Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#13502

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie będzie o piekielnych klientach czy sprzedawcach, ale o piekielnych "zwiedzających".
Jakoś w zeszłym roku byłam na wystawie z moim pudliszonem.. była to dla nas wszystkich ciężka wyprawa - zima. podróż na drugi koniec polski - w sobotę wystawa po stronie słowackiej, w niedzielę po polskiej - w poniedziałek na 12 egzamin.. ale zapłacone, więc szkoda, jedziemy.. w niedzielę czekaliśmy na BISy (best in show - konkurencje finałowe, odbywające się po ocenach na ringach) mieliśmy nominację do bisów, więc szkoda było nie spróbować.. pech chciał, że z naszego ringu (przy którym miałam rozstawioną klatkę i stół + nasze i psa rzeczy) zrobiono ring honorowy (na którym odbywały się główne konkurencje) tłum ludzi nas otoczył. pies zmęczony - pełno ludzi wszędzie, więc postanowiłam zamknąć go w klatce (jest przyzwyczajony - sam się do niej pcha, kiedy potrzebuje spokojnego miejsca na odpoczynek) pies jak zwykle wszedł sam, rozwalił się nad kocyku i poszedł spać.
Obok nas zebrała się gromadka dzieci - dwie małe dziewczynki stanęły zaraz obok klatki, nóżki bolały, kucały, wstawały, siadały na podłodze - zaproponowałam im krzesełko - ja miałam już dość siedzenia i i tak niedługo musiałam psa zacząć szykować, więc bym sobie nie posiedziała.. zaczęłam rozkładać składane krzesełko i ustawiać je tak, żeby się zmieściło - usłyszałam delikatny pisk mojego psa - kątem oka popatrzałam na klatkę - patrzę i oczom nie wierzę - dzieciak (około 7-8l) stojący przy tatusiu wtyka do klatki patyczek od balona (taki plastikowy) i dźga mojego psa! pies oczywiście ze stoickim spokojem to znosi, cichutko tylko popiskując (wychowywał się z dziećmi, przeszedł wstępne szkolenie na dogoterapeutę - dla niego dziecko jest święte).. no i się zaczęło - jestem grzeczna i spokojna, o ile krzywda się nie dzieje moim zwierzętom - są członkami naszej rodziny i ani ja, ani narzeczony, nie pozwolimy im krzywdy zrobić.
uczestnikami dyskusji jestem ja [j], tatuś (jak do mnie bliżej podszedł zionęło od niego alkoholem) [t], dzieciak [d] i mój narzeczony [n]
[j] a co ty wyprawiasz?!
[d] a co zabronisz mi?!
[j] a żebyś wiedział (i wyrwałam mu ten patyk, którym nadal dźgał psa)
[t] co ty nienormalna! dziecko się z psem bawi!
[j] no to ładnie się bawi, ja też się mam tak z nim pobawić?!
[t] gówniaro ty! jak ty się do mnie zwracasz?! (dodam że mam 25lat a tatusiek nie wyglądał na wiele starszego ;) )
oczywiście tłumek, miast patrzeć na konkurencje finałowe, zaczął się gapić na nas i oczywiście nikt nie pomógł, a tatusiek zaczyna mi w klatkę z psem kopać (dzięki bogu że była metalowa!)
[t] jak będę chciał to ci tego psa zatłukę i co mi zrobisz?! ja płacę za bilet! mój syn może się z psem bawić jak chce! (bo to polska właśnie...)
i w tym momencie, kiedy facet prawie mnie kopnął, bo stanęłam między nim a klatką (bałam się wyciągać psa, żeby go nie zahaczył nogą..)
przyszedł mój TŻ - a tż wygląda jak rasowy kark ;) dobrze zbudowany, łysy - ćwiczy sporty walki i lubi siłownię ;) złapał faceta za rękę i odsunął go ode mnie - stanął między mną a tatuśkiem..
[n] co ty człowieku wyprawiasz?!
[t] czego się wtrącasz?! nie z tobą rozmawiam! (nie wiem czy facet był samobójcą czy jak...)
[n] albo się człowieku uspokoisz, albo cię wyprowadzę i inaczej porozmawiamy.
[t] gnojku ty! ochronę wezwę! zobaczysz! popamiętasz mnie!
[j] niech pan lepiej odejdzie, bo ja zaraz wezwę ochronę i nie skończy się to polubownie!
[n] powiedziałem, że masz odejść, nie będę się powtarzał.
i w tym momencie tatusiek chyba obliczył szanse ew konfrontacji, bo czym prędzej się ulotnił, ciągnąc za sobą dziecko - daleko nie odszedł, bo koleżanka stojąca obok (nie zauważyłam jej przez ten tłum) zdążyła pobiec po ochronę i tatusiek został wyprowadzony z terenu wystawy przez dwóch panów - nie chciałam składać skargi, bo chcieli wzywać policję.. ale pomyślałam, że więcej użerania się niż to warte, miałam ważniejsze rzeczy na głowie - zostawiłam koleżankę z naszymi rzeczami i z przerażonym psem na rękach wybiegłam z hali.. za mną wybiegł TŻ.. pudliszon trząsł się z przerażenia i tulił..

nigdy, przenigdy się z czymś takim nie spotkałam - na wystawę przeważnie przychodzą miłośnicy psów - nie wiem po co osoba, która ma takie podejście do zwierząt w ogóle się tam pokazuje..

jak pewnie się domyślacie, na bisy nie poszliśmy - psiak był za bardzo zdenerwowany, ja zresztą też.. spakowaliśmy się i poszliśmy na długi spacer, znaleźliśmy kawałek pola i poganialiśmy się z psem, żeby go trochę rozładować.. ale maluch przeżywał to jeszcze przez kilka tygodni - w nocy piszczał przez sen (nigdy wcześniej tego nie robił) kiedy dziecko do niego podchodziło kulił się, a i do klatki nie chciał wchodzić.. całą drogę powrotną przesiedział mi na kolanach, musiałam go nosić, bo bał się odejść ode mnie na krok i ciągle prosił żeby go zabrać na ręce..
nauczyliśmy się jednego - teraz ze znajomymi klatki psów stawiamy obok siebie, obstawiamy je ze wszystkich stron stołami i walizkami i stoimy zwartą grupą, nie pozwalając widowni na zbliżanie się do psich klatek.
pozytywnym akcentem tego wyjazdu było to że pies zgarnął wszystko co mógł, spotkaliśmy masę miłych ludzi, którzy podchodzili, pytali czy mogą psa pogłaskać, było też kilka babć/mam które przy moim psie uczyły dzieci jak z psem postępować, że trzeba pytać czy można pogłaskać, że trzeba dać najpierw rękę do pogłaskania, żeby pies mógł powąchać, że nie wolno krzyczeć przy psach, że trzeba delikatnie głaskać - jest nadzieja, że tacy ludzie to mniejszość, a nie większość naszego społeczeństwa.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (190)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…