Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#13344

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Ernine przypomniała mi jak pracowałam na stoisku sezonowym Gatty z bielizną termoaktywną (oddychająca, trzyma ciepło, nie dopuszcza zimna - przynajmniej wg producenta). Stoiskiem była malusieńka wysepka w centrum handlowum, taka 1.5 x 3m plus dwa manekiny. Części ruchomych u nich niewiele, a materiał podatny na zaciągnięcia, więc i szefostwo podeszło ze zrozumieniem i przez dwa miesiące nie kazało zmieniać ekspozycji. Problem w tym, że nie przewidzieli, że towar będzie się cieszył aż takim zainteresowaniem i już po miesiącu zostało nam dosłownie po kilka sztuk z rozmiaru i w niezbyt ładnych kolorach. Ważne w historii jest to, że nie posiadałyśmy przymierzalni, ale jeśli klient koniecznie chciał przymierzyć, to po zostawieniu 100 lub 200zł albo dowodu osobistego "pożyczałyśmy" koszulkę lub legginsy i klient szedł mierzyć do innego sklepu lub toalety.

A teraz historia właściwa.

Grudniowy wieczór, godzina do zamknięcia wyspy. Byłam na zmianie z koleżanką, więc i humory dopisywały. Odliczałysmy czas, kiedy będziemy mogły zamknąć system, podliczyć utarg, wydrukować raporty itp. Ok. 21.20 podchodzi klientka zainteresowana kompletem KONIECZNIE w kolorze turkusowym. Jak wspominałam miałyśmy braki "na magazynie" i z rozmiaru S/M zostały wyłącznie lawendowe, a w turkusie jedynie koszulkę plus - co ważne - zestaw na manekinie. Pani bardzo zależało, bo za kilka dni w góry jedzie, więc się zlitowałyśmy i ściągnęłyśmy legginsy z manekina (ok 10-15minut męczenia się, bo nie miałyśmy jak wczesniej nabrać wprawy). Pani zostawiła równowartość kompletu jako zastaw i poszła przymierzyć.

Wraca o godz. 21.40 i mówi, że "rozmiarowo wszystko ok, ale na tej bluzeczce jest takie odbarwienie..." i nam podtyka pod nosy. Odbarwienia tam się nie dopatrzyłyśmy, jedynie zagniecenie, na którym załamywało się światło. Tłumaczymy. Pani swoje. Prezentujemy na lekko naciągniętym materiale. Pani swoje. Proponujemy może jednak lawendowy - w końcu pod strojem narciarskim nikt bielizny nie widzi. Pani swoje. Dzwonimy do koleżanek w innym CH, czy nie mają - mają, ale na drugim końcu Warszawy. Pani nie ma czasu jechać, mimo, że dziewczyny zarezerwują. Dzwonimy do salonu na górę - rozmiaru brak. Pani zirytowana, my również (minuta do 22.00, we dwie na wyspie 12h).

W końcu mówi, że weźmie, jeśli damy jej rabat. Nie miałyśmy możliwości, kierownictwo się nie zgodziło, a zniżki pracownicze wykorzystalyśmy na prezenty dla rodziny. I w tym momencie wielki foch, że jak my traktujemy klienta, że powinnysmy jej rabat dać, że jej sie należy, że cały zestaw chce wziąć, w dodatku uszkodzony(!), że ona tyle płaci (niecałe 200zł, motocykliści potrafili i za 600 czy 700zł kupić). Zmotywowałyśmy ją propozycją, żeby się namyśliła, a my już zamykamy (22.20, a szefowa już wydzwania i pyta, dlaczego POS niezamknięty). I jeśli sie namyśli, niech przyjdzie o 10.00 dnia następnego, bo w tym momencie nie możemy nic zarezerwować (mogłyśmy, ale po prostu wolałyśmy mieć trochę mniejszy utarg i się już Piekielnej pozbyć). Klientka z wielkim fochem wzięła komplet, wprowadzilysmy wpłatę, zabrała paragon, a na odchodnym oznajmiła, że nigdy więcej rajstop Gatty nie kupi.

Zanim zmieniłyśmy ekspozycję, pozamykałysmy i dostałysmy ochrzan od dziewczyn z salonu, że na utarg czekały po godzinach, była prawie 23.00. Za nadgodziny nikt nam nie płacił.

Gatta

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (148)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…