Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#11299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych oszustach akwizytorach z którymi sam przez kilka dni współpracowałem.

Działo się to kilka lat temu kiedy po zdanej letniej sesji postanowiłem popracować dorywczo - co by mieć trochę swojej kasy a nie wiecznie ciągnąć od rodziców.

Znalazłem w internecie ogłoszenie z owej firmy - napisane stylem "propozycja nie do odrzucenia" tj. młoda kadra, wysoki zarobek, możliwość szybkiego awansu, brak wymagań etc. Jako że były to moje pierwsze kroki na tzw. rynku pracy "łyknąłem" to ogłoszenie jak ryba wielkiego tłustego robaka na haczyku. Po złożeniu aplikacji online już na drugi dzień telefon z zaproszeniem na rozmowę.

Przychodzę, "rozmowa" trwała 2 minuty po czym nażelowany szef z radością przyjął mnie do pracy od zaraz. Nie zraził mnie fakt, że to co mówił nieco odbiega od treści ogłoszenia (tj. forma pracy). Zza drzwi słychać było śmiechy i liczne przekleństwa - czyli bawią się dobrze. Praca jak praca, wywożono nas nawet 100 km za miasto gdzie każdy dostawał swój rejon i chodził po wszystkich domach próbując wcisnąć naiwnym ludziom abonament telewizji cyfrowej w cenie 3 razy przekraczającej tą oferowaną w punkcie tej telewizji. Temu wozili nas po największych "zadupiach", gdzie do najbliższego punktu 50 km. Oczywiście wymiar godzin podany przez szefunia nijak miał się do rzeczywistości i z terenu zjeżdżaliśmy dopiero jak miejscowi ludzie zaczynali marudzić kto po nocach łazi im po wsi. Z racji tych bardzo dalekich dojazdów w domu nie było mnie przeciętnie od 9 do 23 a praca miała być po 8 godzin! Przez pierwsze 4 dni jeszcze nie wiedziałem jakie wałki robią te firmy więc przykładałem się do roboty i podpisałem kilkanaście umów, każda rzekomo płatna 100 zł. Potem poczytałem trochę o tych firmach i z każdym dniem miałem coraz większe wątpliwości czy w ogóle zapłatę dostanę. Ostatnie 5 dni spędziłem głównie na rozmowach z mieszkańcami wiosek którzy w większości baaaardzo rzadko mają gości i tak leciał mi czas. Szef zaczął się denerwować czemu nie mam wyników. Dziesiątego dnia przyszedłem sportowo ubrany (obowiązywał tam dress code - upał jak cholera ale pełny garniak trzeba mieć!) i złożyłem wypowiedzenie. Szef zrobił teatralną minę (czemu odchodzisz) i powiedział że po kasę mam zgłosić się jutro. I przyszedłem dostając...300 złotych za 9 dni pracy po kilkanaście godzin dziennie. Na kartce było policzone 6 dni po 50 więc wg nich 3 dni pracowałem za darmo.

Z moją umową też były jaja, podpisałem ją ale nie mogłem się doprosić o kopię - pewnie żadnej umowy nie było i pracowałem "na czarno". Później okazało się że mój staż pracy w tej firmie to normalka - rotacja jest tam niesamowita a firma żyje właśnie z takich naiwnych co łykną bajeczki szefa. Resztę wakacji przepracowałem na budowie gdzie mnie wkręcił kolega z osiedla i kasa była tam 5 razy większa niż w tej firmie (w przeliczeniu na godzinową) :)

Do końca wakacji firma zamieściła na jednym portalu to ogłoszenie aż 7 razy - za każdym razem pisane identycznym stylem, za każdym razem ilość złożonych aplikacji była 3-cyfrową liczbą.

Wiem, sam jestem sobie winien ale nie wiedziałem wtedy o tym nic a internetu w domu także nie miałem.

direct dystrybucja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (148)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…