Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#11355

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 2-3 lata temu zabierałam konia na zawody do Chorwacji. Był bardzo upalny lipiec, wszystko się kleiło od gorąca, więc postanowiliśmy, że wyjedziemy koło 6 rano, żeby ominąć największe piekło- na drogach i w powietrzu.

No i na granicy słoweńsko-chorwackiej nie obyło się bez komplikacji. Trafiłam na człowieka ze straży granicznej, który nie potrafił innego języka, jak chorwacki, a dokumenty Fyonne były tylko w polskim, angielskim i niemieckim. Kazał stanąć z boku i czekać, bo on pójdzie po kogoś. Zaczyna się robić coraz goręcej, koń się niecierpliwi, a my musieliśmy stać.

Po ponad 3 godzinach zjawił się owy strażnik [S], oczywiście sam.
[s]: Czego tu jeszcze stoisz? Wróci pani jak będzie miała dokumenty w normalnym języku.
[j]: Mogę przetłumaczyć.
[s]: Niczego nie będzie pani mi tu tłumaczyć, po prostu proszę zabrać konia, ja nie mam czasu na głupoty.
[j]: Przepraszam bardzo, ale to nie moja wina, że stoję tu, bo nie mam dokumentów, tylko pana, bo nie potrafi pan załatwić sprawy. Nie moją winą jest też to, że utworzyła się kolejka. Jestem w drodze już 6 godzinę, chociaż podróż nie trwałaby więcej niż 3. Nie wiozę granatów, nie ukrywam trupów w bagażniku, koń ma wszystko, co powinien mieć, tylko pan jawnie ma problem, z którym nie potrafi sobie pan dać rady. Proszę w takim razie o poproszenie tu jakiegoś bossa.
[s]: Nie ma.
[j]: To też nie mój problem.
[s]: A spi******j.

No i mnie puścił.

granica słoweńsko-chorwacka

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…