Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#11781

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jestem osobą niewierzącą.
Mimo moich poglądów, nie izoluje się od ludzi wierzących. Ba, staram się poznać jak najwięcej różnych ludzi i ich "pomysłów na życie". Wśród moich znajomych jest pewien ksiądz, Wojtek (imię zmienione).
Z Wojtkiem znamy się od kilku lat i choć jest on ode mnie nieco starszy, świetnie dogadujemy się na większość tematów. Z resztą, na tematy co do których się nie zgadzamy, rozmawiamy najczęściej, czerpiąc sporą frajdę ze wspólnych dyskusji i sporów.
Gdy składałem swój wniosek o apostazję, w towarzystwie dwóch pełnoletnich świadków, Wojtek "przypadkiem" wpadł do tej samej kancelarii parafialnej w "roboczym stroju", choć nie chciał mi powiedzieć przed wejściem, gdzie się spotkaliśmy, co tam robi.
Oddałem wymaganą makulaturę, wszyscy podpisali wszystko co mieli podpisać i, wraz ze świadkami, wyszliśmy. Wojtek przez cały czas nie zwracał na nas uwagi, przeglądając jakieś pisma leżące na parapecie.
Kilka minut później dopędził nas z szelmowskim uśmiechem i rozognionym wzrokiem.
- No wyobraź sobie, że właśnie załatwiłem Ci wstęp do piekła! - rzucił rozbawiony.
Okazało się, że w mojej parafii wnioski o apostazję... giną, i to na potęgę! Jeszcze nikomu nie udało się załatwić wymaganych formalności z pomocą naszego proboszcza. Plotki o tym były ponoć szeroko komentowane w środowiskach związanych z wiarą.
Gdy wyszliśmy mój wniosek trafił, najzwyczajniej w świecie do kosza!
Karczemną awanturę jaką urządził Wojtek, znam tylko z opowieści. Padł tam argument "Jak ksiądz może podkopywać własną wiarę?!", a odpowiedź brzmiała mniej więcej "Nie po to Bóg dał mu wolną wolę, żeby teraz kapłan mu ją odbierał!".
Argumentacja była dość skuteczna, bo udało mi się odstąpić od wiary, a po mnie jeszcze trzem innym osobom o których wiem.

Życie codzienne

Skomentuj (157) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (762)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…