Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#14190

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historyjki o kotach przypomniała mi się jedna dotycząca jednego z moich sierścików.
Zacznę od tego, że rzadko kiedy mam mordercze zapędy, ale gdybym dorwała tego człowieka nie pożył by swoich następnych urodzin.
Kiedyś od pewnej nieodpowiedzialnej pani wzięłam koteczka.Mieszańca z brytyjskim po niby rodowodowej matce ale za to najbardziej chorego z całego miotu.Wykurowałam go, wypieściłam,wyrósł z niego piękny i kochany kot.Ulubieniec mojego młodszego syna.
W odróżnieniu od Pizarra- mojego pierwszego kota raczej nie przepadał za łażeniem po okolicy.Wolał wylegiwać się na parapecie z rzadka tylko robiąc rundki po najbliższym terenie.
Tego nieszczęsnego dnia nawalił nam samochód.Kategorycznie odmówił współpracy, więc na zakupy wybraliśmy się sami zostawiając dzieciaki w domu.Marcel( bo tak miał ów kot na imię) pod naszą nieobecność wybrał się akurat na drugą stronę ulicy powylegiwać się na trawce.
Pragnę zaznaczyć że naszej ulicy konserwator zabytków zafundował kocie łby więc samochody jeżdżą tam raczej wolno.
Wracamy z zakupów objuczeni torbami i widzimy, że Marcel wychodzi nam na przeciw, jak zwykle przywitać się.Równocześnie z nami w moją ulicę skręca jakieś Tiko na kutnowskich tablicach.Jedzie wolno-max 30km/h.
Nie było możliwości, żeby kierowca nie zauważył kota.Marcel wolnym krokiem zbliża się do teoretycznej osi jezdni, ale widząc nadjeżdżający samochód cofa się do krawężnika po drugiej stronie ulicy.Widzę to wszystko z pewnej odległości, no ale przecież nic zrobić nie mogę.Liczę na to, że nic się nie stanie.
Niestety- kierowcy widocznie nie spodobał się kot i przejechał go.Celowo- bo nie było innej możliwości.Specjalnie zjechał na przeciwny pas żeby go rozjechać. Oboma kołami od strony kierowcy miażdży mu głowę.Tuż przed moimi oknami- na oczach moich dzieci.
A przecież tam czołg by wykręcił.Miejsca miał masę, żeby w razie czego ominąć.A przy takiej prędkości zdążył by się zatrzymać....
Mąż rzucił torby i próbował go dogonić , ale przecież na piechotę nie miał szans, bo facet tylko wdepnął w gaz i tyle go widzieliśmy.
Płacz w domu był przez tydzień.
A mój młodszy syn-mimo iż od tamtego czasu minął już ponad rok nadal wszystkie choć trochę pręgowane koty nazywa Marcelami i płacze widząc go na zdjęciach.
Wtedy po raz pierwszy życzyłam komuś naprawdę źle...

Jakiś gnój na kutnowskich tablicach.

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (371)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…