#13775

Zainspirowany historią Tumartini opiszę swoją, a właściwie mojej mamy w której udział bierze mój samochód a drugoplanową rolę gra mój tatuś.

Jako, że miałem dość daleki wyjazd, w autku mamy był "gaz" a u mnie pod maską paliwożerny boxer więc na jakiś czas zamieniliśmy się samochodami. Przed wyjazdem prosiłem tatę, żeby zabrał moją "niunię" do wulkanizacji bo z przedniego lewego koła schodzi powietrze. Po jakimś czasie od wizyty w wulkanizacji mama na skrzyżowaniu zgubiła koło. Szczęście w nieszczęściu, że odpadło gdy już prawie się zatrzymała przed skrętem w lewo i nic się jej nie stało. Oczywiście po chwili wokół tłum gapiów ale nikt biednej kobiecie nie pomoże. Znalazł się jeden miły pan, który przyniósł brakujące koło i zadzwonił po pomoc drogową. Panowie w warsztacie uwinęli się szybko i po kilku dniach mama odebrała samochód. Niby wszystko pięknie ale gdy tylko wróciłem do domu postanowiłem zajrzeć do fatalnego koła i moim oczom ukazał się następujący widok: koło przykręcone bez pierścienia centrującego gdyż na skutek uszkodzenia felgi koło razem z pierścieniem nie chciało wejść na piastę, otwory na śruby z okrągłych zmieniły się w "fasolkowate" i dodatkowo przy najbardziej uszkodzonym otworze wyraźnie widoczne gołym okiem pęknięcie felgi. W skrócie - felga do wyrzucenia chyba, że ktoś jest samobójcą.

Straty: pogięty błotnik i komplet alufelg 17' do wywalenia gdyż zostały kupione w UK i w Polsce praktycznie nie było możliwości dokupić jednej do kompletu. O nerwach mojej rodzicielki nawet nie wspominam.

I na koniec lista piekielnych:
-wulkanizacja gdzie nie dokręcili fatalnego koła
-warsztat samochodowy, gdzie jak gdyby nigdy nic zamontowano do samochodu koło z felgą uszkodzoną w stopniu grożącym ŚMIERTELNYM wypadkiem
-niestety mój kochany tatuś który nie sprawdził śrub po wizycie w wulkanizacji i/lub nie wziął jakiegokolwiek rachunku dzięki któremu moglibyśmy domagać się odszkodowania.

wulkanizacja i warsztat w pięknym mieście na literkę Z