Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#16253

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia o tym, że warto walczyć o swoje! :)

Wynajęłam mieszkanie na miesiąc pewnej dziewczynie. Pierwszy raz w życiu się na coś takiego zdecydowałam i ostatni. Na miesiąc, bo potem się pożegnałyśmy. Być może niepotrzebnie się zrażam do potencjalnych lokatorów, ale chyba mam dość na resztę życia... Historia miała swój finał w sądzie w tamtym tygodniu.

Mieszkanie rodzice przepisali na mnie, sami wyprowadzili się na wieś. Żyć nie umierać, bo zawsze mam wolną chatę dla siebie i dla kota, a oni płacą za czynsz. Postanowiłam jednak znaleźć sobie kompankę a jednocześnie źródło zysku i wystawiłam ogłoszenie w Internecie.
Było parę odpowiedzi, na rozmowę przyszło kilka dziewczyn (i o dziwo jeden facet, który mimo klauzuli, że przyjmę tylko dziewczynę, bo mam bardzo zazdrosnego chłopaka postanowił osobiście mnie przekonać...).
Żona kuzyna jest prawnikiem, dlatego poprosiłam ją, by pomogła mi napisać umowę. Poradziła, by wstępną spisać na miesiąc z możliwością ewentualnego przedłużenia. Zgodziła się też być przy jej podpisaniu. Niech jej Bozia w dzieciach wynagrodzi!

Ewelina, bo tak miała na imię nowa lokatorka, od razu nam obu przypadła do gustu - rozmowna, wesoła, otwarta itd. Umowa została podpisana.

Przez kilka dni żyło nam się cud-miód. Ja chodziłam na praktyki lub do chłopaka i nie było mnie w domu od ok. 8:00 do 16:00, czasami nie wracałam na noc; ona wychodziła do pracy na 14:00 i wracała około 22:00, 23;00. Miała zakaz wchodzenia do mojego pokoju, którego nie obowiązywała umowa i co było w niej wyraźnie zapisane. Reszta dwupokojowego lokum była do jej dyspozycji.

Teraz postaram się skrócić. Szybko zauważyłam, że moje ciuchy ktoś rusza. Podobnie było z żywnością, a na swoje wyżywienie Ewelina miała łożyć sama. Po około tygodniu znalazłam przepoconą koszulkę widocznie noszoną i złożoną z powrotem do szafki jakby nigdy nic. Zapytałam Eweliny, czy aby niczego nie ruszała. Oczywiście zaprzeczyła. Jednak swój rozum mam i od tej pory zaczęłam się wszystkiemu lepiej przyglądać. Zaczęłam robić zdjęcia pokoju, szafy i zostawiałam włączony dyktafon kiedy mnie nie było. Mówiłam też, że wrócę na pewno o 13:00 a zjawiałam się 2h wcześniej.
Mój dyktafon jest wyposażony w funkcję wychwytywania dźwięku. Innymi słowy - nie nagrywa ciszy. Dlatego przesłuchiwanie całego nagrania nie zajmowało mi wiele. Początkowo nagrywał się tylko hałasujący kot. Po kilku dniach od sytuacji z koszulką oprócz kota nagrywała się i Ewelina.
Porównywanie zdjęć sprzed i wyglądu pokoju po powrocie też dostarczyło dowodów na to, że Piekielna grzebała sobie w mojej szafie jak chciała.

Dostała kolejne ostrzeżenie, ale o dyktafonie i zdjęciach jej nie mówiłam. Poradziłam się tylko żony kuzyna, tej samej prawniczki, a ona stwierdziła, że dowodów jeszcze nie mam, ale powinnam je zbierać.

Z pożyczania Ewelina przeszła do kradzieży. Zniknął mi mój ulubiony dres Reebok. Bluza za jakieś 150 zł po przecenie i spodnie za ok. 80 też po przecenie, ale dla mnie to i tak dużo. Ewelina utrzymywała, że musiałam go zostawić na siłowni. Rzeczywiście, znajomy prowadzi siłownię, gdzie czasem chodzę, ale pamiętałam, że bluzę wtedy zostawiłam w praniu (dodam, że ona miała osobny kosz na pranie, ja osobny). Utrzymywała, że w moim koszu nie grzebała. Nie miałam siły się z nią kłócić.

Następnego dnia poszłam z chłopakiem do sklepu dla majsterkowiczów po zamek do drzwi i zasuwę. Mój luby zamontował ustrojstwo tak, że działało bez zarzutów, a ja w tym czasie odkryłam brak kilku innych rzeczy w całym domu, bo wzięłam się za intensywne szukanie. Znikało wszystko to, co niepoliczalne, głównie płynne. Szampon, balsamy, kremy itp. Także żywności było nieporównywalnie mniej. Nagle skończył się zapas cukru brązowego (innego nie używam), mleka, oleju, herbaty, kakao itd. Najważniejsze jednak, że nie było blendera i miksera. Chłopak zgodził się zostać do wieczora i zrobiliśmy lokatorce małą awanturę. Oczywiście wszystkiego się wypierała. Nie przyznawała się nawet do używania mojego szamponu nie mówiąc o blenderze i mikserze. Nota bene, były właściwie nieużywane, bo stare rodzice wzięli na wieś. Usłyszałam tylko, że jestem podła, a kiedy mnie nie było ominęła mnie kontrola stanu liczników i pewnie ci goście od sprawdzania coś zwinęli.

Następnego dnia zaszłam do sąsiadki - żadnej kontroli nie było a staruszka siedziała cały czas w domu. Kupiłam też sobie zamykane na klucz kuferki na kosmetyki. Niektóre rzeczy zamknęłam w pokoju, gdzie już czułam się względnie bezpiecznie. Poza tym zadzwoniłam do rodziców, których do tej pory nie chciałam martwić i napisałam do żony kuzyna. Ta przyjechała i wygłosiła Ewelinie pogadankę. Ona zaś uspokoiła się na kilka dni. Oczywiście nie odezwała się do mnie słowem. Nagle też pojawiły się w łazience nowe kosmetyki i inne utensylia: szampon, szczotka do włosów, balsam do ciała, ręczniki, żel pod prysznic itd. Zniknęły za to stare puste opakowania mające stwarzać pozory, że Ewelina ma coś swojego. Ja tymczasem wszystko trzymałam w kuferkach albo w pokoju.

Codziennie Ewelina była pytana o blender, mikser i dres. Nie dała się jednak złamać. Przeszukałam jej rzeczy (nie, nie czuję wyrzutów sumienia), ale nic mojego tam nie znalazłam.

Wkrótce Ewelina odstąpiła od złodziejstwa, na rzecz niszczenia mojego mienia w akcie zemsty + sprowadzała do mojego mieszkania jakiegoś podejrzanego typa mówiąc, że to jej chłopak. Podarła w kilku miejscach moje ręczniki, stłukła szybę w piekarniku, nawrzucała jakiegoś syfu do zlewu, stłukła mój kochany kubeczek, kilka kafelków na podłodze w kuchni... Itd. Przestałam chodzić do chłopaka tylko zapraszałam go do siebie, po praktykach wracałam do domu, by mieć Ewelinę możliwie jak najdłużej na oku.

Czara goryczy przelała się, jak kiedyś po powrocie znalazłam wyłamany zamek. Tym razem zniknął mój smartfon z pękniętym wyświetlaczem. Nie używałam go od dwóch dni, przełożyłam kartę do starej komórki i czekałam aż zabierze zepsuty telefon brat, którego kumpel zajmuje się serwisowaniem takich rzeczy. Smartfon był używany, ale drogi przy zakupie (ponad 2000zł) i bardzo dla mnie cenny, bo dostałam go od chrzestnej na urodziny. Oprócz tego zniknęła dziwnym trafem sukienka za około 3 stówy, w której miałam się pojawić na ślubie brata. Mało? Nie było też aparatu. Nie liczę kilku lakierów do paznokci pozostawionych samopas i rozbitej skarbonki leżącej na podłodze. Ze świni wysypywały się tylko drobniaki, a pamiętam, że kilka banknotów też tam wpadło. Myślałam, że coś zrobię tej lafiryndzie. Akurat była w domu, urwałam się wcześniej z praktyk. Zrobiłam jej awanturę jakiej świat nie widział. Przeszukałam jej rzeczy na jej oczach - prawie mnie nie pobiła. Starałam się zadzwonić na policję. Nie mamy domowego (i dzięki Bogu, już się boję jakie byłyby rachunki), a komórkę cały czas wyrywała mi z ręki. Nie mogłam się zamknąć w pokoju, ta wariatka cały czas mnie goniła i nawalała pięściami. Kot gdzieś zniknął. Okazało się, że biedna siedziała w skrzyni kanapy bo tak się bała. Ja zaczęłam ryczeć i naprawdę bałam się o siebie.

Wytłumaczenia? Że kot miauczał, usłyszała rozbitą skarbonkę, myślała, że kotu coś jest, więc korzystając z tego, że akurat był jej chłopak wymontowali zamek i "uratowali" kota... A ja jestem niewdzięczną suką oczywiście.

Nie miałam siły. Kazałam jej się wynosić, groziłam policją, ale błagała, żebym tego nie robiła, mówiła, że nie mam na nią dowodów i zwalała znowu winę na kogoś innego. Mówiła, że po akcji z zamkiem była moja koleżanka Róża i to ona pewnie wszystko ukradła. Zadzwoniłam do Róży - tak, była. Nawet weszła do pokoju, widziała rozwalony zamek i skarbonkę, ale stwierdziła, że nie ma czasu na mnie czekać i poszła. Oczywiście nie pytałam jej, czy przypadkiem czegoś nie ukradła, bo ją dobrze znam.

Zadzwoniłam do żony kuzyna, rodziców, brata i drugiego brata i umówiłam się na następny wieczór - mieli przyjechać i sobie z Eweliną "pogadać". Zgłosiłam też kradzież na policję.

Rodzinka stanęła na wysokości zadania - zjawili się w komplecie, urządzili sobie z Eweliną małą pogadankę, wzięli od niej numer do rodziców (zmyślony), ale efekt tego był taki, że dziewczyna się do niczego nie przyznała, a wkurzyła jeszcze bardziej. Dzień po obławie, jaką zgotowali Ewelinie moi bliscy ta zrobiła najgorsze świństwo ze wszystkich.

Nie byłam wtedy na praktykach - niedziela. Ewelina też siedziała w domu. Wyszłam tylko na chwilę po zakupy. Na pięć minut. Nie było nowego zamka, więc kot chodził po mieszkaniu samopas. Wracam ze sklepu i kogo widzę pod oknem słaniającego się na nóżkach? Moją kicię! Suka Ewelina była na tyle porąbana, że wyrzuciła kota z szóstego piętra! Oczywiście mówiła, że sama wypadła. Jasne. Przez trzy lata była taka mądra, aż nagle zdurniała na koniec bajki i zachciało jej się latać...

Nie wchodziłam nawet na górę. Zawołałam tylko Ewelinę przez okno, żeby wyrzuciła mi torbę na kota z kluczykami do auta w środku.
- O jejku, a co się stało?!
- Ty już kur*a dobrze wiesz, co się stało.
Zrobiła jak kazałam i od razu zawiozłam kota do weterynarza. Kicia miała złamane obie tylne nóżki. Na szczęście wraca już do zdrowia.

Podsumuję już, bo mnie to pisanie męczy, a Was czytanie pewnie także. Zgłoszenie o kradzieży (kradzieżach właściwie) zostało przyjęte. Policja uwierzyła zeznaniom moim i żony kuzyna. Uwierzyli również, że Ewelina jest winna wyrzucenia kota przez okno. Czeka ją spłacenie wszystkich długów i być może więzienie za znęcanie się nad zwierzęciem, kradzieże (w tym z włamaniem), naruszenie umowy najmu i składanie fałszywych zeznań. Przyznała się w końcu do wszystkiego. Oddała blender, mikser, aparat i sukienkę. Smartfona zdążyła gdzieś opchnąć. Zapłacić ma m.in. 1500 zł zaległego czynszu, 2000 za operacje kota - pierwsza się nie udała, nastąpiła tzw. rotacja kości, ok. 2000 za smartfona, 200 zł ze skarbonki, ok. 1000 zł zadośćuczynienia za zniszczone ręczniki, szybę piekarnika, potłuczone naczynia i inne drobne szkody (tak naprawdę nazbierało się tego mnóstwo, nie jestem w stanie wypisać), 300 zł za dres (wycena nastąpiła po porównaniu cen w Internecie, dlatego też dostałam za niego więcej niż wydałam i odmówiłam przyjęcia starego z powrotem, bo był totalnie powycierany i sponiewierany), pokryje także koszty procesu. Podciągnęliśmy ją również do zapłaty zadośćuczynienia za mój rzekomy rozstrój zdrowotny. No, nie taki rzekomy. Napsuła mi tyle krwi ile nikt inny wcześniej. Na szczęście tamten miesiąc mam już za sobą.

PS Jeżeli kogoś to interesuje - nagrania i zdjęcia nie zostały przyjęte jako materiał dowodowy. Wszystko mogło być teoretycznie sfabrykowane. Na nagraniach podejrzana się nie wypowiada. A gdyby się wypowiadała mogłaby mnie posądzić o bezprawne nagrywanie... Wszystko dobrze się skończyło, bo w końcu się przyznała.

PS 2 Chłopak Eweliny będzie miał najprawdopodobniej wszczęte postępowanie o współudział w dokonaniu kradzieży i włamania. Smaczkiem jest, że już wcześniej był zatrzymywany za podejrzenie paserstwa.

Walczcie o swoje, warto!

Skomentuj (84) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 972 (1070)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…