dr jest przecudownym, ciepłym, zaangażowanym fachowcem. Ludzie walą do niego z całęj Polski. cały personel to super mili ludzie.

Klinika (prywatna) otwarta jest od 8 rano. W ramach wyjatków lekarz specjalnie przyjezdza wczesniej. Zrobil to dla mnie drugi raz za co byłam mu ogromnie wdzięczna.

To wprowadzenie. Do rzeczy.
Siedze sobie o 7.25 czekajac po milej konwersacji z recepcjonistka w pustej przychodni na lekarza.
Za chwile parka pojawia sie obok mnie. I zaczyna sie gadka kolesia:
- Ja p....., co za miejsce! Nawet ku.... wynikow badan nie mozna odebrac (przypominam - klinika czynna od 8, co panu zostało grzecznie powiedziane). Te jeb.. konowaly to tylko kase koszą. Ja p..... K.... trzeba było zostac w tamtej klinice.
Żona nieśmiało: ale mowiles, że tam nie jest dobrze..
Mąż: No k... wszedzie ten sam szajs, ale tam bylo blizej!

Na to pojawia sie recepcjonistka z info, ze lekarz chwile sie spozni.
No i zaczęło się...
- on jest k... po....!! (i tu leci mięso, obrazy, itp). NIgdy mu nie pasuje, nie może jak normalny człowiek (!) pracować po poludniu, tylko my się musimy zwalniac aby nas przyjął! Jak go tu k... za 5 minut nie ma odbieram kasę i wynosimy się stąd!

Zona zalamana, bo to taka specyfika ze jak sie danego dnia nie zrobi badan - to trzeba czekac caly miesiac. Ale nic nie mowi. Koles przez najblizsze 10 minut przeklinal, obrazal lekarza od najgorszych, odgrazal sie, itp. co jakis czas wtrącał: Kochanie, ale nie denerwuj sie bedzie OK!

W momencie kiedy puszczał kolejną wiązankę, usłyszałam głos lekarza.Było jakoś 7.45. Gdy wyszedł zza rogu nagle koleś zamilkł i grzczniutko "dzień dobry!".
Gdy lakarz zawolal mnie - mialam 1 numer- myslalam ze pacjent piekielny mnie zastrzeli!

Okazalo sie, że powodem spoznienia byla awaria pradu i lekarz nie mogl w ogole z domu wyjechac! (brama elektryczna). POnieważ jak pisalam jest to super człowiek, mocno go pożałowałam.
Dodałam na koniec wizyty:
- ale wie pan - tam w kolejce piekielni :) pacjenci na pana czekaja...
on na to: ale czego sie denerwują??
-że pan doktor sie spoznil..
- CO??? przeciez oni mają wizytę na 8 dopiero!!!
- Aha.... no tak...

Dodam, iz samo leczenie to dla kobiet duzy stres. wspolczuje żonie, bo mysle ze taki mąż nie jest za dużym wsparciem psychicznym i raczej spokoju nie zapewnia.

klinika

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (210)

#8768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w PKS.
Jechałam ze swoim labradorkiem - piesek bardzo zadbany, wyszkolony, mega grzeczny, od małego dużo podróżował z nami, więc umie się zachować, uwielbia ludzi i ufa każdemu.
Pierwszy raz jednak jechaliśmy PKS, sprawdziłam jakie są zasady przewozu, wiec piesek miał i książeczkę i kaganiec.
Stoimy w kolejce do autokaru, jesteśmy już na schodach, piesek siedzi bez ruchu. Nagle tuż za nami głośne komentarze jakichś pań:
- Co to ludzie już sobie nie wymyślą, no. Wszędzie te brudne, srające i zapchlone psy muszą wpychać?
Na co druga:
- Zaraz powiemy kierowcy, niech to bydle stąd wyrzuci!

W tym momencie dochodzę do kierowcy i pokazuję kupione wcześniej 2 bilety.
Kierowca pyta:
- A ten drugi to za kogo? (piesek siedział za mną)
Ja odsuwam się by go pokazać.
W tym momencie jedna z pań:
- Panie, pan tego cholerstwa chyba nie wpuści?! Ciekawe co na to sanepid?!
Na to kierowca popatrzył na pieska, który jak to labek zwykle szybko zjednuje sobie ludzi i wyciągnął do niego rękę. Na moją komendę psiak podszedł do kierowcy, oczywiście dał się pogłaskać i jeszcze polizał go po ręce. Kamień spadł mi z serca, już widziałam że kierowca kupiony (bo co prawda przepisy PKS pozwalają na przewóz zwierząt ale wiadomo - ostatecznie decyduje czynnik ludzki ;) )

Kierowca popatrzył na mnie i mówi cicho:
- Pani sobie z nim usiądzie na końcu to będziecie mieć więcej miejsca i tam się położy (czekało nas 5 godzin jazdy). - Po czym bardzo głośno dodał: - Oj piesku, piesku, jakby wszyscy pasażerowie byli tacy fajni, grzeczni i spokojni jak ty, to dużo milej by nam tu wszystkim było!
Więcej komentarzy ze strony pań piekielnych nie słyszałam...

pks

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 871 (955)
zarchiwizowany

#8048

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
dzialo sie latem, glowna ulica miasta.
siedzialam w ogrodku restauracyjnym z moja kolezanka z Hiszpanii. Rozmawialysmy po angielsku.
pochodzi nasz miejski notoryczny zebrak - w sensie krązący codziennie - bardzo mlody chlopak i milutkim glosikiem mowi do nas formulke ze zbiera pieniazki na jedzenie.
my rozmawiamy dalej. on chwile stoi po czym slyszac obcy jezyk mowi z wściekłością: "ch** ci w d*** s**o!!
mnie zamurowalo,ale obrocilam sie do niego i pytam:
"ale ktorej z nas?"

chlopak zamarł, po czym rzucil sie biegiem do ucieczki.

za tydzien podchodzi do stolikow w tej samej knajpie, w pewnym momencie mnie zobaczyl i ... juz go nie było :)

ogrodek

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (202)

#7766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja w kinie, na dość poważnym filmie.
Obok mnie siedzą dwie miłe panie, w wieku ok. 50 lat.
Prze seansem reklamy. W ich trakcie jedna z nich dość intensywnie wysyła sms-y. Dodam, iż przy każdym przychodzącym/wychodzącym, bardzo intensywnie miga jakaś niebieska lampka na jej telefonie.
Zaczyna się seans. Telefon zaczyna migać. Pani ku mojemu zdziwieniu odbiera. Rozmawia chwilę dość głośno. Z tylu słychać niewybredne komentarze.
Po 15 minutach filmu jej torebka zaczyna świecić na niebiesko. Pani wyciąga telefon i znów obiera. Zaczyna powtarzać do słuchawki "jestem w kinie". Najpierw niezbyt głośno, ale za 5 już normalnym, donośnym głosem.
I nagle z rzędu za nami ktoś wyrywa jej ten telefon (okazał się tym kimś dość wyrośnięty chłopak), przykłada go o ucha i krzyczy na całe kino:
- JEST W KINIE k***a i nie może rozmawiać!!! - Po czym oddaje telefon bez słowa właścicielce.
Ta przerażona wciska się w fotel i słyszę jak płacząc, dodaje już cicho:
- Zadzwonię później mamusiu...

kino

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 780 (898)
zarchiwizowany

#6704

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój zapobiegawczy mąż jak tylko usłyszy, że idzie śnieg, pędzi wymienić opony. Mamy dosc nietypowe ogumienie, wiec w "sezonie" zawsze sa problemy.
A wiec przyjechal po poludniu zadowolony, ze opony wynienione i możemy na drugi dzień ruszać w trasę ( dośc daleką). Rano pojechałam do pracy, miał dojechać i dzwoni, że są flaki w 2 z 4 wymienionych opon... doczlapal sie na najblizsza stacje dopompować aby móc jechać z reklamacją.
W serwisie przeprosili, ze to rzadkie kola, ze cos im nie wyszlo, itp.... no ale wymienili.
Ruszyliśmy w trasę i k*rwa na samym środku autostrady poszło nam powietrze w prawym kole (czyli znów źle załozyli). wiec moj wkurzony M. w fatalnych warunkach wymienia koło. zostalismy zatem bez zapasowki i wrcz z ryzykiem że w czasie jazdy znów zejdzie nam ppowietrze
Po powrocie (3 dni od poprzedniej wizyty) jedziemy od razu na serwis. NO i teraz dialog (M)ałżonka ze (S)przedawcą:

m- prosze pana, byłem u ws juz dwa razy, dwa razy żle założyliscie te opony, co spowodowało dla mnie duże komplikacje i wręcz niebiezpieczna sytuację w czasie ruchu. Bardzo pana proszę, aby teraz wymienić już na dobre i dobrze je założyc..
S - ale ja panu ich nie wymienie!
M- ??????
S - musi pan zlożyc oficjalna reklamacje do producenta
M- jak to do producenta? opony są ok, tylko zle dobraliscie i zzamontowaliscie! moge złożyc reklamacje na usługę.
S- jesli chce pan cos , to tylko reklamacja do producenta i wtedy my cos zrobimy
M- (tu dodam, ze moj maz naprawde potrafi wykazac sie anielską cierpliwoscią, a do roznych absurdow sie przyzwycził): nie rozumiem,nie zgadzam sie z takim mysleniem ale ok . jak długo trwa rozpatrywanie tego?
S - no ... teraz to dlugo.. ale chyba i tak panu tego nie uwzglednia.
m- dlaczego???
S - bo towar (czyli opony zakladane przez nich wprost na kola) BYŁ UŻYWANY!
m- ............. (tego absurdu jż nie objął)

wymiana opon

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (205)

1