Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#16057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na początku sierpnia wybrałam się z przyjaciółmi i moim przyszłym na Mazury. Pole namiotowe 20m za końcem świata, ale wszystko w porządku, cena super, pogoda akurat dopisała... Czyli cud, miód i orzeszki. Ale niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i nadszedł czas wyjazdu.

Ogarnęliśmy pociąg z Giżycka, teoretycznie jedzie 5h. Bilety zakupione, więc idziemy coś zjeść. Po czym naszego pecha część pierwsza: w weekend (wracaliśmy w poniedziałek) odbywał się w Giżycku festiwal hip-hopowy. Na peronie od groma i ciut ciut ludu w stanie wskazującym i wieku średnio 15-22 lata. Awanturują się między sobą niemożebnie, ale trudno: my nie damy rady?!

Podjeżdża TLK, nawet mojemu TŻ udało się ładny kącik zająć. W przejściu co prawda, ale tak nie wadząc nikomu. Torby rozłożony, śpiwór zwinięty za plecy, co by się oprzeć, uzbrojona w książkę i butelkę wody, czyli w miarę cacy. Do czasu.

Piekielni nie okazali się wcale wracający z imprezy. Wypili jeszcze trochę i poszli spać na kilka godzin. Piekielna okazała się kobitka wsiadająca na stacji za Ełkiem. Typ matki wojująco-roszczeniowej.

Wyobraźcie sobie scenę: w przejciu na stojakach wiszą dwa rowery. Trzy osoby gniotą się w ich okolicach. Przy drzwiach otwierających się siedzi dziewczyna skulona i czyta książkę. W naszym kąciku torby, plecaki, śpiwory (namiot na szczęście nie przetrwał próby wody i nie wracał do Warszawy). Ładuje się Kobitka z dzieckiem na oko 4-letnim, babcią słusznej postury, wózkiem potężnych rozmiarów i czymś co wyglądało jak... blat od stołu owinięty materiałem O.O

Dziecko od razu z babcią leci miejsca szukać, a Kobitka najpierw miło zagaja:
- A państwo to daleko jedziecie?
Na co wszyscy:
- No tak, do Warszawy.
W Kobitkę jakby diabeł we własnej osobie wstąpił. Że ścisk taki, że ona z tym wózkiem musi do przedziału wejść, bo dziecko tam samo! Przejście miało ze 20cm mniej szerokości niż wózek, ale się jej jakoś udało i o wojującej zapomnieliśmy.

Z powodu niesamowitego upału przejście między wagonami zostało siłą otworzone i utrzymane w takim stanie przez facecika, który wyglądał, jakby wszystkie festiwale po kolei zaliczał, bo tam i nakarmią, i napoją, i będzie gdzie się przespać. Więc i ludzie przychodzili tam zapalić, zamiast do kibelka chodzić. Obsługa pociągu także. Drzwi do przedziału (taki dłuuugi z samymi fotelami) zamknięte. Ale Kobitka ma chyba radar. Wyskakuje i jeszcze w pełnym pędzie krzyczy, że konduktora wezwie, jeśli palenie nie ustanie. Bo dziecko ma astmę. I tak jeszcze kilka(naście) razy, już do samej Warszawy... Ani pospać, ani posłuchać tego, bo ilość decybeli przekracza moje granice, ani się pośmiać, bo Kobitka zgotuje piekło.

Jak ten dym doleciał przez oba przejścia i drzwi szczelne - do tej pory nie rozumiem.

A najlepsze na koniec. Warszawa Wsch., Kobitka ustawia się z dzieckiem przy drzwiach na peron, wózek, babcia... A ta się ocknęła, że jeszcze jedna stacja! Ludzie przyblokowani, bo taki wózek mało zwrotny jest na takiej przestrzeni, rowery przyblokowane, a też miały z właścicielami tu wysiadać. I oczywiście żadnego "przepraszam", tylko "wyjdą sobie państwo innym wyjściem." Po prost poezja...

TLK Gdańsk - Katowice

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (175)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…