Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#10234

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam ;] Moja pierwsza historia, więc proszę o wyrozumiałość.
Znalazłam tu dużo piekielnych historii na temat służby zdrowia, dlatego postanowiłam dodać moją historię, niejako w obronie tejże instytucji...
A więc (tak wiem poloniści zgrzytają zębami i szykują kamienie;>) dwa lata temu zaczęłam miewać krew w moczu i pobolewały mnie nerki, ale tu tak, praca, sesja, nowy facet, znowu sesja (tym razem poprawkowa), znowu uczelnia, nie było zbytnio czasu iść do lekarza, zwłaszcza, że nie bolało cały czas, ot miewałam co jakiś czas po parę dni, że pobolewało i była krew w moczu. No i organizm, doszedł do wniosku, że skoro ja go olewam, sam się doprosi uwagi...1 listopada, gdy byłam na grobach, zaczęło mnie tak boleć, że prawie błagałam o kulkę w łeb i wrzucenie do którejś z krypt. Rodzice najpierw myśleli, że symuluję (zaraz po wolnym miałam wielkie kolokwium), ale zabrali mnie na pogotowie. Tam diagnoza, że mam piasek w nerkach i najprawdopodobniej schodzi...Dostałam przeciwbólowe, lekarz zalecił dużo pić (oficjalnie wody, nieoficjalnie wiecie co;>) i heja do domu...Dobrze, że jeszcze wolne...następnego dnia, wieczorem znów powtórka z rozrywki, tym razem ból jeszcze gorszy. Dzwonię na pogotowie a oni z tekstem, że mam wziąć apap i iść spać! Mówię, tłumaczę, w drodze łaski, dostałam telefon do przychodni na Pocieszki (kto z Kielc ten wie), przyjechali dostałam domięśniowo (raczej dotyłkowo) nospę i ketonal. Poszłam spać. Następnego dnia nigdzie nie wychodziłam, było wszystko dobrze. Myślę sobie nic się nie dzieje, jutro idę na ten nieszczęsny kolos...ledwo wróciłam do domu, całą drogę umilając sobie i innym obywatelom, niecenzuralnymi słowami. Jakoś doszłam do domu, prawię płacząc proszę Tatę, żeby zawiózł mnie do szpitala (wcześniej na pogotowiu, powiedziano nam, że urologia jest tylko na Czerwonej Górze, między Kielcami a Chęcinami). Tata poszedł na parking po samochód, Mama mnie spakowała. Jedziemy. Najpierw kolejka do rejestracji. Inteligentne pytanie pani z rejestracji - czy na pewno mnie boli - nie, po prostu, źle mi w domu i chcę się rozerwać trochę na szpitalnym wikcie i opierunku. (to nie było miłe, ale miałam wrażenie, że ktoś mi wyrywa połowę organów wewnętrznych). Przyjęli mnie, od razu mocz, potem USG. Diagnoza - spory kamień, 5 na 7 mm. Zostawiamy na oddziale. Po unormowaniu sytuacji - urografia (usg z kontrastem na nerki). Kolejna diagnoza - nerka na skraju funkcjonowania, konieczna operacja w trybie przyspieszonym (czekałam tylko półtora miesiąca, i tylko na własną prośbę, bo akurat święta wypadały i dobrze zrobiłam, bo po operacji leżałam w szpitalu bite 3 tygodnie). Na prawdę opieka na oddziale miła, pielęgniarki miłe i pomocne, o wszystko można poprosić, nigdy złym słowem czy gestem nie uraczyły nikogo. Lekarze - fachowi. Mnie z racji ciekawego przypadku (młoda osoba i tak zniszczona nerka) wziął pod skrzydła zastępca ordynatora. Bez żadnych znajomości, bez niczego...Jedzenie pyszne, piękne widoki za oknem (szpital w środku lasu http://czerwonagora.pl/ - choć już po 3 tygodniach leżenia tam, tęskniłam za zgiełkiem miasta). Więc nie zawsze służba zdrowia jest taka zła. A i wszystko było na NFZ!!
Sorry, że długo, ale chciałam dokładnie opisać ;]

szpital czerwona góra kielce

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 22 (72)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…