Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#13792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym tygodniu odwiedziła nas babcia mojego chłopaka. Staruszka żywa, wesoła, rezolutna, potrafiąca wycisnąć wodę z kamienia spojrzeniem i - co ważne - prawosławna. W piątek po południu wyszliśmy z moim lubym na szybkie zakupy, zostawiając babcię przy kuchni (uwaga do panów - przy takich okazjach nigdy nie mówcie połowicom, że teraz dopiero dowiedzą się, co to znaczy gotować, mój chłopak już wie, dlaczego).

Wróciliśmy po niecałej godzinie i zastaliśmy w mieszkaniu babcię podejmującą herbatką i szarlotką (niestety, zjedli całą) patrol policji oraz związanego i zakneblowanego mężczyznę w sutannie. Kilka minut zajęło mi dojście do siebie, po czym przystąpiłam do czynności operacyjnych, czyli wyjaśniania, co się właściwie stało i dlaczego to ja mam wszystko posprzątać.

Okazało się, że nasze mieszkanie zostało wytypowane do okradzenia metodą "na księdza" - człowiek w sutannie przychodzi i udaje, że jest z wizytą duszpasterską (nowy ksiądz poznaje parafian i inne bajki). Pomijając oczywiste dziury fabularne w takiej ściemie, niestety, wiele starszych osób daje się nabrać i wpuszcza go do mieszkania (w końcu ksiądz), ten prosi o coś do picia, gospodarz wychodzi do kuchni, a ten szabruje mieszkanie. Tym razem Pan Ksiądz miał wyjątkowego pecha, ponieważ nie dość, że trafił na matkę dwóch policjantów, to jeszcze wyjątkowo krewką staruszkę, która natychmiast zorientowała się, że coś śmierdzi w całej historii. Opowieść babuni wyglądała tak:

-Otworzyłam, a ten od razu "Szczęść Boże" i pakuje się do środka, to zagradzam drzwi i pytam grzecznie, co zgubił, że tu szuka. Ten mówi, że z tutejszego kościoła, mieszkanie święcić. Mówię, że ja tu nie mieszkam i w ogóle jestem prawosławna, a ten na to, że nie szkodzi! Zgłupiałam i zaraz pomyślałam, że coś nie tak, ale patrzę, kropidło ma, sutannę ma, a nie znam się na tych rzymskich wynalazkach, pomyślałam, że zaraz wrócicie, to się wyjaśni. Wszedł, rozsiadł się i mówi, że herbaty by się napił, to poszłam do kuchni (znając babunię, naplucie do rzeczonej herbatki byłoby najlepszą dla Pana Księdza wersją wydarzeń), ale drzwi nie domknęłam, żeby go widzieć i w lustrze zobaczyłam, że zagląda do szuflady... Poczłapałam do kuchni, ale tak się ustawiłam, żeby oka z niego nie spuszczać, a ten stanął i udaje, że obraz ogląda, wróciłam, ten mówi, że mieszkanie chce poświęcić, to go przepuściłam w drzwiach i jak nie rąbnę wazonem w łeb!

Babcia znokautowała złodzieja, po czym związała go i zadzwoniła do syna, żeby kogoś wysłał na miejsce. Przybyły patrol zastał niedoszłego złodzieja owiniętego paskami i sznurami jak prezent świąteczny, a babcia postanowiła złożyć zeznania przy cieście i herbatce (na co nader ochoczo przystali). Odpowiedź na pytanie, dlaczego jest zakneblowany, zwaliła mnie z nóg - "a darł się, że mnie z dymem puści, to mu gębę zakleiłam, bo choć stara jestem, to słuch mam dobry i wrzeszczeć do mnie nie trzeba".

Nie zdążył ukraść wiele, więc pouczyli babcię, żeby na przyszłość była delikatniejsza ("to wy lepiej ich łapcie, żeby starzy ludzie nie musieli za was roboty odwalać!") przy zatrzymywaniu złodziejaszków, gościa rozwiązali, skuli, zwinęli i odjechali (złodziej chciał, żeby wezwać pogotowie, ale nikt się nie patyczkował). Ponoć obrobił już tak kilka mieszkań na osiedlu i obrabiałby dalej, gdyby nie to, że trafiła mu się akurat staruszka o żelaznej ręce.

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2059 (2191)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…