Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#10955

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pasożytuję tu od jakiegoś czasu, więc i historię przydałoby się dodać. Na początku czerwca Anno Domini 2011 w Warszawie odbyły się Ursynalia. Koncerty miały trwać od środy do piątku, do późnych godzin nocnych, gdy metro już nie kursuje. Cała impreza była świetnie zorganizowana, podstawiono nawet dodatkowo kilkadziesiąt autobusów dowożących imprezowiczów do Centrum. Ale akurat przyjechało kilkoro moich znajomych z Podlasia, gadka-szmatka i gdy dotarłam na przystanek (godz. 1:00) żadnego autobusu już nie było.
Mimo że lało niemiłosiernie, dziarskim krokiem ruszyłam w stronę Dolinki Służewieckiej, by złapać jakiś nocny. O dziwo - podjechał szybko. Szczęśliwa wsiadam do środka, ze mną cała masa przemoczonych koncertowiczów, wszyscy radośni, że długo nie czekali i lada moment w domach wyschną. Akurat! Oczywiście każdy założył, że nocny pojedzie do Centrum, gdy on miał trasę na Wilanów. Trudno się mówi, moja wina, mogłam sprawdzić rozkład, pomyślałam, i wysiadłszy na najbliższym przystanku podbiegłam do kolejnego, tym razem już z właściwymi autobusami. Tutaj znowu kilkanaście minut czekania, znowu tłumy, znowu deszcz. Ale że po Kornie nastrój miałam świetny, nie przeszkadzało mi to zbytnio.
W końcu - jedzie nocny! Ludzie wylegają w stronę ulicy, a on... Jedzie dalej, nie zatrzymując się. No nic, przepełnione miał, to się nie zdziwiłam.
Wyświetlacz na komórce pokazuje godzinę 1:40. Zamiast czekać 30 minut na następny, obieram azymut "pi-razy-oko" na Trasę Łazienkowską i z nastawieniem "gdzieś w końcu dojdę" idę przed siebie. Wody w butach po kostki (glany), mogłabym śmiało założyć hodowlę żab, ale nastrój wciąż wesoły (przyznaję, czułam się odrobinę jak naćpana przez emocje pokoncertowe). Co jakiś czas sprawdzam na przystankach, czy idę w dobrą stronę. Po jakichś 30 minutach docieram do przejścia dla piezych przy Stegnach i co widzę? Autobus! Nocny! Pusty! Dopiero podjechał! Więc w te pędy do niego! Taksówkarz przepuszcza przez ulicę, dopinguje i zagrzewa do boju, bieg jak po ogień i...? Gdy docierałam już do ostatnich drzwi, machając przy tym zawzięcie i mając do pokonania ostatnie dwa metry, Pan Nieczuły Kierowca wcisnął guziczek, zamknął mi wierzeje przed nosem i odjechał w siną dal.

Kolejne 40 minut spędziłam siedząc na przystanku, marznąc niemiłosiernie. Na szczęście na Centralnym Miły Taksiarz wykazał się sercem i litością dla zmokłej kury i za 20zł podwiózł mnie pod sam dom, mimo że licznik pokazał kwotę o jakieś 5-6zł wyższą. Na szczęście obyło się bez zapalenia jakiegokolwiek elementu układu oddechowego i następnego dnia mogłam śmignąć na Guano Apes, a w drogę powrotną udałam się już taryfą :)

ZTM, czyli Złośliwość To Moc ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (48)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…