Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10339

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia przydługa niestety, kto chce niech czyta, bo uważam, że warto. A chodzi o to, że swego czasu pracowałem jako nauczyciel w pewnym gimnazjum.

Był sobie jeden chłopaczek - Jasiu (imię zmienione), który po prostu był masakrycznie niewychowany - zero szacunku dla kogokolwiek, zero powściągania języka, zero chęci do nauki itp. Siłą rzeczy byłem prędzej czy później zmuszony wezwać do szkoły jego matkę na rozmowę (tatuś ostro haruje za granicą). Telefon, tu pan nauczyciel Jasia, taka a taka sprawa, proszę przyjść do szkoły. Ok ok, załatwione.

O umówionej godzinie wchodzi do mojej sali jakaś damulka z gatunku plastik-fantastik, jak się okazuje, mama Jasia. Zaczynam rozmowę, ale od samego początku widzę, że kobitka ma wszystko serdecznie gdzieś. Czarę goryczy przelał jej tekst, kiedy spytałem się jakie metody wychowawcze stosuje wobec Jasia.

-METODY WYCHOWAWCZE?- dosłownie się wydarła -TO JA MAM SYNA WYCHOWYWAĆ? OD TEGO WY JESTEŚCIE (że co K**WA proszę?!), JA MAM POWAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE!!! - W tym momencie trafił mnie szlag, mamusię wyprosiłem i porozmawiałem sobie w zamian z dyrekcją. Pani dyrektor wysłuchała ze zrozumieniem i rzecze:

- Poczekaj aż wróci tata Jasia, jest raz na miesiąc w Polsce, jego wezwij, masz tu telefon, chętnie przyjdzie, zobaczysz. I nie dzwoń do sądu rodzinnego bez mojej wiedzy! - Zaśmiała się.
No ok, przełożona moja znała się na rzeczy więc czekam, kładąc na gówniarza przysłowiową lachę.

Po tygodniu telefon, tak tak, tatuś chętnie przyjdzie porozmawiać i poznać nowego nauczyciela.

Siedzę i wtacza mi się do gabinetu mężczyzna, którego można by omyłkowo wziąć za typowego koksa z siłowni, o umyśle rozwielitki. Sobie myślę, wielkie dzięki, dyrektorka mi teraz przysłała po plastiku tępego kloca na negocjacje. Facet usiadł i pyta co się dzieje. No to mu wyłuszczam wszystko o Jasiu i jego wychowaniu, łącznie z tym, że nie życzę sobie żeby jego żona wrzeszczała na mnie jak na gówniarza w przykrótkich portkach i widzę, jak kolesiowi żyłka się coraz większa robi na skroni. Skończyłem wywód, a koleś do mnie:

- Wie pan, bardzo się cieszę, że pan mnie wezwał. Z Jasiem są poważne problemy jak tylko wyjeżdżam do pracy. Żona nie umie go wychować, zresztą nic nie umie, tylko leżeć i pachnieć, więc daje mu kasę i myśli, że to załatwia sprawę. Porozmawiam z Jasiem i z jego matką i może pan być pewien, że sytuacja się nie powtórzy. I jeszcze raz za zaistniałą sytuację pana najmocniej przepraszam. - Wszystko spokojnym, wyważonym tonem, niczym Sznuk czytający pytania w 1 z 10. Po czym wstał, uścisnął mi dłoń, powiedział grzeczne "do widzenia" i wyszedł. Ja natomiast jeszcze dobry kwadrans zbierałem szczenę z podłogi i plułem sobie w brodę, że książkę oceniłem po okładce.

Z Jasiem był już potem spokój (ba!), jego matka złożyła mi, co prawda telefoniczne, ale zawsze przeprosiny a ja od tamtej pory staram się nie przypinać ludziom łatek, bo można się naprawdę mocno pomylić.

Szkoła przetrwania w warunkach ekstremalnych (a.k.a. gimnazjum)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 823 (895)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…