Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10939

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj wróciłam z tygodniowego pobytu poza domem. Moją kotkę i kwiatki zostawiłam pod opieką kuzynki mojej przyjaciółki, za jakieś tam pieniądze. Jak tylko otworzyłam drzwi do domu zamarłam. Smród taki że nie da się oddychać, do tego duszno jakby okna nie były otwierane ani raz. Na podłodze żwirek kici i ziemia z kwiatków. Kuweta kota była delikatnie mówiąc brudna, kwiatki zdechły na amen. Na szczęście sam kot nie ucierpiał... W ciągu godziny przywróciłam dom do porządku, choć nie da się określić słowami jak bardzo się wściekłam. Postanowiłam zrobić sobie relaksującą kąpiel, a potem zadzwonić do kuzynki przyjaciółki i ochrzanić ją. Jak tylko weszłam do wanny usłyszałam przekręcanie się kluczyka w zamku. Usłyszałam że gada coś przez telefon:

- Ja pier*** ale tu je*ie. Mam nadzieje że kot nie zdechł. Kur** kwiatki zdechły... Trudno... No, dobre, hehe. Najwyżej kota zaje** za kwiatki a nie mnie, hehe... A chu**, ja tu nie byłam ani raz. Posprzątam trochę teraz i niech mnie w dupę pocałuje, nie udowodni mi nic, nie? Hehe.

Przyznam że tak się we mnie zagotowało ze złości że aż mi lustra zaparowały w łazience. Owinęłam się w ręcznik i wyskoczyłam do niej. Nie szczędziłam w słowach. W dzień w którym wyjeżdżałam było zimno, więc okna były zamknięte, ale potem był upał. W domu panowały spartańskie warunki. Nie dziwię się że z kwiatków ostał się jedynie kaktusek, to cud że kotu nic nie jest. A tydzień nie była karmiona przez tą lafiryndę. Koniec końców wściekłe pożegnałyśmy się donośnym trzaśnięciem drzwiami.
Nie wiem kto był bardziej piekielny: ona przez zaniedbanie kota i kwiatków, które jej powierzyłam czy ja, tym jak na nią nawrzeszczałam...

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (920)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…