Czytając historię o wziętym urządzeniu na kartę, uzmysłowiłem sobie, iż coś podobnego przeżyłem tydzień temu.
Przygoda toczy się w hipermarkecie w dużym centrum handlowym - tam, gdzie rolę bramek pełnią ochroniarze. Kupuję dość dużo, oj dużo, rachunek około 400 złotych.
Podchodzę do kasy, dzień dobry, dzień dobry, siateczkę poproszę itd.
Pakuję zakupy i wychodzę. Do widzenia z ochroniarzem, do widzenia z kasjerką. Idę, idę. Coś mnie niepokoi. Myślę, myślę. Jezus Maria!
Tak, nie zapłaciłem...
Co ciekawsze, kasjerka nie zorientowała się do mojego powrotu. Ciekawi mnie jednak jedna rzecz.
Jak to możliwe, że mnie wypuściła i że wcześniej nie podała kwoty rachunku?
Przygoda toczy się w hipermarkecie w dużym centrum handlowym - tam, gdzie rolę bramek pełnią ochroniarze. Kupuję dość dużo, oj dużo, rachunek około 400 złotych.
Podchodzę do kasy, dzień dobry, dzień dobry, siateczkę poproszę itd.
Pakuję zakupy i wychodzę. Do widzenia z ochroniarzem, do widzenia z kasjerką. Idę, idę. Coś mnie niepokoi. Myślę, myślę. Jezus Maria!
Tak, nie zapłaciłem...
Co ciekawsze, kasjerka nie zorientowała się do mojego powrotu. Ciekawi mnie jednak jedna rzecz.
Jak to możliwe, że mnie wypuściła i że wcześniej nie podała kwoty rachunku?
Duży, zamulony sklep.
Ocena:
448
(572)
Komentarze