zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Dwadzieścia pięć lat temu, będąc studentką, nie posiadałam jeszcze prawa jazdy, w związku z czym na uczelnię dojeżdżałam autobusem. Pewnego dnia wsiadłam do przepełnionego pojazdu, ale czułam się tak źle, iż musiałam natychmiast usiąść. Nieśmiało poprosiłam jedną panią, aby przesunęła swoje zakupy, żebym mogła spocząć na miejscu praktycznie wolnym. Spotkałam się niestety z niekulturalną odmową.
- Zjeżdżaj paniusiu, ja byłam tu pierwsza! Jak taka chora, to po cholerę autobusami jeździsz?!
Tak się złożyło, że dwa lata później wyszłam za mąż za niezbyt bogatego, ale szanowanego przez znajomych prawnika z doktoratem. Najwyraźniej owa pani znała go, bo gdy jakiś czas później oczekiwałam dziecka (ósmy miesiąc) i jechałam z mężem autobusem do szpitala, uśmiechnęła się na nasz widok:
- Och, pan Szymek i jego szanowna małżonka! Widzę, że niedługo będzie wasz szczęśliwy dzień. Proszę, siadajcie, przecież nie może pani stać w takim stanie.
Do dzisiaj nie wiem, czy potraktowała mnie uprzejmie ze względu na męża, czy tylko dlatego, że akurat byłam w ciąży.
- Zjeżdżaj paniusiu, ja byłam tu pierwsza! Jak taka chora, to po cholerę autobusami jeździsz?!
Tak się złożyło, że dwa lata później wyszłam za mąż za niezbyt bogatego, ale szanowanego przez znajomych prawnika z doktoratem. Najwyraźniej owa pani znała go, bo gdy jakiś czas później oczekiwałam dziecka (ósmy miesiąc) i jechałam z mężem autobusem do szpitala, uśmiechnęła się na nasz widok:
- Och, pan Szymek i jego szanowna małżonka! Widzę, że niedługo będzie wasz szczęśliwy dzień. Proszę, siadajcie, przecież nie może pani stać w takim stanie.
Do dzisiaj nie wiem, czy potraktowała mnie uprzejmie ze względu na męża, czy tylko dlatego, że akurat byłam w ciąży.
Ocena:
53
(137)
Komentarze