Historia raczej śmieszna po części piekielna.
Na studiach zaszłam w ciążę, więc ze względu na stan nie mogłam brać udziału w zajęciach wf (jeżeli to można było w ogóle nazwać wf). Na początku semestru dostarczyłam prowadzącej zaświadczenie/zwolnienie od ginekologa. Pod koniec semestru Pani jednak stwierdziła, że Ona nie może uznać tego zwolnienia bo nie ma podstaw, aby w nie wierzyć (taa, a ja nosiłam poduszkę pod ubraniami aby się wykręcić od zajęć).
Wybrałam się więc na ww. wspomnianą komisję lekarską. Pani w rejestracji zapisała mnie na wizytę i automatycznie przekazała komisji lekarskiej z jakiego powodu ma być zwolnienie. Wchodząc do gabinetu, w którym odbywały się "badania" jeden z lekarzy poinformował mnie, że zaświadczenie już jest wystawione i mam tylko coś tam podpisać. Na co jedna z lekarek zadaje pytanie czy mam jakiś dowód na to, że jestem w ciąży. Zbaraniałam, byłam już w 8 miesiącu, więc nie dało się tego ukryć. Mówię, że chyba największym dowodem jest mój brzuch. No ale zgodnie z prawem podaję Pani kartę ciąży, która jest zaświadczeniem o tym stanie i chyba każdy lekarz powinien to wiedzieć. Na co Pani Piekielna nie daje za wygraną i dalej pyta czy ja mam jakieś inne zaświadczenie bo karta ciąży o niczym nie świadczy. Na szczęście kolejna Pani doktor uspokoiła swą nadgorliwą koleżankę, że mam rację i że ma już przestać robić niepotrzebne problemy.
Na studiach zaszłam w ciążę, więc ze względu na stan nie mogłam brać udziału w zajęciach wf (jeżeli to można było w ogóle nazwać wf). Na początku semestru dostarczyłam prowadzącej zaświadczenie/zwolnienie od ginekologa. Pod koniec semestru Pani jednak stwierdziła, że Ona nie może uznać tego zwolnienia bo nie ma podstaw, aby w nie wierzyć (taa, a ja nosiłam poduszkę pod ubraniami aby się wykręcić od zajęć).
Wybrałam się więc na ww. wspomnianą komisję lekarską. Pani w rejestracji zapisała mnie na wizytę i automatycznie przekazała komisji lekarskiej z jakiego powodu ma być zwolnienie. Wchodząc do gabinetu, w którym odbywały się "badania" jeden z lekarzy poinformował mnie, że zaświadczenie już jest wystawione i mam tylko coś tam podpisać. Na co jedna z lekarek zadaje pytanie czy mam jakiś dowód na to, że jestem w ciąży. Zbaraniałam, byłam już w 8 miesiącu, więc nie dało się tego ukryć. Mówię, że chyba największym dowodem jest mój brzuch. No ale zgodnie z prawem podaję Pani kartę ciąży, która jest zaświadczeniem o tym stanie i chyba każdy lekarz powinien to wiedzieć. Na co Pani Piekielna nie daje za wygraną i dalej pyta czy ja mam jakieś inne zaświadczenie bo karta ciąży o niczym nie świadczy. Na szczęście kolejna Pani doktor uspokoiła swą nadgorliwą koleżankę, że mam rację i że ma już przestać robić niepotrzebne problemy.
Komisja lekarska
Ocena:
796
(896)
Komentarze