zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Nie pochodzę z Warszawy, tylko z miasteczka 130 km od stolicy.
Mieszkam jednak w Warszawie już jakiś czas i czasami moi rodzice robią sobie do mnie wycieczki razem z moim rodzeństwem.
Pewnego dnia podczas ich wizyty postanowiliśmy iść do pewnej fajnej knajpy na Starym Mieście.
Wchodzimy - O DZIWO! było mało ludzi (zawsze jest tłum).
My "dzień dobry", więc obsługująca Pani z miną męczennicy prowadzi nas do stolika.
I się zaczyna. 5 minut - nikogo nie ma. 10 min - nikogo. 15 - nikogo (autentycznie patrzyłam na zegarek...), a kelnerzy chodzą sobie do innych stolików.
Po tych 15 minutach chciałam iść i ich opier... grzecznie poprosić o obsługę, ale tata mnie powstrzymał.
Minęło 30 (!!!!) min. od naszego przybycia - NIC, nada, niente, nothing.
Ojciec się zdenerwował i zarządził odwrót.
Wychodzimy, a przy drzwiach stoją inne dziewczyny i tekst:
"Do widzenia, zapraszamy ponownie!" i coś tam tekst, że mają nadzieję, że smakowało.
Jako, że szłam ostatnia zrobiłam w tył zwrot i (trochę Bogu ducha winne) Panie usłyszały ode mnie wiązankę na temat ich obsługi.
Zaznaczyłam im, że nawet jak był pełny lokal, to umieli szybciej obsłużyć, niż teraz.
Pani, która nas prowadziła do stolika, nie zauważyłam. Skończyła zmianę i zapomniała przekazać, że są nowi Klienci??
Od tamtej pory rodzice na samo wspomnienie o tamtej knajpie dostają nerwa.
Mieszkam jednak w Warszawie już jakiś czas i czasami moi rodzice robią sobie do mnie wycieczki razem z moim rodzeństwem.
Pewnego dnia podczas ich wizyty postanowiliśmy iść do pewnej fajnej knajpy na Starym Mieście.
Wchodzimy - O DZIWO! było mało ludzi (zawsze jest tłum).
My "dzień dobry", więc obsługująca Pani z miną męczennicy prowadzi nas do stolika.
I się zaczyna. 5 minut - nikogo nie ma. 10 min - nikogo. 15 - nikogo (autentycznie patrzyłam na zegarek...), a kelnerzy chodzą sobie do innych stolików.
Po tych 15 minutach chciałam iść i ich opier... grzecznie poprosić o obsługę, ale tata mnie powstrzymał.
Minęło 30 (!!!!) min. od naszego przybycia - NIC, nada, niente, nothing.
Ojciec się zdenerwował i zarządził odwrót.
Wychodzimy, a przy drzwiach stoją inne dziewczyny i tekst:
"Do widzenia, zapraszamy ponownie!" i coś tam tekst, że mają nadzieję, że smakowało.
Jako, że szłam ostatnia zrobiłam w tył zwrot i (trochę Bogu ducha winne) Panie usłyszały ode mnie wiązankę na temat ich obsługi.
Zaznaczyłam im, że nawet jak był pełny lokal, to umieli szybciej obsłużyć, niż teraz.
Pani, która nas prowadziła do stolika, nie zauważyłam. Skończyła zmianę i zapomniała przekazać, że są nowi Klienci??
Od tamtej pory rodzice na samo wspomnienie o tamtej knajpie dostają nerwa.
pewna Kompania
Ocena:
82
(170)
Komentarze