Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#12447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tatuażystą.
Słowem wstępu: jestem zwykłym facetem który umie rysować ale wiedział że raczej z malowania obrazów nie wyżyje. Studio mam w jednym z większych polskich miast od 10 lat, wcześniej szlifowałem umiejętności w Anglii i Australii przez około 8 lat. Mam wiele ciekawych opowieści. Jedne są śmieszne, inne smutne. Moje studio odwiedzają różni ludzie i z rożnych powodów. Jedni zdobią swoje ciało bo tak chcą, drodzy chcą np. kogoś upamiętnić. ETC. Większość z opowiastek dotyczy moich szalonych czasów kawalerskich gdy studio było otwarte prawie non stop, zero obowiązków rodzinnych a pieniądze na rozkręcanie biznesu i mieszkanie potrzebne były bo pracowałem jeszcze w pojedynkę.

Jedno się tylko u mnie nie zmieniło. Swoich zasad trzymam się kurczowo, czyli nie robię tatuaży osobom nietrzeźwym/naćpanym (mam alkomat i testy na narkotyki w studiu), nie robię ich na narządach rodnych, głowie, palcach i dłoniach oraz twarzy, dziar o wymowie komunistycznej, faszystowskiej lub nazistowskiej (jestem patriotą do szpiku kości, a "naziorów" nie cierpię w szczególności i nieraz na takich pojeb.... testowałem umiejętności krav magi). Zacznijmy więc ;)

Historia ta pochodzi z czasów gdy otwierałem swoje studio i dopiero badałem rynek. Zapadła mi w pamięci, ponieważ był to jedyny taki klient w mojej karierze, a robię to co robię dosyć długo. Około 20-24 czerwca odwiedził mnie młody (23-26 lat) chłopak. Pokazał mi zdjęcie jakiejś dziewczyny, bardzo ładnej zresztą. Chciał żebym wydziarał mu jego ukochaną na ramieniu. Szkic, kalka i do boju. Chłopaczyna wyraźnie entuzjasta siłowni, z umiejscowieniem nawet tak dużego obrazka nie miałem kłopotów. Ale coś mnie tak tknęło, instynktownie cofnąłem rękę i zapytałem czy jest to jego żona czy może narzeczona. Chłopak spojrzał na mnie wyjął ze spodni jakieś pudełeczko i pokazał pierścionek zaręczynowy, widać że drogi jak jasna anielka. W takich sytuacjach (już nie raz zamalowywałem imiona chłopaków lub dziewczyn rzekomo tych na całe życie :o) odradzałem mu takie malowidło, na dodatek tak duże. I tutaj gatki, że lepiej jako prezent ślubny czy po zaręczynach ale uparł się więc spoko, lecimy. Robota skończona po długiej sesji, klient zadowolony, pieniądze zainkasowane. Przyszli kolejni klienci, kolejne dziary.

Około miesiąc, może trochę krócej zjawia się ww klient bojową mina, myślę ki czort? niezadowolony czy co?! Portret jego ukochanej to jedna z perełek w moim portfolio więc niezadowolenie z roboty wykluczone o.O. Witam się, i pytam co go sprowadza, jak tatuaż. Odpowiada że wszystko jest z nim ok, ale chce żebym znalazł sposób na zakrycie go. Kopara poziom podłogi ale klient płaci, klient wymaga. Kazałem zgłosić mu się za tydzień. Roboty sporo więc rezerwacja na cały dzień. Całe szczęście że nie był to pin up tylko czarno-białe odwzorowanie zdjęcia. Jedyne co wymyśliłem to pokrycie "damy z ramienia" czymś na kształt strzygi, człekokształtnego potwora, jakieś dodatki i wyszło jak chciałem, znowu sumka pierwsza klasa. Klient trochę się rozchmurzył i po robocie pyta czy pójdę z nim na piwo. Klienci coś nie dopisywali więc zgodziłem się.

Marek( imię zmienione) dopiero po kilku piwach powiedział czemu chciał pokryć swoją pierwszą dziarę. Jak wielu z was już się pewnie domyśliło dziewczyna z tatuażu to jego (była) dziewczyna i niedoszła narzeczoną. Obraz na ciele miał być prezentem zaręczynowym. Żeby było ciekawiej Marek tego samego dnia zmalał ją w jego własnym mieszkaniu z jego bratem wesoło baraszkujących w łóżku, akurat w momencie kulminacji (na twarzy, że tak powiem). Świat mu się zawalił jak głaz na głowę kojotowi, ramię zaczęło go dziwnie parzyć. Usiadł na fotelu i wpatrywał się w nicość, braciszek zwiał, a dziewczyna ponoć szybko starała się ogarnąć, powycierać i ubrać. Zaczęła przepraszać Marka za to co zrobiła, próbowała go pocałować, szlochała ale on tylko ją odepchnął i zaczął rozpinać koszulę. Tak zgadliście, co zobaczyła niewierna. Swój portret, ponoć oniemiała. Wyrzucił ją z mieszkania, brat skończył ze złamanym nosem, szczęką. Marek zaczekał spokojnie aż tattoo się zagoił. Zastanawiał się nad usunięciem, ale wrócił do mnie po ww przeróbkę. Z bratem nie rozmawia, dziewczyna próbowała jeszcze ratować to co mówiąc najprościej sama spier...ła ale chyba nie muszę mówić jak to se skończyło. Historia z tych smutnych, jedyny dobry aspekt to, że teraz to mój szwagier, ojciec chrzestny najstarszego syna i stały klient w studiu.

Potraktujcie ta historię jako przestrogę, jeśli wybieracie się do tatuażysty 1000 razy zastanówcie się co chcecie mieć na skórze żeby później nie żałować. I nigdy ale to nigdy nie róbcie sobie dziar dla dziewczyny czy chłopaka. Kto wie jak miłość może się skończyć?

stoodio :)

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 855 (909)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…