Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10807

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnych sąsiadach i przemiłych policjantach.

Jeszcze rok temu wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie w dosyć młodym bloku. Z tego, co zdążyliśmy zaobserwować, niewiele mieszkań w tym bloku było zasiedlonych przez właścicieli, jakieś 90% to byli najemcy. Zdarzały się różne sytuacje, m.in. pełne dziecięce pieluszki i zużyte podpaski wyrzucane na trawnik (tym lokatorom właściciele szybko podziękowali), zastawianie dróg pożarowych (szybko się skończyło, ale potrzebny był pożar w bloku, żeby łosie nauczyły się parkować), ale prawdziwym utrapieniem byli studenci mieszkający piętro niżej. Nocne imprezy w środku tygodnia to był standard, wrzaski i głośny seks również.

Pewnego razu sąsiedzi jednak przesadzili. Imprezę zaczęli w godzinach popołudniowych. Lato to było, upał, więc wszędzie balkony i okna szeroko pootwierane - wszystko doskonale słychać. Naiwnie mieliśmy nadzieję, że z racji obecności w bloku małych dzieci (sąsiedzi zza ściany mieli wtedy miesięczną córeczkę) albo wcześnie skończą albo chociaż będą na tyle cicho, żeby dać innym spać. Nic z tego, o północy muzyka nadal dudni. Schodzę do nich po raz pierwszy z prośbą o przyciszenie - przyciszyli, na kwadrans. Zdążyłam wrócić do łóżka i znowu umca umca, aż mi szklanki w szafce skaczą.

Nic to, o pierwszej schodzę po raz drugi. Dziecko za ścianą płacze. Sąsiedzi ściszają, wracam do siebie i słyszę wrzask: "IMPREZAAAAAAAA!!!" i znowu umca umca.

O drugiej minęłam na schodach sąsiada z trzeciego piętra pałającego żądzą mordu. Kurtuazyjne sąsiedzkie "dobry wieczór, kto tym razem wzywa policję?", każdy do siebie, po pięciu minutach impreza znowu na całego.

O trzeciej dzwonię na komisariat, zgłaszam zakłócanie porządku (w międzyczasie na trawnik przed blokiem poleciało szkło) i ciszy nocnej. Oficer dyżurny spytał, czy próbowaliśmy uciszyć imprezę po dobroci - próbowaliśmy. Czy wpuścimy patrol? Wpuścimy.
Przycupnęłam na balkonie (spać i tak się nie dało) i czekam na rozwój wydarzeń.

Jakiś kwadrans później słyszę z balkonu na dole "o ku*wa, psy!", po czym muzyka zamilkła, a światła zgasły. Patrzę, faktycznie radiowóz przejechał, zakręcił za blokiem i zniknął. Chwilę później dzwoni domofon:
- Czy to pani wzywała patrol do zakłócania ciszy?
- Tak, ja, zapraszam na górę.
Przyszło dwóch policjantów. Jak się okazało, zaparkowali po drugiej stronie bloku i weszli "frontem" (nasze okna i okna piekielnych sąsiadów wychodziły na wejście "od podwórka"). Ponieważ nie zastali zgłaszanego przeze mnie zakłócania ciszy, nie mogli nic zrobić, ale ponieważ nie byli pierwszy raz wzywani do imprezy w tamtym konkretnym mieszkaniu, postanowili chwilę posiedzieć i poczekać na rozwój wydarzeń. I mieli rację - po niecałym kwadransie sąsiedzi poczuli się bezpiecznie i znów włączyli swoje umca umca. Policjanci dopili herbatkę, podziękowali i poszli na imprezę.

Skończyło się na tym, że sąsiedzi dostali mandaty po 200zł od łebka, wezwanie do sądu grodzkiego z powodu uporczywego zakłócania ciszy nocnej, a właściciele wypowiedzieli im najem w trybie pilnym. Wyprowadzili się w ciągu tygodnia.

A policjanci powinni jakąś premię dostać za to, że im się chciało :)

jak dobrze mieć sąsiada

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 833 (907)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…