Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#11011

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nie piekielna, ale całkiem miła i pokazująca, że są w tym kraju jeszcze jacyś "ludzie". Ale do rzeczy..
W piątek musiałam szybko dojechać do swego miasta, gdyż zapowiadało się ważne, jak dla mnie wydarzenie. Oczywiście, ja nie ogarnięta, wyszłam z domu 35 min przed odjazdem pociągu. Jak strzała pobiegłam do taksy i pytam się, czy za 30 zł od siebie dojadę na Dworzec Wschodni. Usłyszałam tylko, że postaramy się. Pan Taksówkarz nic nie mówił, a jak już, to o sajgonie, jaki dział się na ulicach stolicy (uwierzcie, dojechać z Bielan na Pragę, szczególnie po Grota-Roweckiego, w piątek po południu - masakra). W okolicach Wileniaka Pan Taksówkarz w końcu się odezwał:
(PT): Ja pani wyłączę licznik, żeby już się nie nabijało. Da mi pani teraz te 3 dychy, póki stoimy w korku, to zaoszczędzi pani czas na kupno biletu. (bo takowego jeszcze nie miałam)
Oks, dałam Panu pieniądze, Pan wyłączył licznik. Dojechaliśmy na dworzec, pożegnaliśmy się, a ja pognałam do "prowizorycznych kas".
I tu mogłaby się historia już zakończyć, ale koniec miłych niespodzianek jeszcze nie nastąpił.
Pominę fakt, że do odjazdu pociągu zostały mi wtedy 4 minuty, a jakaś babka non stop wybrzydzała, co do pociągu i czasu przejazdu...
Gdy w końcu doszłam do kasy, rzuciłam tylko:
(Ja): Studencki do X, o 13.28 (była wtedy 13.27).
(Pani kasjerka): Dobrze, 20,78 zł poproszę.
(J): Może być kartą?
(PK): Ale wie pani ile to czasu zajmuje? Pani pociąg odjedzie, zanim pani kupi ten bilet, więc po co to wszystko? Niech pani lepiej idzie na pociąg i kupi bilet u konduktora!
(J): Ale można płacić tam kartą?
(PK): Pewnie, że można! A co pani myślała?!
No to rzuciłam się dzikim biegiem na peron, aby zdążyć przed odjazdem. I owszem, zdążyłam, ale rzutem na taśmę, i to dosłownie.
W końcu sobie klapnęłam na siedzeniu w przedziale i pytam się jakiejś kobity, gdzie jest konduktor (aby zasygnalizować mu mój brak biletu i chęć kupna), ale usłyszałam tylko: "a siedzi pani, ja tu zaraz na centralnym wysiadam, ale mówię, że on to dopiero za Warszawą się pojawi, więc proszę się nie martwić".
No okej, zapytałam jeszcze tylko, gdzie jest wagon barowy (przy 30 stopniach ciągle chce się pić), usłyszałam odpowiedź, udałam się tam i spokojnie kupiłam wodę, tak więc po tym zabiegu w portfelu miałam tylko 15 zł. Wróciłam, czekam, słucham muzyki, aż tu nagle przed Z wchodzi Pan Kunduktor, sprawdza wszystkim bilety i wtedy do mnie:
(Konduktor): A pani?
(J): Ja chciałam kupić bilet..
(K): Z Warszawy tak?
(J): Taaak. A można płacić kartą?
(K): Tak, ale tylko w pierwszej klasie.
(J): Bo ja chciałam kupić bilet na dworcu, ale bym się spóźniła na pociąg, a pani w kasie mi powiedziała, że spokojnie u pana zapłacę kartą..
(K): I tu się wysuwa wniosek - nie należy ufać ludziom z dobrymi chęciami.(;)). (ciągle nie przestał wypisywać biletu)
(J): No tak, ale ja nie mam tyle pieniędzy przy sobie. Myślałam, że kartą można, a tak to mam tylko 15 zł ze sobą, a nie te 21... (już ze zbolała miną)
(K): (tu przestał wypisywać bilet) ah tak... to pani poczeka, w drodze wyjątku, pozwolę pani zapłacić kartą, żeby już nie było.
Pozostałą godzinę czekałam w pełnej gotowości na powrót Pana Konduktora, ale niestety już nie wrócił. A ja naprawdę chciałam zapłacić!
No ale nic, wysiadłam na dworcu w swej miejscowości i z wielką wdzięcznością dziękuję PKP, że to ona sponsorowała mi ten przejazd.;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (182)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…