zarchiwizowany
Skomentuj
(16)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Na początku maja wyszedłem ze swoim psem na spacer. Jest to beagle tricolor, generalnie każdy napotykany po drodze człowiek rozpływa się na jego widok, głaszcze, zagaduje, itp. Chodnikiem, w przeciwną stronę szedł mężczyzna w wieku ok. 70 lat. Uśmiechał się do psa, byłem pewny, że będzie do niego mówił, czy pytał się o niego. Zszedłem z chodnika na trawę, psa ściągnąłem na smyczy i czekam, aż dziadek przejdzie. Mój pies nie jest agresywny, cieszy się na widok większości mijanych ludzi. Wita się z nimi, stając na tylnych łapach i machając przednimi w powietrrzu, poczym siada. Co ważne, nie ma kagańca, ponieważ idziemy chodnikiem jakieś 50m, a potem wchodzimy na łąkę. Pies jak zwykle skoczył na powitanie, po czym grzecznie usiadł, a ja usłyszałem, jak dziadek mówi głosem niczym Gargamel ze Smerfów:
- A kaganiec gdzie?!
[J] A po co? On nie chodzi w kagańcu, bo się dusi.
Dziadek przeszedł i zaczął przeklinać pod nosem, ubliżać mi do piątego pokolenia wstecz. Zagotowało się we mnie, ale powiedziałem tylko, siląc się na spokój:
[J] Życze Panu miłego dnia!
Dziadka zatkało. Pewnie spodziewał się bluzgów.
- A kaganiec gdzie?!
[J] A po co? On nie chodzi w kagańcu, bo się dusi.
Dziadek przeszedł i zaczął przeklinać pod nosem, ubliżać mi do piątego pokolenia wstecz. Zagotowało się we mnie, ale powiedziałem tylko, siląc się na spokój:
[J] Życze Panu miłego dnia!
Dziadka zatkało. Pewnie spodziewał się bluzgów.
ludzka życzliwość
Ocena:
3
(81)
Komentarze