Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#14909

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o tym, jak nigdy nie można być pewnym siebie. W szczególności, gdy jest się sk*****nem.

Pokrótce - dorabiam sobie w podmiejskim serwisie rowerowym (tak, dziewczyna też może:-)). Nic wielkiego, w okresie wzmożonego ruchu zajmuje się podstawowymi przeglądami, czasem kogoś obsłużę, czasem zrobimy jakąś akcje ulotkową. Robię to bardziej hobbystycznie niż dla kasy. No ale tez dla super towarzystwa. Właściciel to równy gość, jego ojciec (współwłaściciel) też człowiek do rany przyłóż, a serwisant sypie najlepszymi żartami. Także w wakacje spędzam sporo czasu z nimi.

Z racji kumpelskich stosunków udało mi się kupić u nich mój wymarzony rower po śmiesznej cenie (1000 zł zamiast 2700zł). Cenę windowały specjalne emblematy zdobiące ramę i siodełko. Były to charakterystyczne litery "JJ" (od ksywki) projektowane przez samego właściciela sklepu (bo tym też szef się zajmuje - odpimpowuje rowery graficznie). Jakby nie patrzeć, na ten tysiączek też zarobić musiałam w pocie czoła. Nie wyobrażacie sobie mojej radości, gdy dostałam moja bursztynową strzałę dedykowaną czarnymi "jotkami"! Jeździłam nią gdzie się dało, pewnego razu pożyczyłam go nawet koleżance po tygodniu zapewnień, że nic z nim nie zrobi. Uległam. Faktycznie, rower wrócił w nienaruszonym stanie. Jedyna zmiana to odkręcona nóżka do podpierania roweru, która ją podobno obcierała. Spoko, żaden problem. Przykręci się kiedyś - i tak rzadko z niej korzystam.

I tak któregoś razu wracam sobie wieczorkiem na moim "bursztynku". Zmierzchało, latarnie nastrojowo świecą, jadę opustoszałą ale dobrze mi znaną okolicą (mieszkam w Centrum Warszawy, mknęłam okolicami ul. Poznańskiej). Wtem czuję, że sznurowadło zaczyna niebezpiecznie dyndać w okolicach szprych. No to mały przystanek. Schodzę z maszynki i patrzę o co by tu oprzeć rower (ach ta nieszczęsna nóżka!). Na ulicy pusto, to oparłam rower o parkan i schylam się by ukręcić skrzętną kokardkę. Zdziełałam, wstaję, chce łapać bursztynka za kierownicę ale ale! Jak spod ziemi wyrosło dwóch podejrzanych jegomości. Jeden z nich łapie za kierownicę bursztynka i jak gdyby nic chce go zabrać. Moja reakcja była normalna. Tamtemu chcę odtrącić rękę i wrzeszczę "No co Ty, pogrzało cie?!". Na co w odpowiedzi słyszę, że mam spie***ć dopóki mi nogi miłe. Zagotowało się we mnie. Zero zdrowego rozsądku z moje strony, drobinka taka jak ja rzuca się na sporo większego osiłka. To był błąd. Drugi trzepnął mnie w tył głowy. Lekkie zamroczenie, ale nie poddam się. Kopnęłam tamtego pod kolano, zgiął się na chwile, syknął przeciągle. Ostatnie co pamiętam to jak puszcza kierownice bursztynka i wymierza mi cios w twarz. Dalej czarna dziura.

Następne co pamiętam, to lekarza z pogotowia nade mną. Zamieszanie, szok. Ktoś przechodząc ulicą zauważył, że leżę w dziwnej pozycji na chodniku w kałuży krwi (upadając zahaczyłam o murek). Koniec końców rozcięty tył głowy (ale na szczęście nie poważnie), nos obity. Wyglądało gorzej niż było faktycznie, ale na serwis nie jeździłam do czasu aż opuchlizna nie zeszła i nie zdjęli szwów.

Smutno mi było cholernie, bo wyprawa na przedmieścia rowerem była dużo lepsza niż komunikacją. Poza tym stracone pieniądze, projekt szefo-kumpla i lekceważenie przez policje. Kradzież roweru? Phi! Pobicie? A jak wyglądali? No to opis, który był mglisty bo było ciemno a ja w szoku. Jedyna konkretna informacja dotyczyła tatuaż na szyi jednego z z nich. Jakiś badziewny smok czy inny robal zajmujący znaczną część karku. Zauważyłam go jak odwracał się z bursztynkiem. Nikogo odpowiadającego opisowi nie mieli w kartotekach. Standardowa odpowiedź - przekażemy patrolom, będziemy informować o przebiegu sprawy. Bez nadziei na jakiekolwiek rozwiązanie sprawy przeszłam do porządku dziennego.

Wróciłam do serwisu, opowiedziałam Panom jeszcze raz co się stało, zaproponowali inny rower. Uśmiechnęłam się smutno i zabrałam za pracę by się nie rozpłakać. Smarowałam łańcuch w jakimś młodzieżowym rowerze, skwar niemiłosierny, a pracy sporo. Na sklepie został sam Młodszy Właściciel, ja z serwisantem robimy swoje. Słyszymy, że przyszli jacyś klienci. Z nudów przysłuchuje się gadce. Słyszę, że będzie "pimpowanie" bo jakiemuś klientowi nie odpowiada grafika na rowerze. Ciesze się, bo Młody lubi takie rzeczy i uśmiecham się w duchu. Nie minęła minuta jak słyszę, że Młody idzie na serwis. Zasłania sobą wejście i przywołuje mnie gestem. W oczach miał piekło! Przez zęby cedzi, bym delikatnie przez niego zerknęła na klienta. Wychylam się odrobinę poza posturę Młodego i co widzę?! Ten k***s ze smokiem na szyi dzierży mojego bursztynka! Młody mnie przytrzymał, zapytał tylko
-To ten?
Pokiwałam twierdząco głową. Wepchnął mnie delikatnie na serwis i poszedł do złodzieja. Wrócił z nim do rozmowy.
- A więc chce Pan zamalować te loga, tak? - zapytał wskazując na czarne "jotki".
- No tak, bo to jakieś badziewne jest. Moja dziewczyna chce tu jakieś tribalki albo o, takiego smoka!
I tu pokazuje na szyję.
- A gdzie go Pan kupił?
- Ja? No... - gość zmieszany - Od starych dostała, nie wiem.
- Od rodziców Pan mówi?
Z tymi słowy podszedł do drzwi wejściowych i przekręcił zasuwę. Gość zbaraniał.
- A ja wiem,że ten rower był kupowany i projektowany tutaj. I nie był dla twojej dziewczyny, bo jego właścicielka pracuje tutaj!
Po tych słowach zawołał mnie na sklep. Wściekła, z rękoma w smarze wparowałam na sklep. Złodziej zdębiał. Coś tam mamrotał, że to prezent, nie od niego, ze on nie wie kim jestem itd. a tu przyjechał, bo robimy dobre grafiki na rowery i tyle!
- Zobaczymy co powie policja - powiedział Młody i wykręcił 112. Złodziej rzucił się do drzwi, ale nie umiał poradzić sobie z zasuwą. Drugi serwisant odepchnął go od wyjścia i uwierzcie mi, ale tylko szaleniec postawiłby się mojemu koledze. Gość siedział jak zbity pies pod czujnym okiem Młodego do przyjazdu policji. Zabrali go na komendę, czekam co będzie dalej. Bo jest sprawa o kradzież i pobicie.

Bursztynek był niestety poobcierany, widać że o niego nie dbano. Ale doprowadziliśmy go do porządku.

Było to jakieś 2 tyg temu ale do tej pory nie wierzę, że spotkało mnie takie szczęście w nieszczęściu. Gdybym miała liczyć tylko na policję. Okazało się też, że całe zajście nagrano kamerą ze strzeżonego parkingu pod którym doszło do kradzieży. Ale o tym dowiedziałam się na własną rękę, policjantom się nie chciało...

serwis rowerowy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 958 (1006)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…