Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#13603

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak tylko nauczyłam się mówić trułam rodzicom żebyśmy kupili psa. Poczytawszy sobie "Lessie wróć" dostałam już kompletnego amoku. Potrzeba posiadania psiego przyjaciela stała się tematem codziennego trucia. W końcu rodzice wymiękli.
Akurat znajomi postanowili oddać za przysłowiową flaszkę pięknego prawie rocznego dalmatyńczyka. Darowanemu koniowi... tfu! psu w paszczę itd.... Pies był piękny, przyjacielski z pozoru bez wad. Właściciele go już nie chcieli bo im kury dusił. A starzy jeszcze wtedy młodzi... wydawało im się że taki pies w bloku to będzie pięknie leżał, blisko poligon i lasy to problem żaden. Hahahaha o naiwności ludzka.
Mając dziesięć lat stałam się właścicielką piekielnie inteligentnego demona z hiperprzerośniętym instynktem łowieckim. Na początku przeszurał mnie po betonie. Zdobyłam szacunek psa bo pomimo zalania się krwią bydlaka nie puściłam.
Skubaniec potrafił zdjąć KAŻDY kaganiec a w ostateczności w kwadrans wygryźć w nim dziurę, przegryźć smycz i zwiać na wolność.
Na początku poznawał teren dookoła bloków bzykając wszystkie psie samice i trzebiąc stada miejscowych gołębi.
Następnie zaczął się zapuszczać w okolice domków jednorodzinnych gdzie ludzie trzymali kury. W miasteczku wtedy były dwa dalmatyńczyki. Średnio raz w tygodniu musieliśmy zapłacić za jedną, dwie zamemlane kury.
Szczytem dokonań bydlaka było przepędzenie środkiem miasta (i zatamowanie ruchu)spanikowanej owcy. Skąd on ją wytrzasnął do dzisiaj nie wiem.
Zanim odkrył pasące się na poligonie krowy, na szczęście się przeprowadziliśmy.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (263)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…