Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#15259

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję z jedną dziewczyną, dajmy na to Basią, która jest straszną gadułą. Normalnie buzia nie zamyka jej się na dłużej niż 10 minut (spożycie śniadania) przez cały boży dzień. Normalnie staram się z nią jakąś tam szczątkową dyskusję prowadzić (z mojej strony są to głównie przytaknięcia oraz ′aha′ ′no tak′ ′mhm′), z czystej uprzejmości, gdyż cholernie nie lubię jak ktoś przeszkadza mi w pracy.

Jednakże przyszedł taki dzień, w którym miałam humor z gatunku tych mocno nieprzysiadalnych i bardziej przypominałam wielką chmurę gradową niż istotę płci żeńskiej, biurwownikiem pieszczotliwie zwaną. Osoby posiadające chociaż szczątkowy instynkt samozachowawczy w takich dniach omijają mnie szerokim łukiem. Jestem osobą obdarzoną wręcz archanielską cierpliwością i naprawdę ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi, ale gdy ten moment nadejdzie to klękajcie narody.

Wiadomo, Basia przyszła do pracy, nie zdążyła nawet do biurka dojść i już dzieli się ze mną rewelacjami w stylu firanki babci Zdzisi. Grzecznie ucięłam konwersację, mówiąc że jestem naprawdę zajęta (co nie mijało się za bardzo z prawdą) i pogadamy na przerwie.

Basia zdążyła jeszcze wyrzucić z siebie z prędkością karabinu maszynowego kilka zdań, po czym zdziwiona zamilkła, chyba dopiero przetrawiając informację. Naburmuszyła się, wydęła usteczka i zajęła się pracą.

Chwilo, trwaj! Nastała długo wyczekiwana cisza, mogłam w spokoju zająć się pracą, która szła mi o wiele szybciej niż zwykle, dzięki brakowi czynników rozpraszających. Niestety, nie minęło 40 minut i znowu słyszę piękny, czysty sopran Basi:

[B]: Wieeeesz co, Carrie? Mogłabyś się trochę opalić!

Unoszę się znad papierologii stosowanej i rzucam jej spojrzenie z gatunku ′zgiń przepadnij, bo lewatywa ze żwiru′. Owszem, Matka Natura obdarzyła mnie karnacją anemicznej córki młynarza, ale dobrze mi z samą sobą i uwagi na ten temat działają na mnie jak czerwona płachta na byka. Spojrzenie najwyraźniej spełniło swe zadanie, bowiem Basia znowu zamilkła, tym razem już do końca dnia.

Dwa dni później dostaję mail od Jaśnie Wielmożnego Prezesa, iż zaprasza mnie do siebie do biura w godzinach południowych, bynajmniej nie na kawkę i ploteczki.

Co się okazało? Basia poskarżyła mu się jaka to ja jestem niemiła i niekoleżeńska, że w ogóle diablę wcielone i ona chce przeniesienia na stanowisko pracy jak najbardziej oddalone od mojego własnego. Pan Prezes zrugał mnie, ale tak niemrawo, chyba tak dla zasady.

Basię owszem, przeniesiono salę dalej.

Oto jak konflikty rozwiązują osoby rzekomo dorosłe. Przez chwilę poczułam się jakbym wróciła do szkoły podstawowej na uroczy bordowy dywanik Szacownej Dyrekcji po skardze koleżanki zaczynającej się od ′proszę pani, bo ona...!′

Biurwownictwo

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 578 (722)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…