Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#15890

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo i nudno, ale chcę oddać po części wszystko co przeżyłam. Piekielną będzie moja, już była na szczęście, pani doktor.

Wiosną tego roku, na złość wszystkim lekarzom, miałam czelność się rozchorować.

Jako że długi czas gorączkowałam i wypluwałam sobie płuca, bez żadnej poprawy pomimo testowania wszystkich dostępnych bez recepty leków, a nawet stawiania baniek (co przypłaciłam prześlicznymi oparzeniami, dziękuję Cię mamo! ;)), postanowiłam udać się do lekarza.

Wizyta u pani doktor trwała niecałe pięć minut, ledwo rzuciła na mnie okiem i łaskawie spytała co mi dolega. Wyszłam z receptą na antybiotyk, bo jakże by inaczej i kilka innych specyfików.

Ufnie zaczęłam przepisaną kurację. Na której efekty nie trzeba było długo czekać, dostałam straszliwej alergii na któreś z lekarstw. Całe ciało zaczęły pokrywać różowe placki.

Nie mając dużego wyboru wróciłam do lekarza, pokazując co to się ze mną dzieje. Dostałam receptę na inny antybiotyk i łaskawie dano mi zlecenie na prześwietlenie płuc, bo a nóż widelec wcale sobie nie wymyślam choroby i serio coś mi może dolegać ;)

I totalnie na złość pani doktor, rentgen wykazał płyn w płucu. Nie mając za dużego wyboru wróciłam z wynikiem do
pani Piekielnej. usłyszałam że zmiana leczenia, antybiotyk domięśniowo, dwa razy dziennie mam przyjeżdżać do przychodni aby mi go podawali. Ale na moje nieznikające i dość dokuczliwe uczulenie - ani słowa.

Jeździłam sobie grzecznie, a dokładniej byłam zawożona i odstawiana do gabinetu przez rodziców. Aż nastał weekend. Początkowo poinformowano mnie że będzie do mojego domu przychodziła pielęgniarka, ale stanęło na tym że nie ma tak dobrze w życiu i mam sobie dojeżdżać na pogotowie. W sumie niewielka różnica bo niemal w tym samym miejscu.

Na pierwszej wizycie tam, zostałam niemal opieprzona cóż za wycieczki sobie urządzam z zapaleniem płuc. I jakiego mam nieodpowiedzialnego lekarza, przecież powinnam już dawno z szpitalu leżeć. Po weekendzie, przy kolejnym zastrzyku poszłam porozmawiać z moją lekarką. Opowiedziałam co usłyszałam na pogotowiu. I w ten sposób łaskawie dostałam skierowanie do szpitala, ze słowami że ona nie wie czy mnie przyjmą, i och jakaż ona wspaniała że się tak mną opiekuje.

O pobycie w szpitalu nie będę się opisywać bo to już zupełnie inna historia. Tak czy owak spędziłam tam nieomal dwa tygodnie, dostając jeszcze inny antybiotyk i sterydy, bo ktoś się w końcu przejął faktem że mam ciągle uczulenie na całym ciele ;)

Tak więc ze szpitala wyszłam zdrowa ale także nieco grubsza, dzięki przyjmowanym sterydom przybyło mi około 6 kilogramów, co naprawdę mało mnie wtedy przejmowało.

I tak dochodzimy do sedna.

Po miesiącu od wyjścia musiałam pójść do lekarza po skierowanie do badania krwi, by sprawdzić czy wszystko jest już w porządku. Z myślą że to takie nic, tylko poproszę o ten świstek, a zmianą lekarza, który nie będzie robił ze mnie świnki doświadczalnej - zajmę się jak wyzdrowieję do końca.

I tak oto wchodzę do gabinetu, ciągle jeszcze ledwo stojąc na nogach, chcąc szybko załatwić wszystko. Przedstawiam się i słyszę:
"-Ale przytyłaś!"
I tak zwątpiłam we wszystko, naprawdę odjęło mi mowę. Ale zdołałam wydukać:
"-No przecież dostawałam sterydy w szpitalu więc to chyba normalne."
"-Sterydy? A niby po co?"
I tak stanęło mi całe życie przed oczami czy ja już nie wiem kim jestem, umknęły mej pamięci studia medyczne..
"-No przecież miałam straszne uczulenie, które samo nie znikało. I nie ja jestem lekarzem."
Poburczała coś pod nosem, i dała mi w końcu skierowanie.


Lekarza już zmieniłam. I nigdy nikomu nie życzę takiego lekarza, zastrzyków domięśniowo czy w ogóle zapalenia płuc. Ani kuracji antybiotykami cały miesiąc i dochodzenia do siebie przez kilka kolejnych :/

przychodnia w L.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (124)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…