Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#12462

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Historia piekielna i piekielnie smutna.
Wróciłam do domu i patrzę, a mój kot zakrwawiony, przerażony kuli się pod kaloryferem. Natychmiast Kasię do weterynarza, mojego współlokatora nie ma, a niestety był jedyną osobą w domu, więc jakby wina jasna (dodam, że kot jest niewychodzący i był zamknięty u mnie w pokoju)... Przerażona czekałam na diagnozę:
- jedna łapka złamana
- druga bardzo obolała z raną do szycia
- złamany ząbek
- poharatane uszko i pyszczek.
Spędziłam u weta kilkanaście godzin - małej trzeba było podać narkozę, żeby nastawić łapkę.
W międzyczasie zadzwonił ON. Ponieważ byłam już po pierwszej rozmowie z Policją, odebrałam.
- No siema, słuchaj sorry, że tak wyszło, naj*****m się no...
- Nie będziemy rozmawiać w ten sposób.
Odłożyłam słuchawkę.
Do domu weszłam z policją.
Nie daruję!!!

W międzyczasie w smsach prosił, żebym nie składała skargi, pogadamy.
Pod blokiem ktoś mu obił wczoraj twarz - zarzucił mi, że napuściłam kolegów. Zabawne - mieszkam tutaj od lutego, jestem obca nadal a mam być "przywódcą" osiedlowych dresów.
Szkoda tylko, że jak poprosiłam przy Policjantach, żeby wyjaśnił mi co ma na myśli, to nie chciał.
Jest poszkodowany - ma się wynieść tydzień przed końcem miesiąca, więc mam mu oddać kasę za ten tydzień, jednocześnie nie czuje się w obowiązku zwrócić mi pieniędzy za operacje kota.
A ja... Cóż, stracę kaucję, będzie mi ciężko, ale wyprowadzam się do kawalerki. Nie mam siły szukać kolejnego współlokatora - jednak moja Kaśka jest ważniejsza.

Lokator

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (269)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…