Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#16006

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio przydarzyła mi się kolejna „historia życia” jak to mawia moja przyjaciółka.

W zeszłą środę wracałam po dwóch dniach nieobecności do domu. Niewyspana, zmarnowana, wsiadłam do autobusu, z torebką przeładowaną do granic możliwości, a wszyscy wiedzą, że kobieta jest w stanie zapakować do torebki WSZYSTKO, z wyłączeniem najważniejszych rzeczy.

Wsiadłam do mało popularnego autobusu z zamiarem przejechania 2 przystanków żeby złapać przesiadkę. Położyłam torbę na półce na bagaże i przejechałam może z 5 metrów. Kanar. Spojrzałam z przerażeniem na torebkę która leżąc oznajmiała mi, że nie uda mi się do niej już wszystkiego zmieścić jak ją otworzę. Pan rączym krokiem podszedł do mnie i oznajmił szczerząc białe uzębienie „bileciki do kontroli”. Kontrolne spojrzenie na torebkę, która tylko czekała, żeby zwymiotować napchaną do niej zawartość.

Otworzyłam, wsadziłam rękę, żeby znaleźć portfel. Oczywiście był na dnie, kilka rzeczy się wysypalo, kilka trzeba było wyjąć, jak zwykle w takich sytuacjach, prosta złośliwość rzeczy martwych. Jak już wygrzebałam kartę miejską podałam panu, i zabrałam się za pakowanie z powrotem wszystkich rzeczy, zbierając je z podłogi i bliskiego otoczenia torebki. Kiedy udało mi się wsadzić już do torebki wszystko poza butelką z płynem, zamknąć ją i czekałam aż pan odda mi mój przybytek z dokumentami, z myślą o umieszczeniu go w kieszeni tylnej torebki kontroler jakby na komendę:

[k]: a legitymacja jest?

Tak, miałam żądzę mordu w oczach, bo cholera, nie mógł mi tego powiedzieć od razu, gdy sprzęt wydał podwójne piknięcie dla biletów ulgowych, tylko czekał aż zapakuję się ponownie.

[j] [z nadzieją że nie każe mi znów szukać, tylko uwierzy na słowo]: oczywiście, jest.
[k]: proszę okazać.

Sytuacja z szukaniem analogiczna tylko że tym razem poszukiwania bez rezultatu. Kontroler zaprosił mnie na zewnątrz i kazał szukać dalej. Ponowne poszukiwania zakończone niepowodzeniem, zawartość torebki na chodniku, ludzie dookoła patrzący na mnie jak na przestępczynię.
Pan kontroler więc z nieukrywaną satysfakcją oznajmił mi, że będzie mandat. Pomyślałam okej, zapłacę te niecałe 15 złotych i będzie w porządku.

Wypisał, pouczył, ja przyjęłam, wpakowałam do torebki z lekką irytacją. W piątek zapłaciłam opłatę manipulacyjną wynoszącą całe 14,80. O sytuacji zapomniałam. Aż do wczoraj.
Wracam do domu wieczorem, włączam komputer, mam nową wiadomość na Facebooku. Od osobnika, którego personalia nic mi nie mówią. Wchodzę w treść. I oto co czytam:

„Mandat zapłacony?”

W tym momencie nie do końca zrozumiałam co się dzieje, gdyż nie podaję na facebooku imienia, bo w kontaktach towarzyskich go po prostu nie używam, a moje nazwisko znajduje się w 10 najpopularniejszych w Polsce. Nie miałam pojęcia jak mnie znalazł, ani po co, chyba tylko po to, żebym się zastanawiała.

I tak na koniec, mam pytanie, czy można to jakoś zgłosić, nie wiem, jako nękanie czy coś w tym stylu? Bo sytuacja jest tak absurdalna, że mój mały kobiecy móżdżek nie jest w stanie jej zrozumieć.

ztm

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (149)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…